sobota, 1 października 2011

Janusz A. Zajdel "Wyższe racje"

"Wyższe racje" to zbiór opowiadań Zajdla wydany już po jego przedwczesnej śmierci, opowiadania zostały zebrane przez Marka Oramusa. W tomiku znalazły się opowiadania publikowane na łamach prasy, dwa nie były publikowane przed śmiercią autora.
Większość z nich  (umieszczono w tomiku opowiadania krótkie i bardzo krótkie) to rozmaite aluzje do reżimu komunistycznego w PRL, lub dosyć mroczne i przygnębiające wizje przyszłości. Ew. postawione zostały rozmaite pytania o kondycję jednostki ludzkiej, możliwość zmiany jej natury, różne i rozmaite problemy natury etycznej i moralnej - zazwyczaj ukazane na przykładzie załogi lecącego w cholerę w kosmos statku kosmicznego lub odizolowanej, bliżej nie znanej planety gdzieś hen w przestrzeni. Bohaterowie autora to zazwyczaj zwykli ludzie w niezwykłych sytuacjach, muszą podejmować różne wątpliwe etycznie wybory lub znajdują się w sytuacji bez wyjścia, ew. nagle przychodzi do nich Nieznane i wywraca ich świat do góry nogami. Mamy techników, młodych stażem i wiekiem naukowców, pisarzy. Są istoty ludzkie i nieludzkie, ale mające całkiem ludzkie problemy. Mamy światy pożarte przez biurokracje, militaryzm i opresyjne państwo. Mamy bohaterów pozytywnych, negatywnych i miniatury, gdzie w zasadzie nie ma głównych bohaterów, lub do takiej rangi awansuje przedmiot. W sumie ciężko mi napisać coś więcej, raczej w milczeniu wolałbym się pochylić nad wielkością autora i przenikliwością jego umysłu, ale ponieważ wyglądałoby to tu nieco pustawo i bez sensu tak, więc co nieco jeszcze naskrobię.
Autor wpadł na pomysł w jednym opowiadaniu na zarazę z kosmosu, jakieś dzikie cholerstwo, które atakowało ludzi i zmieniało ich w gigantyczne amebowate ustrojstwo, łączyło ich ze sobą w jeden organizm. Ustrojstwo to wypowiadało nieznane, obce słowa - którymi okazały się być "Liberte, egalite, justice!". Dawno już nic nie przemówiło do mnie tak mocno, nie było tak sugestywne jak to opowiadanie, czegoś takiego się nie spodziewałem.
Tak czy siak, jeśli ktoś gdzieś to znajdzie, a znaleźć można prawie na pewno, to polecam gorąco, podobnie jak cokolwiek tego autora.

Ursula K. Le Guin "Wszystkie strony świata"

Ursula Kroeber Le Guin zawsze była jedną z moich ulubionych autorek fantasy (i science/space fantasy btw). Autorka jest feminizująca i pro-ekologiczna, poruszająca wiele ciekawych problemów (nawet tak wyświechtanych jak konflikty na linii nauka - religia, czy spojrzenie na zaawansowaną technologią z punktu widzenia stosunkowo prymitywnej kultury, przez co technologia staje się magią) związanych z naukami społecznymi i antropologią kulturową, wreszcie zafascynowana anarchizmem (kilka utworów dzieje się w czasie i po anarchistycznej rewolucji na pewnej planecie gdzieś hen, daleko w kosmosie) - a mimo wszystko nie nazwałbym jej stukniętą lewaczką -  więc logiczne, że spojrzę na jej twórczość przynajmniej z życzliwym zainteresowaniem.
Do tej pory znana mi była tylko z cyklu Ziemiomorze i jednej części cyklu Hain (Wydziedziczeni), wystarczyło to jednak, bym uznał ją za jedną ze swoich ulubionych autorek. Zbiór opowiadań, do jakiego dotarłem, to rodzaj rajdu na przełaj przez twórczość autorki, każde z opowiadań jest opatrzone krótkim jej komentarzem, zachowano także (z grubsza) chronologiczny porządek całości. Jest to polskie wydanie z 1980 roku (Iskry, seria Fantastyka - Przygoda), gdzie pominięto jedno z opowiadań (być może ze względu na jego anarchistyczne przesłanie? co by było dziwne o tyle, że inne anarchistyczne opowiadanie pozostawiono)
Mamy tutaj więc, oprócz pojedynczych opowiadań dziejących się w ramach któregoś z cykli autorki (Ziemiomorze, Hain), opowiadania różne i różniste, zarówno praktycznie pozbawione elementów fantastyki, jak i poruszające ciekawe zagadnienia (klon - jako grupa ludzi powiązana więzami uczuciowymi nieznanymi dla innych, gdy z klona ginie większość jednostek, a pozostaje tylko jeden człowiek - co musi przechodzić, jak musi się na nowo i od początku socjalizować, przystosowywać do życia z ludźmi; empata odbijający negatywne emocje i co z tego wnika, i jaki ma związek z wybuchem zbiorowej psychozy; podróż gwiezdna jako droga do krainy magii [podobny motyw nieco jak Andre Norton w "Na łów nie pójdziemy"]; wreszcie dosyć standardowe rozkminy o szukaniu własnej tożsamości, złej religii i dobrej nauce - lub, o dziwo, vice versa - w różnych wariantach post-apo lub para-średniowiecznych, o społecznych utopiach i zmęczonych życiem starych rewolucjonistkach, o rasie ludzkiej, gdzie co jakiś czas wszystkim zmienia się płeć, a pod koniec mały mindfuck - opowieść o katastrofach w ruchu drogowym i o życiu - z punktu widzenia drzewa.
Nawet, jeśli niektóre z opowiadań mogą wydawać się nieco pretensjonalne, to całość jako taka jest warta przeczytania nawet dla jakiś szurniętych prawaków.

