sobota, 12 września 2015

Upływający czas #49 (Uchodźcy)


Człowiek jest już tak zbudowany, że dobrze się czuje w otoczeniu, które zna i w którym został w określony sposób uwarunkowany. Nawet w niewielkim stopniu, ale chyba każdy przejawia takie zachowania, od melancholijnego wspominania utraconej bezpowrotnie wyidealizowanej krainy dzieciństwa, przez niechęć do zmiany na stałe krajobrazu widzianego codziennie przez lata po delikatne ukłucie niepokoju gdy zmienia się znienacka coś, co od dawna było takie samo. Tendencje takie uwydatnione są zwłaszcza w Polsce, gdzie z racji panujące warunki społeczno-ekonomiczne przeważająca większość społeczeństwa przejawia pojedyncze cechy charakterystyczne dla osób z zaburzeniami osobowości z wiązki C, a nerwice i fobie dotykają coraz młodszych pacjentów. Gdy nie ma nadziei na lepsze jutro, gdy pół życia pracuje się na umowach śmieciowych lub na umowę-zlecenie, a kredyt na mieszkanie to, w większości przypadków, założenie sobie kajdan na resztę życia, nie trudno o okopanie się w swoich wyobrażeniach o utraconej wielkości. Zwłaszcza, że od małego człowiek jest kształtowany w wyobrażeniach o utraconej wielkości, w gorączkowej, absurdalnej, przejaskrawionej, oderwanej od rzeczywistości, romantycznej wizji polskości. Kształtuje się w nim przekonanie, że z racji na odsiecz wiedeńską/bitwę warszawską/bitwę o Anglię/papieża polaka/Wałęsę/co tam jeszcze było, cały świat powinien paść przed nami na kolana i uznać naszą wielkość, doniosłość w dziejach świata. Do tego dochodzi jeszcze religia katolicka, komórki rakowe rozlewające się po systemie edukacji, poddany indoktrynacji młody Polak dowiaduje się o Chrystusie (narodów), o tym, że każdy ateista to potencjalny morderca, gwałciciel, wróg polskości. Nabiera przekonania, że praktycznie każde powstanie/rewolucja/ruchawka w polskiej historii to walka Światła z Ciemnością. A potem taki bidoczek twierdzi, że Armia Krajowa walczyła o kraj bez gejów, bez in vitro i bez Żydów. Co najlepsze, uznaje że tylko on i jemu podobni znają tę prawdziwą historię Polski.
Jeśli jesteśmy tacy zajebiści, jeśli kilkanaście razy na przestrzeni wieków ratowaliśmy Europę/Cywilizację Łacińską/coś tam przed zagładą ze strony wrażych, iście piekielnych, demonicznych sił, i to ratowaliśmy głównie przy pomocy hartu ducha, Panny Maryi i Pana Jezusa, to nie dziwota, że jeśli wszystko wokoło stopniowo i nieubłaganie zmienia się w gówno, to dzieje się to zapewne właśnie przez te wraże, demoniczne siły, przyjmujące najróżniejsze twarze, wrogów wewnętrznych i zewnętrznych. 
Oczywiście przejaskrawiam i mam tego pełną świadomość. Niestety, trend zmierza nieubłaganie w taką stronę. Im jest gorzej, tym bardziej dyskurs hegemoniczny zjeżdża na prawo. Prędzej czy później skończy się to jakąś katastrofą.
Nie spodziewałem się jednak, że z moich nieszczęsnych rodaków, przy okazji przybycia do Europy rzesz uchodźców z ogarniętego pożogą bliskiego wschodu, głównie Syrii, wyleje się aż tyle szamba. Radość z utopionych dzieci, gloryfikacja obozów zagłady, wprost wygłaszane postulaty mordowania ludzi, których jedyną zbrodnią jest ucieczka z terenów wyniszczonych przez wojnę padły nie tylko z klawiatur i ust rozbitków z opłotków systemu, lumpenproletariatu czy środowisk pielęgnujących wtórne barbarzyństwo pod hasełkami patriotycznymi, ale zostały wyrażone też przez, zdawałoby się, ludzi oczytanych i inteligentnych, mających jako takie pojęcie o świecie i ludzkiej psychice.
