piątek, 16 października 2015

"Wybudzenie"

Posiadanie pomysłu na książkę nie zawsze skutkuje jej napisaniem. Niby truizm, a jednak trochę boli. Ba, co tam na książkę. Rozpisałem sobie, co znajdzie się w której części trylogii.
A jak przyszło do zrealizowania zamysłu, wyszło raptem kilka stron.
I te kilka stron można przeczytać tutaj.
Kolejne moje opowiadanie należące do nieformalnego cyklu "ale o co chodzi".

niedziela, 11 października 2015

Upływający czas #50

Carlton Mellick III Razor Wire Pubic Hair

Carlton Mellick III to jeden z najbardziej znanych autorów bizarro, będący z gatunkiem od samego początku; w sumie jest to jeden z jego pierwszych kodyfikatorów - czy też twórców - zwał jak zwał.
Tytuł sugeruje, co może czaić się na stronach tej nowelki, ale już pierwsze strony wyprowadzają z błędu - włosy łonowe z drutu kolczastego to najmniej dziwaczny element świata przedstawionego.
Mamy tu bliżej niedoprecyzowane post-apo, Seksmisję na ciężkich prochach, resztki tkwiącej we wtórnym barbarzyństwie cywilizacji kobiet (i post-kobiet) hodują post-ludzkie istoty o wielu męskich i żeńskich genitaliach w charakterze zabawek erotycznych (zużyte idą na przemiał, na jedzenie), wyniszczoną ziemię przemierzają gangi gwałcicielek (oprócz cip parowych/pneumatycznych mają jeszcze m.in. noże), itd. Absurdalnie sadystyczne ruchanie głównego bohatera mającego cipę i dwa penisy nie stanowi jednak głównego sensu i przesłania książki. Główny bohater bowiem nie chce zostać zdegradowany do roli żywego dildo i zastanawia się, czy posiada duszę. Gdzieś tam w tle jeszcze sam Bóg, kobieta o kilku ramionach i dziesiątkach cip na całym ciele, gigantyczne chodzące cipkoidy, żywe budynki mające - tak, zgadliście - cipy i dupy, inkubator wypluwający gotowe dziecko w kilka minut (wcześniej musiał je - hmmh - wylizać z nosicielki, itd. Dawno nie czytałem czegoś takiego, gdzie słowa fuck i cunt używane byłyby z taką częstotliwością. Trzeba mieć nielichą wyobraźnię, by coś takiego wymyślić. Chylę czoła przed mózgiem, który wykreował taki świat przedstawiony.
Generalnie dobrze się bawiłem, polecam. W Polsce chyba nie do dostania, ale w internetach jest mnóstwo pirackich ebooków.


Clive Barker Księga krwi, t. III

Klasyk z Phantom Pressu, polecam prowincjonalne biblioteki, jak czasem pozbywają się części książek, to niepotrzebne im oddają za darmo.
Barker jak to Barker - dużo seksu i przemocy. Gość miał fajne pomysły (nowotwór, który przeżył swojego właściciela i w celu zabijania przypadkowych ofiar wykreował swój mały świat fantomów na bazie wyświetlanych filmów w kinie, gdzie zginął jego nosiciel; duch wrobionego w branżę porno księgowego wnika w prześcieradło, które w kostnicy położono na jego zwłokach, itd.), które położyło drętwe tłumaczenie i, ogólnie rzecz ujmując, daremna jakość wydania. Od dłuższego czasu słyszę plotki, że ktoś ma wydać Księgę krwi w jednym tomie i nowym tłumaczeniu, byłby to bardzo dobry pomysł. Nie ukrywam jednak, że w takim rodzaju horroru czegoś mi brakuje. Jakiegoś zamysłu sięgającego gdzieś głębiej, za te wszystkie w sumie proste, sensacyjne historyjki wykorzystujące czasem taki czy inny nietuzinkowy pomysł. Dobra rzecz, ale czytadło.


Kathe Koja Zero

Ok, tłumacz (czy kto tam podjął decyzję o takim a nie innym polskim tłumaczeniu) trochę zaszalał - org. The Cipher. I tak dobrze, że nie Dziura.
Twórczość tej jednej z najważniejszych współczesnych autorek horrorów jest w Polsce praktycznie nie znana (pozdrawiam wydawnictwa zasrywające półki sieciówek n-tymi wydaniami Kingów, Mastertonów, Chujów-Mujów), także mnie była znana jak dotąd głównie z opowieści. Blurb na okładce zestawił ją z Barkerem - cóż, pod względem ładunku emocjonalnego, jaki obie książki wzbudziły we mnie w czasie lektury, Księga krwi nie umywa się do książkowego debiutu autorki (info za wiki), Zera. I tu, i tam mamy seks i przemoc, i tu i tam mamy czarny humor, a jednak książka której akcja rozgrywa się praktycznie w jednym miejscu (schowku na miotły i środki czystości) okazała się bardziej angażująca i poruszająca jakieś struny, jakie jeszcze gdzieś tam we mnie zostały.
Ot, w schowku na miotły i środki czystości w zapyziałej kamienicy otwiera się Dziura. Wiedzie ona nie wiadomo gdzie, nie wiadomo czym jest. Wraz ze swoją sporadyczną dziewczyną główny bohater stopniowo odkrywa, że Dziura wpływa na wrzucane do niej przedmioty oraz zwierzęta. TL;DR - sytuacja bardzo szybko wymyka się spod kontroli, do mieszkania głównego bohatera wpieprza się z butami coraz więcej rozmaitych świrów i awangardowych artystów (na jedno w sumie wychodzi) mających wobec Dziury własne plany... Czasem co prawda miałem tej książki dość, powtarzałem sobie a wejdźże ktoś w końcu do tej cholernej dziury, bo ileż można, ale i tak nielicho się bawiłem. Trafia się w antykwariatach i u ulicznych sprzedawców.


