poniedziałek, 30 września 2013

Zombie, świry, transgresja

Jak zwykle u mnie, uwaga na spoilery.

Zombie to motyw, który sam się zjadł. Ileż w końcu razy można opowiadać tę samą historię na inne sposoby. Ileż razy można powtarzać ten sam motyw, zmieniając tylko pewne szczegóły. Doprowadzając do go parodii (np. "Zombie Ass"), postmodernistycznej papki motywów i odniesień (np. "Dead Snow" czy znacznie bardziej szalone dziełko "Sars Wars", będące parodią przeładowaną odniesieniami do mydła i powidła wszelakiego), satyry na współczesne społeczeństwo (klasyczny Romero, "KFZ Kentucky Fried Zombie") czy też próbując wyciągnąć z niego coś więcej.

"The Walking Dead", biało-czarny komiks autorstwa m.in. gościa, który zrobił przewrotnego i poczciwie-bluźnierczego "Battle Pope" próbuje z motywu walki garstki ocalonych z wszechobecnymi zombie przedstawić historię o utrzymaniu własnego człowieczeństwa w sytuacji, gdy świat jaki znamy - mówiąc dosadnie - trafia szlag. Motyw ten też się przejawiał gdzie indziej, tu jednak jest najbardziej uwypuklony. Chyba nawet bardziej w bardzo popularnym serialu o tym samym tytule, niż w komiksie jako takim. Serial w porównaniu do komiksu jest znacznie bardziej "rozciągnięty". Zwłaszcza w sezonie II, dziejącym się w sumie w jednym miejscu, widać to jak na dłoni. Dodano też więcej bohaterów, inni mają więcej do powiedzenia. Inni giną wcześniej, inni później. Niektórych nie ma.
Co nie znaczy, że komiks jest w mniejszym stopniu ukierunkowany na rozpaczliwe próby zachowania człowieczeństwa w świecie, w którym wygrywa bardziej bezwzględny i silniejszy, nie oglądający się na nic. Bohaterowie mają mnóstwo rozterek, nie wahają się w obronie siebie lub bliskich dokonywać rzeczy strasznych (Rick odcinający siekierką rękę kobiety trzymającej go i błagającej o pomoc przed nadciągającymi zombie; główni bohaterowie bestialsko mordujący grupkę kanibali) lub wprost folgują swoim instynktom i żądzom (Governor gwałcący i znęcający się nad Michonne; Michonne okaleczająca Governora). Pod koniec komiksu (tzn. tych numerów, które już się ukazały - nowe numery wychodzą cały czas) obserwujemy jak rodzi się nowy feudalizm - grupa dzikich, nieokrzesanych, brutalnych raiderów w zamian za "ochronę" uzależnia od siebie kolejne wspólnoty tych, którzy przetrwali, podporządkowując ich sobie przy użyciu strachu, przemocy, okrucieństwa, i bez pardonu egzekwuje należne im rzekomo dobra. Ponadto przynajmniej część z nich dosłownie ubóstwia swojego przywódcę. Jakbym widział ekipę Mieszka I szalejącą wśród wsi wielkopolskich w 966r. Wybaczcie dygresję.
Trup ściele się gęsto, zarówno żywy jak i martwy. Przemoc jest pokazana w dosadny sposób, bez nadmiernej cenzury. Seks też jest. Kreska budzi skojarzenia ze stylem z "Battle Pope" (thank You, Captain Obvious) ale jest znacznie bardziej realistyczna. Zniszczone miasta, wyludnione pustkowia, opuszczone osiedla i osady tych, którzy usiłują przeżyć w post-ludzkim świecie - wyglądają obłędnie. Same żywe trupy - również.
Do efektów w serialu też nie ma się jak przyczepić. Mają tam chyba najbardziej "zombiaste" zombie jakie widziałem gdziekolwiek. Ale budżet robi swoje.
Jestem rzecz jasna fanem zarówno komiksu, jak i serialu. Dziw bierze, że jeszcze nie ma (jakiś dodatkowy serial chyba jest w planach) tony spin-offów i innych historii w tym samym świecie.