Oprócz rzeczowych argumentów przeciwko przyjęciu uchodźców pojawiają się tak absurdalne (właściwie to przykrywają te rzeczowe), że macki opadają. Że dewastują mienie? Autokary? Śmierdzą, są brudni? Ciekawe, jak wyglądaliby i jak zachowywali się nasi zatroskani patrioci, jakby przemierzyli szerokość kontynentu praktycznie bez żadnych środków ku temu, traktowani po drodze jak bydło, przepychani z miejsca na miejsce. Ciekawe, czy byliby szczęśliwi, jakby po drodze do Wielkiej Brytanii okazało się, że kieruje się ich np. na Słowację. Zresztą, tam gdzie jest tłum, tam działa psychika tłumu, zwłaszcza jeśli jest to tłum ludzi ogarniętych rozpaczą, ludzi nie mających dokąd wrócić. W porównaniu z prawdziwymi bogoojczyźnianymi patriotami demolującymi rok w rok Warszawę w dniu 11 listopada, w porównaniu z ludźmi jadącymi pociągami na Przystanek Woodstock, w porównaniu z plemiennymi wojownikami takiej czy innej drużyny piłkarskiej jadących komunikacją miejską na derby i tak uchodźcy zachowują się wyjątkowo spokojnie i godnie. Dzicz? Barbarzyńcy? Kozojebcy? Będą gwałcić i mordować? Cóż, w każdej społeczności ludzkiej są chwasty. To tak, jakby Polaków nazywać narodem gwałcicieli niepełnosprawnych nastolatek (drugi przykład) (pełnosprawnych w sumie też - klik), gwałcicieli psów, odkurzaczy, skrzynek pocztowych, narodem dziczy polującej w parkach na łabędzie. Zaraz! To nieprawda z tymi łabędziami? Ano, taka sama nieprawda jak historie o uchodźcach rzucających fekaliami w pielgrzymów. Ciemnota? Fanatycy religijni? Spoko, niedawno próbowano przeforsować u nas całkowity zakaz aborcji, a ciut wcześniej przedstawiciele Narodu rozwodzili się nad smutnym losem plemników w czasie procedury zapłodnienia in vitro. Co jakiś czas ktoś wyskakuje z pomysłem intronizacji Jezusa na króla tego smutnego grajdoła. Także na polu zwalczania praw kobiet widzę możliwość nawiązania porozumienia między stereotypowym Ahmedem a stereotypowym Januszem. Wojownicy Państwa Islamskiego udają uchodźców, by dostać się do Europy? W sumie to raczej trend jest odwrotny - muzułmanie europejscy jeżdżą na dżihad na Bliski Wschód, nie na odwrót. To trochę jak nasze skino-dresy jeżdżące na zmywak do UK i walczące tam z lewactwem np. poprzez atakowanie imprez techno. A potem takie nacjonalistyczne organizacyjki na obczyźnie wysyłają swoje delegacje na manifestacje anty imigranckie do Polski, nie widząc w tym ani odrobiny hipokryzji. Cięższy kaliber - Facebooka obiegło zdjęcie typa z kałachem, który miał być takim ukrytym wojownikiem ISIS. Tak naprawdę ten typ był członkiem milicji walczącej z Państwem Islamskim, wcześniej był rebeliantem walczącym z reżimem syryjskim, później pomagał chronić obozy dla uchodźców. Tutaj jest jego historia. Dodatkowo, świetny artykuł o manipulacji w mediach społecznościowych jest tutaj. Ale nie, zatroskani polscy patrioci zawsze wszystko wiedzą najlepiej. No bo jak to - jakiś ciapaty z kałachem to na pewno terrorysta. Komu się chce zweryfikować w jakikolwiek sposób share'owane informacje, skoro pasują mu do światopoglądu. A że wśród uchodźców większość to mężczyźni? To na pewno jakiś spisek, w końcu to oczywiste, że kobiety, starcy, dzieci równie dobrze jak młodzi mężczyźni zniosą tułaczkę przez cały kontynent, w warunkach urągających elementarnej ludzkiej godności. Czemu nie walczą więc we własnym kraju do ostatniej kropli krwi o każdą jedną cegłę zburzonych domów? Pewnie dlatego, że mają jakikolwiek instynkt samozachowawczy. Już to widzę, jak w razie wybuchu wojny na naszym podwórku wszyscy internetowi obrońcy ojczyzny (wraz z obrońcami ojczyzny trenującymi obecnie walkę bronią białą - np. maczetą - na innych obrońcach ojczyzny) raźno staną w jednym szeregu i z radością poumierają z okrzykiem "Niech żyje Polska" na ustach w starciu z przeważającymi siłami wroga. To niezwykłe, jak trudno jest zrozumieć, że z kraju rozdartego wojną ucieka nie tylko biedota/element podejrzany/roszczeniowy/itd., ale ludzie z wszystkich grup społecznych, nierzadko i przedstawiciele dawnej lokalnej klasy posiadającej, artyści, inteligencja; najzwyklejsi, najróżniejsi ludzie uciekają właśnie przed Państwem Islamskim. Wśród nich są jednostki lepiej wykształcone i generalnie bardziej wartościowe od pierwszego lepszego orka wypisującego na murach "jebać żydów". To niewiarygodne, jak łatwo w powszechnej świadomości utożsamiono uchodźcę z imigrantem (różnica jest fundamentalna - ten pierwszy nie wyjeżdża bo chce, ale dlatego, że zmuszają go do tego okoliczności) a imigranta z terrorystą, elementem rozkładowym, destabilizującym zastany ład.
