piątek, 24 stycznia 2014

William Gibson "Spook County. W kraju agentów."

Ech, nie lubię takich tytułów. Jak na moje - subiektywne rzecz jasna - poczucie estetyki zostawienie oryginalnego tytułu i dopisanie czegoś ni w pięć, ni w dziesięć, nie jest ani przydatne, ani ładne. Ale ok, to tylko moja opinia.
Spook Country to jedna z nowszych książek dziadka, ojca i szwagra cyberpunku, wydana w 2007 roku. Polskie tłumaczenie pojawiło się przynajmniej rok później, może gotowe było już wcześniej, kto wie.
Nadal jest to cyberpunk. Ale inny cyberpunk niż chociażby w Neuromancerze czy filmie Johnny Mnemonic. Cyberpunk znacznie bliższy współczesności/rzeczywistości, przywodzący na myśl myśl Jeana Baudrillarda czy - dalsze skojarzenie - Guya Deborda (kapitał stający się obrazem - w bardzo dosłownej interpretacji). Nie grozi nam (jeszcze?) sztuczna inteligencja przejmująca władzę nad światem czy szaleństwo ze wszczepami, worldbuilding jest - hmm jakby to określić - miękki. W stosunku do Neuromancera.
Znacznie więcej jest tu elementów powieści szpiegowskiej. Jednak takiej bez prawie-nadludzkich herosów. Zamiast nich są szarzy ludzie tonący w wirach wydarzeń, na które nie mieli żadnego wpływu. Nawet jeśli niektórzy z tych szarych ludzi znają Sistiemę i mają wsparcie dawnych bóstw, nadal są zwykłymi ludźmi w niezwykłych sytuacjach. To piękne, jak autor wplótł tożsamości etniczne z całym dobrodziejstwem inwentarza w realia świata na pierwszy rzut oka zupełnie innego, nieprzystającego.
I nie, nie jest to książka o III, IV, którejkolwiek RP, chociaż co niektórym tytuł może kojarzyć się jednoznacznie.
Stare, dobre "Trust no one" można uznać hasłem przewodnim tej książki. Zwłaszcza jedna z bohaterek, dziennikarka i była piosenkarka, w coraz to dziwniejszych miejscach napotykająca coraz to dziwniejszych fanów jej dawnej kapeli, pracująca dla enigmatycznego magnata medialnego (ale czy na pewno?) stanie przed kilkukrotnym wybraniem sobie sprzymierzeńców. W tle są brudne pieniądze zarobione na wojnie w Iraku (mówiłem, to książka bardzo współczesna), środowiska byłych i obecnych agentów najróżniejszych wywiadów, kontrwywiadów, agend; ludzi mafii. W tle jest świat po 11 września 2001, z jego strachem i przebitym balonem ciszy i spokoju.
Rozbitkowie wyorbitowanych obrazów. Narkoman, który pracuje dla agenta niesprecyzowanej organizacji za dragi. Artyści tworzący wirtualne obrazy (pełne 3D, wysoka jakość tekstur) nakładane na rzeczywistość (nie da się ich dzieł zobaczyć bez odpowiedniego sprzętu.
Feeria świateł, bodźców, obrazów, zasypanie czytelnika nawałą znanych bardziej lub mniej marek.
Urywki rzeczywistości widziane z subiektywnych perspektyw. Kto jest kim i czego chce od kogo. W kraju agentów jest dosyć przygnębiająco. Refleksyjna książka.

