piątek, 14 lutego 2014

Bartosz Orlewski "Za garść zbawienia i inne opowiadania"

Czyli tak jakby Bartosz Orlewski: The Early Years, gdyż w tym ebooku mieści się zebrana pieczołowicie przez autora jego twórczość (opowiadania) z lat 2011-2013 (chociaż nie ma podanych dat przy szortach - więc być może od ciut wcześniej). Wszystkie były już co prawda publikowane to tu, to tam, od Nowej Fantastyki przez Niedobre Literki po Horror Masakrę i Szortala oraz rozmaite antologie (Bizarro Bazar, Zombiefilia, Pod drugiej stronie), ale tutaj są w jednym miejscu i w "revised edition" (podobno, nie chciało mi się sprawdzać, czy rzeczywiście, ale jak autor tak stwierdził, to zapewne wie, co pisze).
Bardzo dobrze się więc stało, że ten ebook się ukazał (za 10zł można go kupić, o, tutaj), bo warto to mieć w jednym miejscu. Poza tym sama książka prezentuje się bardzo poczciwie - jest przejrzysta, napisana dużą czcionką, w spisie treści są linki do poszczególnych opowiadań.
Autor pisze weird - czasem zjeżdża muscle carem w stronę bizarro, czasem galopuje na dzikim mustangu wyobraźni na weird west[ern]. Jego inspiracje są rozmaicie porozrzucane - od klasycznych spaghetti westernów po rozważania filozoficzne. Bardzo często przez fabułę opowiadań przewijają się wspomniane już muscle cary, wykorzystana przez autora w wielu opowiadaniach konwencja westernu pęka w szwach i czasem ciężko ją na pierwszy rzut oka dostrzec - gdzieniegdzie mieszka się z równie przeinterpretowaną konwencją noir, zaś - uogólniając - bohaterowie lubią kawę (i cynamon) oraz seks oralny.
Jak weird western, to weird western. Autor ukazuje nam miasta-widmo z ektoplazmatycznymi panienkami w lokalnym burdelu, poznajemy rewolwerowców-czarnoksiężników i Bliżej Nieokreślone Pradawne Bóstwa Dużo Starsze Niż Ludzkość a to bawiące się losami śmiertelników, a to proszące ich o przysługę. W jednym westernie w konwencji post-apo główny bohater taszczy za sobą przez pustkowie trumnę - trudno o bardziej bezpośrednie nawiązanie do Django Sergio Corbucciego z Franco Nero w roli głównej (później ten motyw się rozprzestrzenił, ale to ten klasyk z 1966 go wprowadził do popkultury). Sam Corbucci jako taki też został przez autora upamiętniony - zresztą nie on jeden (jeszcze chociażby Leone). Weird westernowe opowieści Orlewskiego świetnie mnie się czytało słuchając jednocześnie Those Poor Bastards; zapewne dowolna inna kapela spod znaku gothic americana/alternatywnego country dałaby radę. Autor świetnie odmalowuje zapyziałość zapomnianych przez Boga (przynajmniej tego chrześcijańskiego) miasteczek rozrzuconych po Zachodzie pośród Niczego niczym krosty na tyłku i równie mistrzowsko wrzuca tam Nieznane, brutalne, niezrozumiałe, do bólu obce i nie dające się wyjaśnić Nieznane. Stykający się z Nieznanym bohaterowie Orlewskiego czasem sami są elementem tegoż Nieznanego, co "wychodzi" z treści i rozpycha się mackami dopiero w trakcie czytania. I w sumie nie jest ważne, czy te miasteczka to taki bardziej typowy Dziki Zachód, czy np. Dzikie Gdziekolwiek po dowolnej, zazwyczaj niesprecyzowanej apokalipsie.
Autora inspiracje filozoficzne zakorzenione są w dosyć odległej historii filozofii. Trwający przez wieczność spór stoików z epikurejczykami rozgrywa się i w teraźniejszości, przy użyciu zarówno magicznych artefaktów jak i broni palnej. Innym razem autor utożsamia element weird, toto cholerne Nieznane, łypiące na bohaterów zarówno spoza czasu i gwiazd, jak i z ich najbliższego otoczenia (jak kubek z kawą lub domy i/lub pomieszczenia, które są, ale których nie ma), z tęsknotami metafizycznymi i historiozoficznymi - bo co by było, gdyby ktoś przepisał historię lub - pojadę teraz Voegelinem - zimmanentyzował nieco eschaton. A jeśli do tego jeszcze strach przed rozgrzebaniem sensu - o, to skutki mogą być nieprzewidywalne. Nawet człowieko-psowaty Diogenes tutaj nie pomoże, gdy pewien relatywizm znaczeń zostanie przez kogoś/coś zdefiniowany tak, a nie inaczej. W pewnym momencie dochodzi do tego jeszcze coś, co skojarzyło mi się z czymś pomiędzy Stirnerem i Nietzschem, ale ja generalnie mam na ich punkcie nerwicę natręctw (no, jeszcze na punkcie Baudrillarda i w dużo mniejszym stopniu Jüngera), znaczy się zdanie sobie sprawy ze splotów i syndromów uwarunkowań wiszących wszędzie wokoło i warunkujących wszystko wokoło, wraz z idącą za tym próbą ich przezwyciężenia - która jednak okazuje się zakamuflowaną kolejną metafizyką.
Zresztą, autor jest w stanie wykrzesać z siebie najbardziej szalone rozkminy filozoficzne przy okazji nawet tak - zdawałoby się - błahej jak recenzja płyty Motörhead (o, tu na blogu autora). Pewnie dlatego mi się autora tak dobrze czyta. Swój świr.
Twórczość Bartosza Orlewskiego, nie każdemu jednak przypadnie do gustu. Nad każdym jego opowiadaniem trzeba się zastanowić. Tzn. nad każdym czytanym tekstem wypadałoby chwil(k)ę podumać, ale w przypadku Orlewskiego tym bardziej - ma on bowiem manierę wrzucania czytelnika w obcy, wykoślawiony świat nagle i bez pasów bezpieczeństwa (za to czasem w kaftanie). Nieznane po prostu się rozgrywa, pojawia się, dzieje się - i autor nie prowadzi przez nie czytelnika za rękę. Jakieś bliższe wyjaśnienia, co właściwie się dzieje, i dlaczego, które sięgałyby głębiej, niż w poziom ciągu przyczynowo-skutkowego fabuły, jakaś - nomen omen - "metafizyka" tych opowiadań trafia się sporadycznie. Jeśli ktoś jest w stanie nadążyć za tokiem rozumowania autora i "odczuwa" kreowane przez niego światy oraz wizje, to przeczytanie tego zbioru opowiadań da mu mnóstwo radości. Dla sporej ilości potencjalnych czytelników omawiany ebook może być jednak za trudny w odbiorze. Jeszcze raz zaznaczam, iż ta potencjalna trudność wiąże się tylko z oszczędnością w odkrywaniu (nie/od)realiów świata przedstawionego, styl autora jest bardzo zrozumiały, plastyczny, czasem może nieco oszczędny, ale i tak przemawiający do wyobraźni. Autorowi udało się też rozmyślania o naturze świata i bytu jako takiego wpleść bezboleśnie w wartko toczącą się akcje.
Tak czy siak, jeśli wymagasz od "fikcji spekulatywnej" by rozruszała Twoje szare komórki na równi z wyobraźnią - gorąco zachęcam do kupienia tegoż ebooka. Dziesięć zeta za osiemnaście wciągających oraz wymagających opowiadań i szortów to niewiele.