Fakt faktem, z napięć między ludźmi ukształtowani w tak różnych uwarunkowaniach pojawią się z czasem konflikty. Człowiek jako taki to materia, to stłumione, wyparte instynkty, to permanentny konflikt między stłamszoną, zaklętą w tysiąc i jedno tabu naturą a kulturą, zawierającą bagaż wartości, wzorców zachowania, odniesienia w czasie i przestrzeni, możliwość określenia się w danym kontekście. Oderwanie się od tego czasu i przestrzeni umożliwia spojrzenie na swoje własne uwarunkowania krytycznie, gdy zderzamy się z czymś innym, gdy poznajemy to inne. Gdy dojdzie do tego utożsamienie sobie perspektywy kosmicznej (historia mojego i twojego kraju w porównaniu do historii ludzkości jako takiej - historia ludzkości jako takiej w porównaniu do historii planety - historia planety w porównaniu do bezczasu Wszechświata) oraz perspektywy metahistorycznej (narody rodzą się i umierają, kultury rodzą się i umierają, ludzie rodzą się i umierają - mija 100 lat, nasze problemy trafiają w zniekształconej wersji do szkolnych podręczników historii; mija 1000 lat - nasze małe wojenki, kryzysy, krachy zajmują pół akapitu w podręcznikach akademickich; poza tym historia powtarza się cyklicznie) możliwe jest stopniowe dojście do porozumienia. Wszystkie kultury, cywilizacje, zestawy niepodważalnych wartości (stających się podważalnymi po upływie 1-2 pokoleń) to owoce nawarstwiających się uwarunkowań, pompatycznych pustych pojęć; im bardziej rozpaczliwa jest wiara w cokolwiek, tym większa jest chęć zakrycia drzemiącej pod wiarą pustki. Im większe stawia się pomniki tyranii abstrakcyjnych pojęć (jak "Europa" "Polskość", "Bóg", ale też "Człowiek", "Postęp"), tym większe są dziury, przez które wypełza ciemność. Nie ważne, czy Polak czy Syryjczyk - jeden i drugi ucieka przed tą ciemnością, jeden i drugi zakuwa się w religijne absurdy, nadaje sam sobie sens przez własne uwarunkowania, szuka tego sensu we flagach i godłach. O ileż lepiej byłoby pogodzić się z tą ciemnością i na płaszczyźnie wspólnego rozpoznania kosmicznej grozy egzystencji i jej bezcelowości odnaleźć wspólnotę losów - obdarzonych przekleństwem świadomości rozbitków ewolucji wiszących w kosmosie na z grubsza kulistym kawałku bryły.
Czy to wszystko oznacza, że Polska powinna przyjąć nieograniczoną ilość uchodźców i nie kontrolować tego ruchu w żadnym stopniu? Ano nie, po to to państwo dysponuje odpowiednimi instytucjami (załóżmy - wyjątkowo - optymistycznie, że instytucje te spełniają swoje role), by roztoczyć nad przybyszami subtelny nadzór. Wypadałoby też oswoić ich z kulturą autochtonów, umożliwić przystosowanie się do życia w nowym, nieznanym im środowisku. Przyjąć ich z otwartymi ramionami, ale jeśli ich ramiona nie będą równie otwarte, przy całym zrozumieniu dla ich tragicznych losów, odpowiednie instytucje powinny stanowczo zareagować. Tak samo jak powinny zareagować na ciemnotę autochtonów. W końcu po to istnieje jakiekolwiek prawo, byśmy nie pozabijali się nawzajem, by społeczeństwo jako takie jakoś się kręciło. A kręcić się będzie niezależne od składu etnicznego.