Dawid Kain Punkt wyjścia

Świetna, zakręcona historia, do tego zakręcona w moją stronę (niekończący się spór, czy język stwarza obiekty w przestrzeni przez ich nazwanie, czy rzeczy mają nazwy; czym właściwie jest język, co i w jakim stopniu możemy opisać) z jednym minusem - język, jakiego używa jeden z bohaterów (a właściwie to... a, nie będę spoilerował, chociaż książka ma swoje lata, więc pewnie kto czytał to pamięta) jest nieautentyczny. Mieszanina rozmaitych zwrotów rozmaitych - tak to nazwijmy - grup użytkowników razi wplecionymi zwrotami z obcych sobie światów, lub używanych niegdyś. Ale i tak brawa dla autora, że mu się chciało.
Do tego seks i przemoc. I ciekawa intryga. I klub BDSM. I autor na końcu niszczy Kraków, a właściwie generuje w nim coś w stylu - pierwsze skojarzenie - epidemii Crossed.


Jeff Vandermeer trylogia Southern Reach: Unicestwienie, Ujarzmienie, Ukojenie

Fun fact: książki te były dodawane (ok, nie wiem czy wszystkie, ale pierwszy tom na pewno) do Pani Domu (czy czegoś w tym guście, nie jestem z tym sektorem na bieżąco).
Jakie to dobre. Kurde. Wspaniale napisane, wspaniale przetłumaczone, do tego jeszcze świetnie dobrana szata graficzna za którą odpowiada Patryk Mogilnicki.
Czego tu nie ma. Są i poplątane ludzie losy, i historia o pierwszym kontakcie z... no właśnie, z czymś na pewno, ale kwestią dyskusyjną jest, z czym właściwie, i próby udowodnienia sobie czegoś, i próby poznania siebie, i melancholia, i nie możność poradzenia sobie ze swoimi wspomnieniami, i cholernie nieprzyjazne, obce środowisko - obce i czyste, dodajmy. Nasz ziemski ekosystem, tylko... rozszerzony. Strefa X, w której Przed Laty Coś Się Stało. Ogrodzony, ściśle kontrolowany teren, nad którym pieczę sprawuje tajna rządowa agencja - Southern Reach. Wbrew oficjalnej propagandzie, Strefa jest odporna na zdradzenie swoich sekretów. Mechanizmy działania rozgrywających się w niej procesów pozostają niezbadane. Pozostają tylko niesprawdzalne hipotezy formułowane przez pracowników naukowych o coraz gorszej kondycji psychicznej. Kolejne ekspedycje badawcze zapuszczające się w zamknięty obszar wyruszają na zmarnowanie. Strefa albo odsyła ich członków - albo odsyła ich duplikaty.
Do tego autor siedzi w bliskich mi tematach - dziwne rzeczy dzieją się z materią, ludzie się zmieniają, rzeczy się zmieniają, świat się zmienia, panta rhei. Ponadto wychwyciłem znajome nuty w czasie czytania - dopiero po dotarciu do Podziękowań przekonałem się, jak bardzo znajome - Vandermeer wprost przywołuje Baudrillarda (postmarksista, postmodernista) i The Derrick Jensen Reader (Derrick Jensen to trochę świr, ale jednak sympatyczny w gruncie rzeczy anarchoprymitywista).
Formalnie nie jest to horror (aczkolwiek jak na fantastykę jest to fantastyka wyjątkowo posępna, bliska weird pod względem egzystencjalnego ciężaru), ale jak czytałem gdy byłem sam w mieszkaniu, przy plumkającym w tle dark ambiencie i zapadającym zmroku, czułem się nieswojo. A to jest naprawdę coś, generalnie mało który książkowy - szeroko pojęty - horror jest w stanie wywołać u mnie niepokój.


