środa, 12 października 2011

Poul Anderson "Wojna skrzydlatych"

Jest to pierwszy tom cyklu, co do którego nie mam pewności, czy miał okazję zagościć w całości w Polsce kiedykolwiek.
Autor chciał połączyć, jeśli chodzi o ogólnie pojęty klimat, klimakterium i world-building coś w rodzaju Hanzy ze space-operą. Mamy więc głównego bohatera, Nicholasa van Rijna, kupca z XXV wieku, rubasznego, lubiącego dobrotliwie przekląć (lub powołać się na jakiegoś chrześcijańskiego świętego), wplatającego holenderskie słówka do swojej mowy, do tego może i genialnego, ale egoistycznego, nieco wymykającą się konwenansom społecznym władczynię pewnej planety oraz młodego, wiecznie narzekającego pomocnika głównego bohatera pozostawionych na obcej, dziwnej planecie (na skutek zamachu na ich życie), gdzie trwa akurat wojna pomiędzy dwoma plemionami (narodami?) latających, człekokształtnych istot.
Rzecz jasna, ponieważ dla tej nowej Hanzy, Ligi Polezotechnicznej ważny jest zysk, a Nicholas jest szefem tej organizacji, nic już nie będzie takie, jakie było wcześniej, od techniki obu narodów, poprzez istnienie obu narodów aż do upadku ich zwyczajów. Runą stare tradycje, narody się połączą, technologia zostanie wzmocniona i w ogóle.
Książka potem (tzn. jej wydanie angielskie) zmieniła tytuł z niewiadomych przyczyn.
Sympatyczne czytadło, zwłaszcza plus za retro-futuryzm postaci głównego bohatera i jego organizacji. W końcu też ktoś zauważył (co nie zawsze i nie wszędzie się zdarza) że na obcych planetach wszystko może być trujące dla istoty z innego środowiska.

Tadeusz Markowski "Tak bardzo chciał być człowiekiem"

Jej, kolejna książka nieco zapomniana dziś. Lubię takie, jak na pewno zdążyliście to już, czytacze tego bloga zauważyć.
Jest to zbiór opowiadań, i to debiut książkowy przyszłego jednego z redaktorów Fantastyki, obecnie tłumacza.
Cóż my tu mamy? Fantastykę socjologiczną, gdzie sceneria s-f jest tylko tłem ukazującym różne i rozmaite rzeczy, uwypuklającym pewne zjawiska, kwestie, itd.
Autor pochyla się nad problemem sterowania (lub chociażby namieszania) w kulturze przez przybyszy z kosmosu. W jednym z opowiadań na Ziemię przybywa ekspedycja, której członkowie noszą imiona starożytnych greckich bóstw - i którzy są ich pierwowzorami, rola bogów tak im się spodobała (no, prawie wszystkim) że postanowili ją wykorzystać. W innym opowiadaniu to Ziemia tworzy gdzieś hen w kosmosie nową cywilizację, co rodzi wiele komplikacji, szczególnie gdy jej rozwój zaczyna wymykać się spod kontroli.
Ale bardziej klasyczne nawiązywanie kontaktu - my i obcy - też się pojawia, a w jednym z opowiadań nieco nawet w otoczce jak z filmu "Equilibrum" (sam fakt - mechaniczny, nie farmakologiczny - pozbycia się uczuć by działać optymalnie). Raz kosmita na ziemi zostaje zdemaskowany, gdy nie wydziela pewnego rodzaju charakterystycznego dla ludzi promieniowania, innym razem to ludzie znajdują coś niezwykłego, co być może jest muzeum...
Solidne, sympatyczne, można przeczytać, na pewno w jakiś antykwariatach jest tego do porzygania.