czwartek, 25 grudnia 2014

China Miéville x2

Mieville to autor niezwykły, zwłaszcza w przełożeniu na polskie warunki i nasze lokalne uwarunkowania, jak ewoluowała polska fantastyka w ciągu ostatnich stu lat.
Przede wszystkim, gość jest marksistą. Samo to jak na nasze warunki jest już czymś zupełnie kosmicznym. Nasi marksiści (całe promile promili procentów promili populacji) to albo niedobitki partyjno-biurokratycznego betonu tęskniące bezkrytycznie za PRLem, albo jakieś pojedyncze jednostki, rozsiane po uniwersytetach lub - zazwyczaj - gnijące w internetach. Rzecz jasna, większość z nich to świry, sekciarze lub członkowie grupek rekonstrukcji politycznej (moje określenie). China obronił doktorat z prawa międzynarodowego, związany jest bądź był z renomowanym marksistowskim pismem naukowym Historical Materialism. O dziwo pismo jest w miarę renomowane nawet w naszym grajdole, za publikację w nim jest dużo punktów wg. odpowiedniej listy ministerialnej. Pewnie dlatego, że większość polskich pożal się boże humanistów bądź kadry -ech- naukowej od nauk społecznych jest przekonana, że po Platonie (ew. po sarmackiej I RP lub II RP) nie wydarzyło się w filozofii nic godnego uwagi i nie wiedzą, co to właściwie jest za pismo.
Co więcej, Mieville był aktywnym i wysoko postawionym członkiem trockistowskiej międzynarodówki International Socialist Tendency [po śmierci Trockiego i katastrofalnym kierowaniu rozpadającą się IV Międzynarodówką przez kolejnych liderów - casus zupełnie zwariowanego Posadasa w Ameryce Południowej czy wmieszanie się Pabla w historię z Algierią - obrodziło na całym świecie rozmaitymi samozwańczymi IV, V i pośrednimi Międzynarodówkami]. Odszedł z IST gdy brytyjska komórka organizacji - Socialist Workers Party po incydencie z gwałtem jednego ze swoich liderów na młodej członkini zachowała się nie jak przystałoby na organizację trockistowską, wspierającą postępowy feminizm, tylko jak polska narodowa prawica. Szybko odnalazł się politycznie gdzie indziej - aktualnie należy do Left Unity. Tymczasem IST/SWP po tej bulwersującej sprawie z zamieceniem gwałtu pod dywan straciła wielu członków na całym świecie, w tym całe krajowe sekcje (polska sekcja, czyli pocieszno-pokraczna marginalna sekta o nazwie Pracownicza Demokracja raczej została przy macierzy i środkach macierzy). Poniekąd szkoda, że historia IST tak się potoczyła - wprowadzili do marksizmu - a dokładniej jeden z ich liderów i założyciel Tony Cliff wprowadził - teorię kapitalizmu państwowego na opisanie sytuacji mającej miejsce w Związku Radzieckim i krajach satelickich, gdy z aparatu partyjno-biurokratycznego wyłoniła się nowa warstwa dysponentów środkami produkcji. Jest to niezwykle ciekawe rozwinięcie tezy samego Lwa Trockiego o zdegenerowanych/zdeformowanych państwach robotniczych i systemie stalinowskim nieuchronnie prowadzącym do restytucji kapitalizmu (co zaobserwowaliśmy i na naszym podwórku; podobne tezy głosiła też nasza prawica, w tym Jadwiga Staniszkis, za młodu bardzo mocno lewicowa). Przez IST/SWP przeszło poza tym wielu innych, ciekawych myślicieli, jak np. konserwatysta Alasdair MacIntyre, czy kontrowersyjnych muzyków jak Douglas P. czy Tony Wakeford - akurat tych dwóch powszechnie łączonych jest z neofaszyzmem. Jak na troków, IST nie byli aż tak szurnięci jak np. Spartakusowcy. Ale to inna historia.