Brian W. Aldiss "Non stop"

~~~~~~ Recenzja w ramach projektu Eksplorując nieznane. ~~~~~~


Odkąd dawno, dawno temu po raz pierwszy przeczytałem Cieplarnię (krótka wzmianka tutaj, notka sprzed lat, teraz napisałbym ją inaczej), wiedziałem, że oto coś się zmieniło w moim postrzeganiu świata.
Czytałem jeszcze kilka innych dzieł i dziełek Aldissa, jedne były świetne (Kto zastąpi człowieka?), inne trochę gorsze, ale i tak znajdujące się na poziomie twórczości nieosiągalnej dla wielu autorów s-f (Tłumacz i Krążenie krwi...); ze znanych mi książek Aldissa rozczarowało mnie tylko Superpaństwo, spodziewałem się czegoś znacznie cięższego treściowo, stylistycznie, koncepcyjnie. Co nie znaczy, że była to zła książka. Na tle znanej mi twórczości anglika po prostu była po prostu inna.
Non stop jest tak dobre, jak Cieplarnia. Nie ma jej rozmachu (ale nie znam niczego, co miałoby rozmach Cieplarni; no, równie mocno kopała po zwojach mózgowych i po wyobraźni Księga Nowego Słońca Gene'a Wolfe'a, ale z zupełnie innych powodów; to dzieła zupełnie różne, nieporównywalne) ale nie potrzebuje takiego rozmachu. Zaraz wyjaśnię czemu, po przerwie na kwestie techniczne.
Mój egzemplarz omawianej książki znalazłem w jakiejś księgarence typu "-666% na wszystko, oprócz kasjerki". Rzadko zaglądam do takich miejsc, bo zazwyczaj nie ma w nich niczego ciekawego poza romansidłami, pop-kryminałami, poradnikami dla życiowych rozbitków/ludzi lubiących odkrywać rzeczy oczywiste i dyskursem hegemonicznym (ha, ale mi się żarcik udał). Dlatego możecie sobie wyobrazić ogrom mojego zdziwienia, jak w koszyku z końcówkami asortymentu znalazłem Non stop w twardych okładkach za 15zł. Wydane schludnie, ładnie, czasem tusz trochę zbyt blady, formatowanie stron mogłoby być lepsze (rażą ogromne puste przestrzenie na pierwszych stronach każdego kolejnego rozdziału i każdej kolejnej części). Na zakończenie - posłowie Marka Oramusa.
Dawno, dawno temu doszło do jakiejś katastrofy. Ci, którzy stworzyli świat - Giganci - odeszli, pozostawiając swoje dzieło na łasce sił natury oraz tajemniczych Obcych. W świecie żyją ludzie, zorganizowani w mniej lub bardziej prymitywne plemiona. Gnębią ich rozliczne mutacje, zagrożenie ze strony innych plemion, wędrujących grupek mutantów, anomalii spotykanych w różnych częściach świata.
Jak na razie jesteście sobie w stanie to wyobrazić, nie?
To teraz uważajcie - ten świat to zamknięta przestrzeń korytarzy, plątanina przejść, pięter, sal i pokojów, pomieszczeń użytkowych, mieszkalnych i technicznych. Ten świat to ogromny statek kosmiczny żeglujący przez przestrzeń od wielu pokoleń. Religia (nazywana "Nauką") wyznawana przez zdegenerowane plemiona zamieszkująca go opiera się na popłuczynach po psychoanalizie połączonej z systemem kastowym. Kapłani przechowują do własnych celów okruchy dawnej wiedzy o statku, jaką zdobywają w opuszczonych od wieków pomieszczeniach po Gigantach. Większość prastarych artefaktów jednak jest niszczona przez kastę strażników.
Przynajmniej tak to wygląda w plemieniu głównego bohatera. Był myśliwym, pewnego dnia miał pecha, wrogie plemię uprowadziło mu kobietę. Nie mając niczego do stracenia, przyłącza się do wyprawy zorganizowanej przez kapłana-renegata - wyprawy na Dziób, w poszukiwaniu tego, kto kieruje statkiem.
To tylko wstęp fabuły. Sama wprawa zmienia się w poszukiwanie własnej tożsamości i próby przywrócenia pamięci o przeszłości. Oczywiście wszystko się komplikuje, gdy okazuje się, że Giganci wrócili, Obcy żyją wśród ludzi, a statek zamieszkuje jeszcze jedna inteligentna rasa...
Jak wspomniałem wcześniej, Non stop nie potrzebuje takiego rozmachu, jak Cieplarnia. W sumie to nie wiem właściwie, po co te dwie książki ze sobą zestawiam, cóż, chyba już tak mamy, że szukamy punktów odniesienia. Poniekąd jednak takie zestawienie jest sensowne, bo w jednej i drugiej książce autor pokazuje świat po bliżej nie określonym hmmm przerwaniu linearnego ciągu historii (czyli - restart w którymś momencie) i dużą wagę przywiązuje do kwestii ewolucji i mutacji, powstawaniu nowych gatunków i rozwoju człowieka.
Rozmach świata przedstawionego Non stop jest rozmachem klaustrofobicznym. Skarłowaciali ludzie, zdegenerowani przez chów wsobny i mutacje, porastająca statek roślinność, jadalna i mająca wiele zastosowań, ale jednak rezultat czegoś niedobrego, zawirowania związane z cyklem dobowym i pojmowaniem czasu. Ciasne, opuszczone, martwe przestrzenie, metal rozświetlany trupim blaskiem ciągle działających lamp, duszne korytarze zamienione w dżunglę. Stary basen nazwany morzem.
Autor, na ile oczywiście mógł bez zrobienia z Non stop fantastyki psychologicznej, mimo uproszczeń, w przekonywujący sposób pokazał postępującą d/ewolucję mieszkańców statku, ich systemy społeczno-religijne i kruchą geopolitykę.
Z Cieplarni zapamiętałem głównie samą wizję świata, oszałamiającą i zachwycającą, bardzo plastycznie przedstawioną, silnie przemawiającą do wyobraźni czytelnika, namalowaną słowem. W Non stop większą wagę czytelnik przywiąże do fabuły - jest znacznie bardziej dramatyczna, toczy się żywszym tempem, postacie są bardziej wyraziste.
W końcu inaczej wygląda koniec świata głównych bohaterów na Ziemi, a inaczej na statku kosmicznym.

Ach, zapomniałem, muszę dopisać. Wybaczcie. W posłowiu Marek Oramus przedstawia historię Non stop w PRLu (książka była drukowana w Trybunie Robotniczej) zastanawia się też nad różnicami w tłumaczeniu wydania obecnego w stosunku do tamtego oraz wspomina wpływ książki na ówczesny fandom. Ciekawostki, ale interesujące.