piątek, 7 października 2011

Cień z przeszłości cz.3

Nigdy nie wiadomo, na co się natrafi w którymś z krakowskich antykwariatów, nawet i takim, który najpierw skupuje komiksy, a dopiero potem książki. Zazwyczaj chodziłem oglądać stare książki u bukinistów koło dworca, całe szczęście chwilowo znów trafili koło dworca, mam nadzieję, że tam zostaną, ale nic to, wracając do tematu, w jednym z antykwariatów trafiłem na bardzo fajne pozycje wydawnictwa Iskry z lat '80. Kupiłem cztery małe książeczki (wszystkie przeczytałem w jeden dzień, w czasie poruszania się autobusami po mieście, czekając aż będą w stołówce wydawać zestawy obiadowe czy przed snem), które teraz pokrótce przedstawię.

Płomień Assurbanipala Roberta E. Howarda to trzy opowiadania autora słynnego Conana - oraz ktrótka notatka o autorze, po jego śmierci, napisana przez samego Lovecrafta!
Co prezentuje autor w tym małym zbiorku (zbiorku w sumie wydanym w Polsce tylko, bo to jest część większej całości)? Jedno opowiadanie o Solomonie Kane'ie, oraz dwa dotykające Mitów Chtulhu (ha, tego nie wiedzieliście, że nie tylko Lovecraft w tym siedział, prawda?). Solomon Kane to purytanin, Anglosas, jego świat to mniej-więcej czasy Francisca Drake'a + rzecz jasna wielkie i wszechogarniające nieznane. Sam Solomon przypomina bardzo Conana, lub któregokolwiek z innych bohaterów howardowskich - samotnych nadludzi przemierzających świat i deptających Zło wychodzące im na przeciw. Aż się łezka w oku kręci, jak się czyta gdy bohater w rozmowie z szamanem murzyńskiego plemienia przysięga na "Boga mojej rasy". Teraz by to już nie przyszło, takie widoczne w tym opowiadaniu dorzucenie brzemienia białego człowieka. Mimo wszystko Kane nie przypomina tego, co dzisiaj się określa mianem purytanina, jego wiara jest dosyć pogańska w działaniu, no i nie wiem jak u niego z rygoryzmem moralnym. Drugie opowiadanie to historia dwóch ziutków - Afgańczyka i jego europejskiego przyjaciela, którzy rozbijają się po Arabii, gdzie poszukują słynnego, starożytnego miasta o którym wspominał Necronomicon. Całe opowiadanie to w sumie bardzo howardowska sieczka + nastrój grozy i Nieznanego rodem z Lovecrafta. Całkiem znośne połączenie. Trzecie opowiadanie to historia w stylu i formie typowo lovecraftowska - główny bohater ma znajomego, który prosi go o dostarczenie mu starej, mrocznej księgi. Następnie wyrusza w poszukiwaniu ukrytej w dżungli świątyni. Finał typowo lovecraftowski - dwóch bohaterów w posiadłości podróżnika, kulminacja, coś mrocznego, złego, antycznego zabija podróżnika. Ale przyjemnie się to czyta.

Kolejne trzy zeszyciki Iskier które kupiłem opiszę jako jeden, gdyż de facto dotyczą tego samego, i ktoś kiedyś mógłby je spokojnie wydać w jednym tomiku. Są to same opowiadania pisarza kryjącego się pod pseudonimem Kirył Bułyczow, o którym już w superlatywach pisałem na tym blogu (tutaj gdzieś). Wszystkie te zbiorki opowiadań (Listy z laboratorium, Guslar-Neapol, Nie drażnić czarownika!) to fantastyka w zupełnie innym stylu niż jedyna rzecz tego autora jaką wcześniej czytałem, czyli Przełęcz. Są to opowiadania niezwykle lekkie, miłe i przyjemne w odbiorze, o dosyć pastiszowo-absurdalno-groteskowej momentami tematyce dodatkowo umieszczone w realiach późnego Związku Radzieckiego, co w połączeniu z bijącą z nich dobrotliwością, pierdołowatością i liryzmem charakterystycznym dla rosyjskiej duszy daje wybuchową mieszankę. Nie ma tu złych bohaterów, wszystko jest przyjemne i pozytywne, szarość życia skonfrontowana z niezwykłymi sytuacjami przedstawiona jest niezwykle ciepło, przymilnie.
Autor wpadł na pomysł, wziął do ręki książkę telefoniczną pewnego miasta, i nadał swoim bohaterom - zwyczajnym ludziom żyjącym w bloku, czasami mającymi tylko niezwykłe zainteresowania - imiona ludzi z książki telefonicznej, wziął też na warsztat samo to miasto.
I tak, mamy wśród opowiadań przybycie do miasteczka starosłowiańskiego czarownika, który pozbawia głównego bohatera wolnego czasu, mamy lemury podróżujące w czasie (swoją drogą, identyczny motyw pojawił się u Briana Aldissa w Cieplarni, tylko że u ludzi - ciekawe, czy to ktoś od kogoś ściągnął czy po prostu wielkie umysły myślą podobnie), mamy hipopotama pojawiającego się znikąd pod blokiem i zjadającego krzew bzu, mamy szalone wynalazki nieco postrzelonego profesora, mamy zamieszkujące wulkany istoty proszące przypadkowo napotkanego bohatera o pomoc, itd. Groteska, przybysze z kosmosu i wszelkie dziwności przydarzają się po prostu bohaterom - wśród nich jest młody naukowiec, starszy emeryt, podstarzały pracownik przemysłu budowlanego i jego chorobliwie zazdrosna żona, dziennikarz, profesor i różne inne zwyczajne i szare postacie, kłócące się ze sobą, mające własne problemy, marzenia i dążenia. Bardzo przyjemnie się czyta i jeszcze milej wspomina to, co się przeczytało.
Autor w swojej bogatej twórczości nie boi się nie tylko najróżniejszej tematyki, lecz i form - jedno z opowiadań jest napisane w formie wymiany listów między bohaterami.

