środa, 9 maja 2012

Stalowy Szczur x3

Czyli trzy czytadła Harrisona, wydane w Polsce kiedyś przez Wydawnictwo Poznańskie - "Stalowy Szczur", " Zemsta Stalowego Szczura" i "Stalowy Szczur ocala świat". Autor napisał tych czytadeł 12 - czy w Polsce ukazało się ich więcej niż 3, nie wiem.
W sumie już napisałem co to - czytadła. Na dodatek małe, lekkie, przyjemne i bezproblemowe do szybkiego przyswojenia (sam przeczytałem wszystkie trzy w czasie jednej jazdy pociągiem). Tam nie ma drugiego dna, ani rozmów o życiu i filozofii ciągnących się przez kilka stron. Jest za to brawurowa, nieskrępowana niczym, wartka akcja.
"Stalowy Szczur" to okreslenie na przestępce żyjącego na dowolnej z ludzkich planet w dalekiej przyszłości, gdy w sumie przestępczość jako taka praktycznie nie istnieje. Szczurów jest trochę, każdy ma inne zasady i metody działania. Główny bohater, James Bolivar diGriz, oprócz tego, że propaguje ateizm i kieruje się specyficznie pojętym humanitaryzmem (zabija tylko w ostateczności, bo w końcu każdy ma tylko jedno życie), oraz zna Esperanto, to złodziej, malwersant, nie unikający strzelanin i radzący sobie zarówno w chaotycznej walce w zwarciu, jak i w planowaniu kolejnych posunięć. Pewnego dnia zostaje jednak złapany przez Korpus Specjalny - okazuje się, że szef Korpusu to dawny Szczur, zwerbowany kiedyś już przez innego. Najlepsi zaś agenci to byłe Szczury, którym stawia się propozycję nie do odrzucenia.
DiGriz nie przestaje być antybohaterem, egoistą kierującym się głównie własnym interesem i chęcią przeżycia, jednak szybko odnajduje się w Korpusie i brawurowo rozprawia się z kolejnymi przeciwnikami pokoju w galaktyce. Ba, nawet żeni się ze swoją przeciwniczką, która po drobnych korektach psychiki (zostawiała za sobą szlak trupów) również trafiła do korpusu. Udaremnia międzyplanetarne inwazje totalitarnej dyktatury oraz podróżuje w czasie tropem szaleńca, który postanawia zniszczyć Korpus. Brawurowo lecz ze spokojem i humorem.
Fani czytadeł s-f jeśli nie znają tej klasyki, nie mogą przejść obok obojętnie.

Brian W. Aldiss "Superpaństwo"

Jedna z nowszych książek Aldissa, jak na mój gust wyraźnie jednak gorsza od chociażby takiej "Cieplarni". Widać też jak na dłoni poglądy autora, które w sumie zajeżdżają jakąś socjaldemokracją.
Niby ma to być satyra na Unię Europejską z elementami antyutopii ale momentami nie było to zbytnio śmieszne. Ale co kto lubi.
Autor przedstawia przedstawicieli elit biznesowych i rządowych, ale i prostszych ludzi, w tym imigrantów, ukazuje ich perypetie w szerszym kontekście społecznym i kulturowym. Mamy więc zblazowanych burżujów, nowobogackich wysyłających w charakterze zamiennika androida w celu zawarcia ślubu, maniaków religijnych różnych orientacji (dostaje się nie tylko chrześcijaństwu [postać maniaka, mordercy, itd.], ale też wyznawcom jakiś wschodnich pierdół), szalonych militarystów, politykierów pozujących na mężów stanu, itd. Zawsze pod płaszczykiem postępu czy tolerancji wychodzi z nich coś zupełnie innego.
Punktem kulminacyjnym fabuły jest potężna katastrofa naturalna (ogromne połacie zachodniego i północnego wybrzeża Europy zostają zalane przez morze) o niewiadomych przyczynach. Podejrzenia spadają rzecz jasna na muzułmańskie państwo, wybucha wojna (przygotowywana w sumie już wcześniej). A to tylko wstęp do tego, co autor chciał przekazać.
"Cieplarnia" to to nie jest, ale czyta się nieźle.