Tak czy siak, Miéville reprezentuje podejście do świata diametralnie inne od ogółu rodzimych autorów, nie powiem, było to całkiem odświeżające i przyjemne doświadczenie, mimo tego, że stara się nie wtykać własnych przekonań do własnej twórczości, a w każdym razie nie robi tego aż tak nachalnie jak np. niektóre korwinuchy wśród naszych tuz fantastyki.
W twórczości Miéville'a widać rozmaite fascynacje. Jego poglądy mają rzecz jasna wpływ na kreowane przez niego światy, widać też dalekie echa wpływów Lovecrafta i weird. Nie zaliczyłbym jednak brytyjskiego marksisty w poczet pisarzy weird, chociaż część strachów i tęsknot oraz sposobów budowania niepokoju, wprowadzenia Nieznanego do świata przedstawionego obecnych w jego twórczości wyraźnie może się z weird kojarzyć.

Zbiór opowiadań W poszukiwaniu Jake'a i inne opowiadania (swoją drogą, redaktorozżył się tam Robert Cichowlas) zawiera bardzo zróżnicowane treści. Mamy tu mikropowieść post-apokaliptyczną Lustra (o tym, co wyszło z luster, istoty oblekane w ludzkie oblicza lub urywki ludzkich oblicz obok czegoś zupełnie niepojętego), są bardzo polityczne Koniec z głodem (o hakerze psującym opinię domorosłym korporacyjnym filantropom, ukazującym ich obłudę), Dzień dziś wesoły (o zacopyrightowanym Bożym Narodzeniu i buncie przeciwko tyranii korporacji mających patenty na kolędy, rozdawanie prezentów, choinki, całą symbolikę świąt a nawet nazwę "Christmas"; pierwotnie ukazało się w piśmie Socialist Review), poruszający krótki komiks W drodze na front (o drodze na front w sensie metaforycznym, zwycięstwo odniesione na wojnie w międzyczasie sprawia, że tu w drodze na front, nigdy już nie będzie tak, jak przedtem), również całkiem polityczne Fundamenty (o pokucie bez odkupienia i prawdziwej zbrodni wojennej w tle), horrorowy Pokój kulek (duchy i czarna magyja w centrum handlowym), Jack (opowiadanie będące rozszerzeniem do innego utworu autora, spoiler), tytułowe, będące weird pełną gębą, następnie również będące weird Doniesienia o pewnych wypadkach w Londynie oraz Szczegóły, pastiż zahaczający o bizarro - Hasło z encyklopedii medycznej, znów horrorowy Chowaniec, itd. Łącznie utworów autora (Pokój kulek to współautorstwo, razem z Emmą Bircham i Maxem Schaeferem) jest w zbiorze zebranych czternaście. Wszystkie stoją na bardzo wysokim poziomie literackim, świadczą o bujnej wyobraźni autora a te bardziej polityczne obrazują jego prawidłową świadomość klasową. Tak trzymajcie, towarzyszu Miéville.