Kubuś Puchatek jakiego nie znacie

Oraz jakiego - być może - balibyście się poznać lub nie chcielibyście go znać.
Kubuś Puchatek, świat wykreowany przez Alana Alexandra Milne'a oraz rysownika Ernesta Howarda Sheparda posłużył wielu autorom za uniwersum, w którym umieszczali własne opowiastki, zazwyczaj mające na celu przekazanie czegoś przy wykorzystaniu kubusio-puchatkowej formy lub interpretujące tą wspaniałą klasykę literatury dziecięcej na najróżniejsze i najdziwniejsze sposoby. Takich książek powstało całkiem sporo, oto krótki przegląd tych, które sam miałem okazję czytać.

Najbardziej niewinną z tych książek jest bez wątpienia Ćwicz razem z Kubusiem Puchatkiem autorstwa Ethan Mordden (diabli wiedzą, czy to facet, czy baba, nie chce mi się sprawdzać ani nawet sprawdzać jak się to odmienia). Kimkolwiek autor jest, usiłuje nakłonić czytające tą książkę dzieci do aktywnego spędzania wolnego czasu, uprawiania gimnastyki i sportu. Najpierw w żartobliwy sposób pokazuje ćwiczenia mieszkańców Stumilowego Lasu (sporty w stylu prosiaczkowego "dmuchania dmuchawców"), nakłania ich do zmiany obyczajów, itd. a na końcu organizuje wyścig, który wygrywają ex aequo Kubuś i Prosiaczek, idący spokojnym spacerkiem, gdyż reszta uczestników gdzieś się rozlazła po drodze. Ot, miła i sympatyczna książeczka.

Słownik Kubusia Puchatka (i wszystkich mieszkańców Stumilowego Lasu) zaś rości sobie prawo do bycia encyklopedią pojęć ze świata Kubusia Puchatka. Także tych pojęć, które tam znaczą co innego niż w rzeczywistości. Nie jest to książka edukacyjna. Wśród haseł, opisanych bardzo fachowo i bardzo prześmiewczo ale i bardzo puchatkowo mamy m.in. "Żadna Wymiana Myśli", "Ważna Rzecz w Wypadku Nagłego i Chwilowego Zanurzenia", "Bardzo Wielkie Niebezpieczeństwo". Sympatyczne i pierdołowate, w sam raz aby się rozchmurzyć nieco, raczej tylko dla puchatkowych maniaków.

Ten sam autor napisał też książkę o wdzięcznym tytule Puchatkowa czytanka - przedspanka. Właściwie ta książka ma nieco dłuższy tytuł -  Puchatkowa czytanka-przedspanka w której A. R. Melrose z upodobaniem wielkim i radością zgromadził Ciekawe Anegdotki, Tajemnicze Karteczki, Co Nieco Wspomnień oraz Mnóstwo Wiadomości (i Długich Słów) o ukochanych bohaterach książek A. A. Milne'a i Ernesta H. Sheparda. I w sumie to wystarczy za opis tego dziełka, jest to książka w gruncie rzeczy biograficzna, traktująca o tym, jak doszło do powstania Kubusia Puchatka i Chatki Puchatka. Jeśli ktoś interesuje się życiem Milne'go (bardziej syna autora niż samego autora) oraz prawdziwym życiem słynnych dziecięcych maskotek, to nie może przegapić tej pozycji.