Bob Shaw "Milion nowych dni"

Książek, które dotykają problemów nieśmiertelności, jest legion. Wśród nich na wyróżnienie i zainteresowanie zasługuje książka (w miarę) współczesnego autora Boba Shawa, "Milion nowych dni", gdzie proces stania się nieśmiertelnym jest czysto techniczny i mający wielkie znaczenie społeczne.
Proces stania się nieśmiertelnym, zwany utrwaleniem, jest dostępny dla każdego (substancja w strzykawce/czymśtam) , ba, jest powszechnie społecznie akceptowanym wyznacznikiem dobrego gustu. Jednak nieśmiertelność ma swoją cenę - mężczyźni stają się niepłodni, poza tym w zależności od wieku utrwalenia, przez całą resztę życia pozostaje się na poziomie intelektualnego rozwoju oraz rozwoju fizycznego w momencie zabiegu (dlatego przypadki, gdy rodzice utrwalają niemowlaki, są wyjątkowo makabryczne). Zabieg nie leczy też chorób - może uratować kogoś nieuleczalnie chorego, ale do końca życia ten ktoś musi przyjmować leki i jego stan zdrowia się już nijak nie poprawi.
Reperkusje społeczne są równie ważne - społeczeństwo zatraciło cechy męskie, cechy zdobywców i odkrywców, pogrążyło się w marazmie, dekadencji i chęci przetrwania, gdyż nieśmiertelni mogą umrzeć w wypadku lub mogą być normalnie zabici, więc cisza, spokój i bezpieczeństwo stały się najcenniejszymi wartościami w społeczeństwie.
Autor pokusił się też o ukazanie nieco szerszego obrazu społeczeństwa, świata, nauki - od małych gadżetów (fosforyzujące strzałki w hotelu wskazujące drogę do pokoju, a uruchamiane kluczem), przez poziom i priorytety edukacji (na końcu książki okazuje się, że główny bohater nie umie pisać ręcznie - i nie jest to oznaka analfabetyzmu - po prostu w tym świecie przyszłości takie umiejętności przestały być przydatne) aż po poziom etyki, moralności, kultury (w książce, w scenie imprezy, przedstawiona jest pewna utrwalona pani, która lubi trzynastolatków - tak, pojawia się drobny wątek pedofilski - ale nie ma rzecz jasna żadnych opisów niewiadomoczego).
Fabuła, mimo tego, że książka jako taka zadaje wiele pytań o różne aspekty ludzkiego życia i społeczeństwa, przypomina bardzo fabułę powieści sensacyjno-kryminalnej, mimo tego, że jest dosyć przewidywalna, to przykuwa uwagę czytelnika.
Główny bohater, nieco staromodny (jako jeden z niewielu, wraz ze swoją żoną, żyje w małżeństwie monogamicznym, gdy tymczasem na topie są różne układy poligamiczne - swoją drogą to małżeństwo nie układa mu się jakoś idealnie) pracownik pewnej firmy, dostaje pewnego dnia od swoich pracodawców propozycję nowego środka zapewniającego nieśmiertelność - dzięki któremu utrwalony mężczyzna zachowa płodność i potencję, nie stanie się rozlazłą, metroseksualną ciotą. Po wielu perypetiach, problemach z żoną, która zachodzi w ciążę (lecz nie z nim), ktoś chce głównego bohatera zabić, i nie przebiera w środkach, porwana zostaje także jego żona... Zakończenie, jak już wspominałem, jest dosyć przewidywalne, ale całość czyta się bardzo przyjemnie.