niedziela, 21 sierpnia 2011

Cień z przeszłości cz. 2

Mikropowieść/nowela/opowiadanie (ech, gubię się w klasyfikacji) George'a "Dwa R" Martina Pieśń dla Lyanny sprawiła, że moje postanowienie, aby przeczytać w końcu Grę o tron dostało mocny dodatkowy bodziec, żeby kiedyś je wypełnić. To krótkie dziełko, którego akcja rozgrywa się na pustynnej planecie, zamieszkałej nie tylko przez ludzi, ale i przez tysiąclecia starszą od nich rasę Shkeen, a którego fabuła dotyczy zmagania się dwójki wysłanych tam licencjonowanych telepatów (Talentów) z... miłością, na dodatek miłością powiązaną z lokalnym kultem, którego praktykowanie kończy się samobójstwem - pochłonięciem przez pewien pasożyt. Dopóki kult ten praktykowali tubylcy, wszystko było OK, ale ponieważ zaczęły się konwersje ludzi - ludzie musieli zbadać sprawę...
Miłość, bezinteresowna i wszechogarniająca, postrzeganie pozazmysłowe, istota miłości, zbiorowy rozum oraz dobrowolna śmierć jako akt miłości - to wszystko i więcej jest tam poruszane, a cała reszta, to w sumie dodatek do tej pasjonującej historii. I zadziwiające zakończenie. Tzn. częściowo zadziwiające. O ile czytelnik mógł się domyślać od połowy utworu, co zrobi jedna z dwóch głównych postaci, to na samym końcu postępowanie drugiej było ciężkie do przewidzenia. Ale to tylko in plus.

Nie miałem do czynienia z wieloma pozycjami napisanymi przez braci Strugackich, albo chociaż przez "pojedynczych" Arkadija czy Borysa. I po Żuku w mrowisku postanowiłem, że trzeba będzie sięgnąć do większej części ich twórczości, niż tylko Pikniku na skraju drogi czy jakiś zbiorków opowiadań. Znów pod płaszczykiem zapierającej dech w piersiach kreacji świata przyszłości, z podróżami kosmicznymi, z obcymi rasami i międzygalaktycznymi konfliktami mamy postawione kilka fundamentalnych pytań o istotę człowieczeństwa, i co właściwie czyni nas ludźmi, i kiedy ludźmi być przestajemy. Gdzieś dodatkowo pojawiają się pytania, czy i kiedy można cenzurować naukę, i jakie koszty może ponosić zarówno cenzorujący, jak i cenzorowany. Żuk jest drugą częścią Przenicowanego świata, jednak nieznajomość tej pierwszej książki nie wpłynęła jakoś znacząco na zrozumienie treści. Fabuła opowiada o pewnym człowieku, który został Progresorem (taka fucha w kosmosie, na obcych, nie znanych ludziom światach, lub dopiero poznawanych, nie chcę mi się wyjaśniać) mimo tego, że niezbyt się do tego (jak się później, po śledztwie, jakie prowadzi główny bohater) nadawał. Dziwnym trafem całe jego życie zdawało się być ułożone przez kogoś, dysponującego nielichą potęgą. Jeszcze dziwniej się robi, gdy okazuje się, że jest więcej takich jak on. A w raz ze śmiercią pewnego lekarza, to już w ogóle Wielka Tajemnica wyłazi z kart książki i pochłania czytelnika. Jej odkrycie jest doprawdy niezwykłe, i faktycznie, jest to tajemnica z rodzaju tych, które zdradzone szerokim masom mogłyby wywołać społeczną i kulturową apokalipsę. Akcja jest wartka, czytelnik nie ma się jak nudzić, postacie są jak żywe, z własnymi cechami charakteru, problemami, słabostkami. Na pewno Żuk miał pełno wznowień i reedycji, i jest dostępny, więc polecam gorąco.

Zapomnij o ziemi C. C. Mac App'a przenosi czytelnika w świat, gdzie ludzkość praktycznie wyginęła. Kosmiczny najazd zniszczył Ziemię, a całej populacji przetrwało tylko około 200 mężczyzn, rozsianych po wszechświecie, pracujących jako najemnicy na służbie kosmicznych imperiów, lub pogrążających się w degeneracji i nihilizmie. Były komandor John Lange jest ćpunem i wrakiem człowieka, gdy dowiaduje się, że istnieje cień szansy na uratowanie ludzkości - gdzieś w pewnym ukrytym miejscu (jak się okaże, ukrytym nie tylko w przestrzeni, ale i ... w czasie) przebywają ludzkie kobiety. Populacja może więc się gdzieś odrodzić. Po zebraniu większości z żyjących mężczyzn, wszystkich byłych i obecnych wojskowych, okazuje się, że w zamian za dotarcie do kobiet, trzeba będzie wziąć udział w wielkiej intrydze, która zachwieje kruchym pokojem pomiędzy trzema kosmicznymi imperiami. Jeśli dodamy do tego jeszcze pozostałości technologii dawno wymarłej rasy, której technologia momentami kojarzy się bardziej z magią, realistycznie przedstawionego głównego bohatera, zmagającego się z nałogiem i przeciwnościami losu, otrzymamy wybuchową, pełną akcji mieszankę. Zdecydowanie dobre dziełko.

Gwiazdy - moje przeznaczenie Alfreda Bestera zaś, kolokwialnie mówiąc, po prostu rozpieprzyły mnie, jako czytelnika. Nic w sumie odkrywczego - te same, odwieczne pytania, o kondycję jednostki ludzkiej, o sensowność podziałów społecznych, o granicę między człowiekiem i bestią, do tego pogmatwana, kosmiczna awantura, bohater, który z antypatycznego degenerata, gwałciciela, zbója i prymitywa staje się prawie półbogiem, wojna domowa w układzie słonecznym, powszechna zdolność teleportacji, która wywróciła ludzkie społeczeństwo do góry nogami, obecność Piwnicznych Chrześcijan, ostatnich przedstawicieli zorganizowanej religii, wyszydzanych (także w sumie i delikatnie przez samego autora) i pogardzanych w dosyć skostniałym i "purytanizującym" społeczeństwie, gdzie władzę sprawują potężne rody przemysłowców, polityków, właścicieli koncernów, to wszystko wymieszane ze sobą stworzyło dziełko, które czytałem z zapartym tchem.

Ale w sumie, jak widzę, to podoba mi się w zasadzie wszystko, co czytam, więc może czytelniku zachowaj więcej krytycyzmu.