Im dalej w las, tym większy hardkor. Roger Allen (pracujący m.in. w Procter & Gamble) napisał Szkołę menedżerów Kubusia Puchatka, gdzie na przykładach z uniwersum Milne'go uczył marketingu i zarządzania, a John Tyerman Williams doszedł do wniosku, że w Kubusiu Puchatku i Chatce Puchatka jest zgromadzona cała zachodnia filozofia - i napisał książkę pt. Kubuś Puchatek i filozofowie. Nie czytałem tych książek, więc tylko tyle o nich.
Wspomniany pan William musiał dojść pewnego dnia do wniosku, że odnajdywanie w Kubusiu Puchatku myśli m.in. starożytnych kosmologów, kantyzmu, nietzscheanizmu, egzystencjalizmu, itd. to za mało, i popełnił książkę która na pewno jest poważnym kandydatem na pierwsze miejsce w moim prywatnym rankingu Największego Książkowego Mindfucku. Chodzi rzecz jasna o książkę ...

... Kubuś Puchatek i nauki tajemne. Najlepszą rekomendacją tej książki jest to, że trafiła swego czasu na "Indeks ksiąg zakazanych" Frondy. Tak czy siak, książka ta to jedna z najlepszych parodii/pastiszów (ale czy na pewno?) jakie w życiu czytałem. Autor, praktykujący ursynologię, dokonuje niewiarygodnych nadinterpretacji treści Kubusia Puchatka i Chatki Puchatka doszukując się tam niewiarygodnego drugiego dna. Drzewo z pszczelim ulem jako Drzewo Życia? Garczek z miodem jako Święty Graal? Kangurzyca jako Demeter? Królik jako Strażnik Świątyni? Puchatek przeprowadzający obrzędy inicjacyjne Prosiaczka i wybierający go na swojego ucznia? Tarot, astrologia, alchemia, Krzyś jako Król Artur a Puchatek jako Merlin? Proszę bardzo! A i to tak nie wszystkie niezwykłe interpretacje jakie są w tej książce zawarte. Postmodernistyczny misz-masz, zabawa konwencją ocierająca się o igranie z autentycznie groźnym nieznanym - oto to, co misie lubią najbardziej, i to w najlepszym wydaniu.

O ile książka Williamsa była pisana z wyraźnym zmrużeniem oka, to inny autor wziął się za wyjaśnianie swojej religii na bazie Milne'owskiego uniwersum z powagą, nie unikając jednak ciepłego humoru i nie popadając w naukowe otępienie. Chodzi o taoistę Benjamina Hoffa, autora dwóch książek ...

... Tao Kubusia Puchatka oraz Te Prosiaczka, gdzie autor, bawiąc się konwencją, prowadząc równocześnie 2 - 3 narracje (rozmowy z mieszkańcami Stumilowego Lasu, opowieści taoistyczne i uwagi różne), stara się przybliżyć swoim czytelnikom czym jest taoizm, i dlaczego - w jego przekonaniu - taoizm jest fajny. Mamy więc wyjaśnienie podstaw taoizmu na przykładach Puchatka (i później Prosiaczka) - brania życia jakim jest, życia w zgodzie z drogą i poznanie samego siebie, swojego miejsca w świecie. Puchatek ma być Nieociosanym Klocem, jakąśtam figurą taoistyczną. Skrytykowany zostaje Najęty Bryś, jako amerykański self-made man, wszędzie się spieszący, nie żyjący w zgodzie z naturą, a w raz z nim dostało się purytanom, kowbojom, biznesmenom i amerykańskiemu stylowi życia (jej, wspaniale), skrytykowany zostaje też Kłapouchy jako czarnowidz, pesymista, jako przeciwieństwo co prawda Najętego Brysia, ale też jako drugi po nim najczęściej występujący element w krajobrazie tego, co zostało z zachodnich społeczeństw.
W Te Prosiaczka autor wprowadza elementy mitologii taoistycznej (robi się już mniej wesoło, gdy są wzmianki o jakiś duchach czy demonach), obietnicę Złotego Wieku tu i teraz na ziemi, jak obecną cywilizację szlag trafi, pamięć o dawnym Złotym Wieku (ech, skąd ja to wszystko znam, nie ma chyba religii/mitologii która by nie używała tych pojęć), oraz ogólnie pochyla się nad zmieniającym się charakterem postaci Prosiaczka na przestrzeni książek Milne'go. Na pewno zarówno te dwie książki jak i wspomniane wyżej dziełka Williamsa nie są już książkami dla dzieci.

Za to książką dla dzieci jest wydana w 2009 roku Powrót do Stumilowego Lasu autorstwa Davida Benedictusa - oficjalna kontynuacja Kubusia Puchatka i Chatki Puchatka. Ale nie czytałem to nie wiem co to. Niektóre pomysły z niej (jak wprowadzenie nowej postaci - wydry Lotty) niezbyt mi się wydają sensownymi, ale jeśli kiedyś to przeczytam, to się wrażeniami podzielę na pewno.