niedziela, 28 grudnia 2014

James Herbert "Szczury"

Debiut autora i pierwsza część cyklu, którego tylko dwie pierwsze części ukazały się w Polsce (w każdym razie nie słyszałem o późniejszych). Coś pomiędzy horrorem o zmutowanych zwierzętach a a post-apo (ostatni, trzeci, tom i dopełniająca trylogię powieść graficzna rozgrywają się po zagładzie atomowej).
Prosta fabuła, nakreślona z rozmachem. Ot, tajemniczy nowy gatunek szczurów rozwija się bujnie w slumsach powojennego Londynu. Zwierzęta atakują ludzi, roznoszą śmiertelną chorobę, przegryzają się przez przeszkody, są bardzo wytrzymałe, niezwykle inteligentne, na dodatek być może kieruje nimi jakaś inteligencja...
Główny bohater to nauczyciel, wychował się w niezbyt dobrej okolicy nieopodal doków, ale wrócił tam by pomagać takim dzieciakom, jakim on sam niegdyś był. Jest całkiem cyniczny i bardziej przypomina bohaterów jakiś hard boiled niż nauczyciela plastyki.
Krew leje się gęsto, wnętrzności sypią się obficie. Większość bohaterów drugo- i jeszczedalejplanowych pojawia na kartach powieści tylko po to, by efektownie zginąć.
A same szczury, cóż, jakoś tak wyszło, że nikt za nimi nie przepada, a to naprawdę cudne stworzenia. Inteligentne, potrafią przywiązywać się do właścicieli. Tak fajnie sobie dreptają, stają na tylnych łapach, rozglądają się wokoło, poruszają długimi ogonami. Nigdy nie rozumiałem, czemu po tylu wiekach od epidemii dżumy ludzie nadal mają zakodowany podświadomy strach przed nimi. A są piękne. Chętnie bym kilka hodowlanych przygarnął, gdybym miał czas by się nimi zajmować i gdybym miał w pokoju miejsce na klatkę.
Tak czy owak, książka jako taka spełnia dobrze swoją rolę poczciwego czytadła. Trzyma w napięciu, mamy kilka zwrotów akcji, jakieś niedookreślone wątki polityczne w tle, poprawnie odwlekany finał, wreszcie cliffhanger na zakończenie. Tyle i aż tyle/tylko tyle. Gdy się ukazała, momentalnie stała się hitem, ale czasy były inne i popkultura też była inna.