Ambasadoria zaś jest powieścią s-f z elementami cyberpunka i ogromną ilością odniesień i zapożyczeń filozoficznych. Autor próbował stworzyć najbardziej obcych obcych, jakich można wymyślić, gdy jest się człowiekiem. Granice wyobraźni oraz bycie humanoidem jednak ogranicza pole do popisu. Autor wpadł więc na wspaniały pomysł - obcość jego obcych - Ariekenów - oddał głównie przez język. Będący podwójnymi istotami Ariekeni rozumieją wypowiadane słowa tylko wtedy, jeśli są one wymawiane przez dwie osoby powiązane specyficzną więzią. W innym przypadku nawet słowa ich własnego języka są przez nich odbierane jak szum, nie mają znaczeń. Do rozmów z obcymi ludzie wykorzystują genetycznie modyfikowanych Ambasadorów, mających między sobą niezwykle silne mentalne i emocjonalne więzi. Próba utemperowania kolonii zamieszkałej przez ludzi i Gospodarzy przez międzyplanetarny byt polityczny Bremen kończy się katastrofą gdy nowy Ambasador okazuje się być efektem pewnego eksperymentu. Cała cywilizacja Ariekenów prawie że przestaje istnieć, a oni sami stają się fizycznie uzależnieni od głosu przybyszy z innej planety... W to wszystko wmieszana zostaje główna bohaterka Avice, niegdyś związana z językiem Gospodarzy (wykorzystujących namacalnych, pojedynczych ludzi jako środki stylistyczne). Język Ariekenów jest niezwykły jeszcze pod tym względem, że opiera się tylko na desygnatach empirycznych. Ariekeni nie są w stanie nazwać niczego, co nie istnieje naprawdę, co jest abstrakcyjnym pojęciem. Przez to nie potrafią też kłamać, a w każdym razie nie potrafili do czasu, gdy jeden z nich nauczył się tego, przezwyciężając własny język, co wywołało ogromne komplikacje... A, wspominałem, że Ariekeni i Ambasadorzy mają fraktalne imiona? To właśnie wspominam.
Dodatkową niezwykłością wprowadzoną przez autora jest Nurt, rodzaj prawdziwego, podstawowego wymiaru wszechświata w którym zanurzone jest wszystko inne. Jest to pierwotne, obce miejsce, obsługujący pojazdy poruszające się nurtem nazywani są Zanurzaczami - tytułowa bohaterka jest jedną z nich. Polskie tłumaczenie zabiło zamysł autora, który Nurt nazwał niemieckim określeniem Immer a znajdujący się jako jedna z płaszczyzn/wymiarów/itp. Nurtu wszechświat z ciałami niebieskimi - Manchmal. Zapewne są to odniesienia do jakiegoś filozofa, zapewne filozofa matematyki bądź fizyki - niestety mam zbyt małą wiedzę filozoficzną, by to wiedzieć lub sprawdzić. Jakaś pradawna, niewyobrażalnie potężna cywilizacja rozmieściła w Nurcie coś w rodzaju latarni sygnalizujących niebezpieczne miejsca (gdyż po Nurcie się żegluje).
Ambasadorię docenią przede wszystkim zajawieni na język, filozofię języka, teorię literatury, poststrukturalizm, a także chociażby na odwieczny problem, co było pierwsze - słowo czy rzecz opisywana. Już otwierający książkę cytat z Waltera Benjamina dużo mówi o tym, z czym będziemy mieć do czynienia. Jak dla mnie to jedne z lepszych soft s-f (rozróżnienie na hard i soft za inną lewaczką, Ursulą LeGuin) jakie w życiu czytałem, mimo tego, że jak na mój gust pod koniec książki za dużo i za szybko się dzieje.

Do twórczości autora będę wracał.

Odpryski Special #1

Wszystkim czytelnikom, stałym, chaotycznym, sporadycznym, przypadkowym, życzę zdrowych, rodzinnych, szczęśliwych, pogodnych, etc., świąt Bożego Narodzenia, Jul, Szczodrych Godów, Saturnaliów, etc. oraz zdrowego, rodzinnego, szczęśliwego, udanego, etc Nowego Roku.

Żebyśmy wszyscy mieli dużo czasu (i niekoniecznie na bezrobociu albo łóżku szpitalnym) na czytanie, dużo czasu na namysł nad własnym życiem i własną niszą ekologiczną w ramach Wieloświata, dużo czasu na uporządkowanie własnych spraw i wypracowanie sobie wewnętrznej równowagi, ostatecznego krachu wielkich narracji i masowego przewartościowania wszystkich wartości, wyzbycia się niepotrzebnych złudzeń (na dowolnej płaszczyźnie życia, na której można się łudzić) i żeby Cywilizacja Śmierci, Władca Ciemności Gender, Aborcja, Eutanazja i Dimetylotryptamina zapanowały nad światem.

Święta są ok, bo można wziąć urlop, ale szczerze mówiąc, po każdych świętach wypadałoby wziąć kolejny urlop, z myślą o odpoczynku od świątecznego odpoczynku. Jeśli ktoś faktycznie pomiędzy karpiem, zupą grzybową, kluskami z makiem, praniem rodzinnych brudów a Kevinem samym w domu znajduje chwilę na przemyślenia religijne, to dobrze dla niego. Dla mnie to wszystko to feeria symulakrów, o jakiejkolwiek głębszej treści zrutynizowanej i zdegenerowanej przez wieki kolejnych pseudomorfoz. Tyle, że dla mnie w sumie każda tradycja i zwyczaj to pył na wietrze uwarunkowań lub krąg na wodzie wypartych tabu. Najlepiej być miłymi dla siebie na co dzień i dawać swoim bliskim prezenty bez okazji. I nie szukać bóstw gdzieś w niebieskich odmętach.

Nic to. Niech nam tam no, darzy się. Pozdrawiam serdecznie.