niedziela, 2 marca 2014

Guy N. Smith "Szatański pierwiosnek"

Uh-oh.
Sam tytuł (wbrew pozorom jego tłumaczenie nie jest zbyt odległe od tytułu oryginalnego - Satan's Snowdrop) miażdży. A co dopiero tytuł w połączeniu z okładką.
Nie miałem zbyt wysokich oczekiwań wobec książki gościa, którego znałem z cyklu o gigantycznych (i praktycznie niezniszczalnych) krabach mordujących ludzi. Zawiodłem się pozytywnie. O ile cokolwiek o krabach to rzecz z rodzaju Tak zła, że aż dobra to Szatański pierwiosnek jest faktycznie niezłym horrorem. Przy założeniu, że "niezłe" jest wyżej niż "złe", ale niżej niż "dobre".
Bowiem mamy do czynienia z pulpą. Z pulpą wręcz ekstremalną w ramach swojej pulpowatości. Z pomysłami autora wołającymi o pomstę do kozła, z płytkimi postaciami, z kulejącą wizją świata.
Na dodatek nie ma wątku erotycznego, jak w przypadku którejkolwiek książki z cyklu o krabach.
Książka zaczyna się jak dowolna książka o nawiedzonym domu. Chata stoi na odludziu w Szwajcarii i zamieszkuje ją były nazistowski zbrodniarz. We wstępie jednak ginie zabity przez mściciela który przeżył kiedyś spotkanie z nim. Ale sam mściciel też przypłacił swoją zemstę śmiercią.
Następnie dom zostaje wykupiony przez śmiałego i mającego w poważaniu zarówno zdanie swojej rodziny jak i dawne legendy Amerykanina handlującego nieruchomościami. On i jego rodzina styka się z potężnym, demonicznym Nieznanym; charakterystyczna konwencja nawiedzonego domu (szepty, głosy, sylwetki w ciemności, poruszające się przedmioty, zaburzenia w postrzeganiu czasu i przestrzeni) zostaje rozszerzona o ducha-zombie nazistowskiego zbrodniarza pochodzącego z rodu o tego typu tradycjach. Gdy nasz handlarz przewozi dom do Stanów, myśli, że duchy zostaną na miejscu w Szwajcarii.
Ale gdzie tam.
Rzecz jasna wszystko kończy się tragicznie. Gość traci rodzinę, a dom zostaje sprzedany innemu handlarzowi, który przewozi go ze Stanów do Wielkiej Brytanii.
Ten gość, w przeciwieństwie do poprzedniego właściciela, nie jest takim cholernym bucem i egoistą, i gdy widzi, że zaczyna się dziać coś bardzo niedobrego, reaguje. Różne pomysły pozbycia się niechcianych lokatorów (wspomnianego już oprawcy i legionu jego nieżywych lecz mimo tego umierających w męczarniach codziennie od nowa ofiar) spalają na panewce - najbardziej efektowna próba kończy się śmiercią egzorcysty.
W międzyczasie z synem nieszczęsnego biznesmena kontaktuje się zjawa-syn poprzedniego właściciela. Opowiada mu różne ciekawe historie.
Wieki finał następuje ponownie w Szwajcarii. I ma związek z tytułowym pierwiosnkiem.

Mówiąc szczerze, w czasie czytania, w kilku miejscach tego poczciwego klasyka faktycznie się bałem. Potem zasypiając w ciemnym pokoju, obserwując jak moja bardzo wyostrzona i wrażliwa wyobraźnia (wrażliwa na bodźce) zaczyna w otaczającej mnie rzeczywistości wychwytywać różne rzeczy dosyć niepokojące, przypominałem sobie moje własne demony, zmory, cienistych czy dusiołki (kwestia semantyki), z którymi miałem parę lat temu burzliwe przygody; byłem zły na siebie, iż takie wspomnienia wywołała książka jakiegoś szura od krabów, mająca na dodatek tytuł Szatański pierwiosnek.
Wbrew pozorom autor potrafi zbudować atmosferę grozy, niepewności i zagrożenia. A także bezsilności wynikającej z niemożności uniknięcia tego niepojętego, obcego, demonicznego zagrożenia. Co prawda, czasem używa prostackich wręcz technik pisarskich (wrzucanie w środek tekstu słowa pisane dużymi literami, np. ZŁO, ICH, ONI, TO), ale mimo tego jest w stanie zbudować duszą i nieprzyjemną atmosferę. Także bardziej krwiste fragmenty czyta się nieźle.
Rano, po spokojnej nocy, w świetle dnia stwierdziłem jednak, że ta książka to jeden wielki farmazon (pierwiosnek? naprawdę? no proszę Was, to brzmi jak niezamierzona auto-parodia), ale muszę się sam przed sobą przyznać do tego, że książka ta wywołała wspomnienia i rozmaite obawy, które przez długie miesiące, lata nawet trzymałem zepchnięte, zagrzebane gdzieś we mnie. Wywołała poniekąd w oderwaniu od fabuły, przy użyciu opisów i przedstawionych sytuacji rodem z dowolnej innej historii o nawiedzonych domach, no ale jednak.

Więc w sumie mimo wszystko polecam tę książkę. Lepsza od krabów. Równie idiotyczna (pierwiosnek i nazistowski oprawca), ale ma klimat. Pewnie można gdzieś dostać tanio. Lub wypożyczyć.