Ziemowit Szczerek Siódemka

znów ebook, ale tym razem legalny - z którejś z ostatnich edycji bookrage.
Autor ma kontrowersyjne - jak na Kraków i jak na ten kraj - poglądy, znaczy się, wyśmiewa i nazywa po imieniu wiele naszych współczesnych wad narodowych, chociaż ja tam od dawna do żadnego narodu się nie poczuwam, chyba, że pod względem przynależności do języka, no ale to jest efekt kosmicznego przypadku, więc w gruncie rzeczy też nie jestem z nim jakoś szczególnie zżyty. Tak czy owak, jest tu więc kpina z bogoojczyźnianości najpodlejszego sortu, ze szlachtomanii samozwańczych potomków husarii, z kuców, z tzw. turbosłowian (w ogóle fajnie że autor zauważył zjawisko, samo w sobie będące na jednym poziomie prawdopodobieństwa z teoriami o reptilionach), jest bezlitosne wypunktowanie polskiego bezformia, umiłowania przypadkowości i chaosu. Autor stawia tezę, nie pierwszy zresztą raz, że współczesna Polska nie ma żadnego czynnika spajającego, bowiem nie wykształciła się żadna konkretna kultura mająca odbicie w stylu architektonicznym, w zagospodarowaniu przestrzeni. Że uganiamy się w kółko za cieniami wydobytymi z historii w celach autoterapeutycznych. Autor stawia momentami bardzo gorzkie tezy, nie sposób jednak nie odmówić mu racji - w jednym tylko się nie zgodzę - Kraków jest ostatnim chyba miejscem w tym kraju, gdzie można uciec przed Polską. Jest to miasto, w którym Polska wylewa się z każdej studzienki, która opada na autochtonów i przyjezdnych w szaroburym smogu, która zakwita na ścianach kanionów blokowisk tysiącem napisów w stylu "SEBA ROZJEBAŁ SIĘ NA PSACH".
A wracając do Siódemki - chodzi rzecz jasna o drogę siódemkę. Jest ona personifikacją Polski, tę czarną dziurą pośród ściany wschodniej, zachodniej, północy i południa, tym miejscem, gdzie jest wszystko i gdzie zarazem niczego nie ma. Z Krakowa do Warszawy jedzie Paweł, śpieszy się na Bardzo Ważne Spotkanie. Po drodze zderza się jednak z Polską, z przejaskrawionymi absurdami naszej rzeczywistości, spotykają go sytuacje iście surrealistyczne, nie ma lekko, płoną samochody, trup ściele się gęsto, a ostatecznie... wybucha wojna.
Czytałem już kiedyś Szczerka (Przyjdzie Mordor i nas zje) (o rany, to już ponad rok temu było, jak ten czas leci), Siódemka jest nawet lepsza.


Kazimierz Banek W kręgu Hermesa Trismegistosa

Ok, nadmieniam o tym tylko z kronikarskiego obowiązku, bo nie mam kompetencji by ocenić tę pozycję pod względem merytorycznym. Autor ma przed nazwiskiem prof. dr hab., przez lata był dyrektorem Instytutu Religioznawstwa UJ.
Jest to pierwsze sensu stricte naukowe opracowanie nt. hermetyzmu jakie czytałem, dla laika jest świetną odtrutką na rozmaite pierdoły na ten temat, od jakich się roi w internetowych depozytach wiedzy tajemnej czy w publikacjach na ten temat poczynionych przez najróżniejszych świrów współczesnych i historycznych. Autor rozprawia się z najpopularniejszymi mitami, poddaje rzeczowej, przekrojowej analizie kontekst społeczny oraz historyczny w jakim narodził się hermetyzm, ścieranie się wpływów helleńskich, egipskich i żydowskich. Przy okazji stawia tezę, że Mojżesz był egipskim magiem.
Generalnie bardzo polecam, mnóstwa szalenie interesujących rzeczy się można dowiedzieć, tym bardziej, że w "dyskursie szkolnym" o Hermesie Trismegistosie zupełnie nic nie było, a był to jeden z większych kultów starożytności bliskowschodniej, południowoeuropejskiej i północnoafrykańskiej. Kult kontynuowany w jakimś stopniu i w jakimś sensie po dzień dzisiejszy.


Wsie - Wsie, BDTA 2015

Jeśli zastanawialiście się kiedyś, jak mógłby brzmieć polski odpowiednik wspólnych płyt Current 93 z Thomasem Ligottim, to już wiecie, o tutaj jest odpowiedź. Do szumiąco-szurająco-trzaskliwego tła, będącego ni to zapętlonymi, poprzerabianymi field recordings z nawrzucanymi samplami czy bliżej nieokreślonymi dodatkowymi odgłosami, monotonny głos relacjonuje swoje wrażenia z wizyt w różnych wsiach. Wrażenia podane jakby mógł je podać niezależny obserwator. A wsie o których opowiada są surrealistyczne, groteskowe, absurdalne. Podobnie musiały brzmieć taśmy w Bungalowie Ligottiego, podobnie jak słuchacz czuł się wędrowiec przybywający do Innsmouth.

piątek, 2 października 2015

"Tajemnica różowej łazienki"

Tym razem na niedobre literki trafił mój znacznie lżejszy i poczciwszy - w porównaniu z ostatnimi - tekst - klik!
Do pewnego stopnia historia ta oparta jest na faktach - faktycznie zdarzyło mi się wynajmować kiedyś mieszkanie z taką łazienką i o takim układzie pokoi. Najwięcej przygód miałem tam z piecykiem, któremu przy włączaniu zdarzało się zionąć ogniem.