"Crossed" i kolejne serie.
Autorzy "Crossed" poszli kilka kilometrów dalej od motywu "boimy się tego, co jest zwyczajne - a nagle staje się niezwyczajne, ba, wrogie nam". Tytułowi Crossed to zombie na sterydach - tym bardziej odrażający (i transgresywni), że są żywi. Śmiem twierdzić, że to najbrutalniejsze komiksy, jakie czytałem kiedykolwiek. Gore do sześcianu. Zoofilia, nekrofilia, pedofilia, festiwal wynaturzenia, dehumanizacji, pogardy dla człowieka. Wynaturzone sceny tortur, wszelkie perwersje i totalny nihilizm. Wszystko tak zwielokrotnione, że aż do przesady. Zresztą, jeśli nie wiecie, o czym piszę, wyłącznie w góglach wszystkie filtry (jeśli jeszcze macie je ustawione) i wygóglajcie "Crossed". Pewnych obrazów się nie zapomina.
Pewnego dnia na świecie wybucha epidemia, która rozprzestrzenia się w krótkim czasie na cały świat. Zarażonym wychodzą na twarzy ropiejące, krwawe czerwone krzyże. Zarażeni zatracają swoje człowieczeństwo. Spadają z nich wszystkie uwarunkowania, cały dorobek kulturowy i cywilizacyjny. Wchodzą w permanentny szał mordowania i gwałcenia wszystkich i wszystkich wokoło. W przeciwieństwie do zombie, "ukrzyżowani" zabijają się także wzajemnie. Potrafią się też łączyć w grupki walczące z innymi grupkami (np. grupa nosząca maski ze skór ofiar kontra grupa kąpiąca się we krwi). Niektórzy zatracają się w szale permanentnie. Zatracają wszelki pomyślunek i instynkt samozachowawczy, czy nawet zdolność do myślenia abstrakcyjnego. Inni jednak potrafią organizować tych dzikich w bardziej zwarte hordy, potrafią wymyślać i zakładać pułapki, planować dalsze postępowanie, ba, zdarza się nawet, że wezmą zakładnika z grupki niezarażonych, zamiast go od razu zgwałcić, zabić i jeszcze raz zgwałcić, rozczłonkować i po raz wtóry zgwałcić. Jeszcze inni po zarażeniu pamiętają swoje dawne życie.
Poziom okrucieństwa pokazanego w komiksach "Crossed" jest tak przytłaczający, że wręcz nie da się w pewnym momencie traktować tego, co zostało tam pokazane z pełną powagą. "Ukrzyżowani" gwałcący krowę, orkę, biegający z odciętymi genitaliami ludzkimi i zwierzęcymi, ogromna ich grupa pokrywająca gigantyczny most "opakowaniem" z setek ludzkich skór, krowa-pułpaka na niezarażonych z odbezpieczonym granatem w odbycie, zakonnica masturbująca się odciętą kończyną, setki powieszonych, wybebeszonych, narysowanych z dbałością o każdy szczegół zmasakrowanych zwłok, trupy wiszące na krzyżach, słupach, ponabijane na cokolwiek - tego wszystkiego i wielu więcej tego typu obrazów po prostu nie da się wziąć na serio do końca. Tak samo okładek, pełnych aluzji politycznych i społecznych (rozpierdziel w ONZ, loży masońskiej, na Bliskim Wschodzie, w Egipcie, itd.). W pewnym momencie czytelnik po prostu parska śmiechem. Dosyć nerwowym i bardzo niezdrowym, ale jednak. Sam język używany przez "ukrzyżowanych" podkreśla ich instynktowne działanie i absurdalne barbarzyństwo - posługują się potokami bluzgów i topornie odmalowanych opisów czynności seksualnych, zazwyczaj bardzo niepoprawnych z biologicznego punktu widzenia.
A jak sobie radzą zwykli ludzie w uniwersum "Crossed"?
Tytuł jednej z serii ("Psychopath") doskonale ilustruje, jak. Zdrowi zachowują się czasem gorzej od chorych, chociaż wydaje się to niemożliwe. Religijny ojciec - pedofil, kompletny wariat, socjopaci idący po trupach byle uciec, typ wymagający seksu w zamian za ratunek, kobieta porzucająca własnego noworodka, tchórze, oszuści, cała plejada typów odpychających. Pozbawionych dowolnie pojętego heroizmu, nie zastanawiających się nad filozoficznymi kwestiami, czym jest człowieczeństwo, tylko żyjących po prostu.
Większość serii komiksu jest już zakończona - "Crossed", potem - kolejność przypadkowa - "Crossed: Psychopath", "Crossed: Family Values". Jeszcze ukazuje się chyba "Crossed: Badlands" - najbrutalniejsza i najbardziej przejmująca seria. Składa się z wielu historyjek zajmujących po 3-4 numery, wszystkie te historyjki kończą się źle. Ukazuje się również "Crossed: Wish You Were Here" - również jako komiks internetowy, dostępny za darmo. Tam formuła jest nieco zmieniona, bo rzecz się dzieje głównie na wyspie, gdzie schroniła się grupka zdrowych. Pozostałe serie przedstawiały bohaterów w ruchu, niedługo po wybuchu zarazy lub w jej czasie. Ostatnie numery "Badlands" przedstawiają uniwersum po paru latach.
Wiąże się to z pewną nieścisłością. "Ukrzyżowani" nie przejmują się własnym bólem, potrzebami zachowania życia i zdrowia. To ekstremalni sadyści i maschodziści, czerpiący radość np. z bycia rozjechanym przez samochód lub z bycia zgwałconym w dziury wyrwane w brzuchu. Nie przejmują się także np. ciepłym ubraniem się w zimę. Noszą to, co mieli na sobie w chwili zarażenia, paradują nago, eksponując nabrzmiałe genitalia, co najwyżej zakładają ozdoby zrobione z różnych części ciał swoich ofiar (maski ze skór twarzy, naszyjniki z gałek ocznych, ozdoby z obciętych genitaliów). Nie dbają o żadne dobra konsumpcyjne, czy nawet o dach nad głową. Po paru latach (ba, po pierwszej zimie) ich populacja powinna więc zmniejszyć się do minimum. I co z tysiącem chorób, które powinny się rozwinąć wśród świata gdzie ludzkie szczątki służą jako ozdoby, chorób, które powinny również zdziesiątkować populację chorych. Ale ok, nie ma po co alegorii odczytywać dosłownie. Jeśli ktoś potrzebuje jakiegoś katharsis, jakiegoś kopniaka w mózg, do tego poprawnie napisanego i perwersyjnie, turpistyczne narysowanego, to wszystko co wyszło z "Crossed" w tytule gorąco polecam.

A gdzie ta transgresja, o której wspomniałem w tytule tej notki? Cóż, jest chyba widoczna jak na dłoni.