niedziela, 20 października 2013

Kfason '13

Kfason, czyli Krakowski Festival Amatorów Strachu Obrzydzenia i Niepokoju [pisownia oryginalna z ulotki z planem prelekcji] odbył się w tym roku po raz pierwszy.
Miejsce, w którym się odbywał nie zostało chyba znacząco zniszczone, a i ludzi się zeszło w trakcie trwania całkiem sporo, więc może odbędzie się jeszcze kiedyś.
W Artetece Biblioteki Wojewódzkiej Publicznej w Krk byłem po raz pierwszy. Nowoczesne, przytulne wnętrze, podzielone na piętra, przeszklone ściany (te, które nie łączyły się z resztą budynku, rzecz jasna). Nie było podziału na oddzielne sale - całe korytarze były zastawione to tym, to owym, część tego i owego można było przenosić i przestawiać. Oczywiście w określonych granicach, ale i tak miejsce sprawiało bardzo poczciwe wrażenie.

Nie tylko straszne i obrzydzające grono się zjawiło z tejże okazji, przybyli też (i to w silnym gronie) reprezentanci bizarro, autorzy związani w taki czy inny sposób z "Niedobrymi Literkami". Wśród nich znalazł się mój dobry przyjaciel Marcin Rojek. PKP wpisało się w klimat bizarro i Marcin zamiast dotrzeć do Krakowa w piątek o 21.39 [szkoda, że nie o 21.37, byłoby to wielce wymowne] dotarł przed pierwszą w nocy. Razem z jednym takim nieco ekscentrycznym osobnikiem żyjącym w parku krajobrazowym za Ruczajem, w ziemiance bez prądu i bieżącej wody, mieliśmy Marcina odebrać z dworca. MPK też się jednak wpisało w klimat odbywającego się w sobotę konwentu i nocny autobus pojechał jakoś inaczej, nie koło dworca, jak powinien. Ostatecznie udało się jednak nam wszystkim znaleźć się nawzajem, poznać sens życia, uzyskać wewnętrzną równowagę i zrozumienie, itd., i na piechotę dotrzeć do lepszej przyszłości. Szczęśliwie uniknęliśmy tubylców z maczetami i nie wydarzyło się po drodze nic godnego uwagi.

Następnego dnia, zwartą grupą czteroosobową dotarliśmy na konwent koło 9, jako jedni z pierwszych. Impreza zaczęła się rzecz jasna z lekkim opóźnieniem, ale to rzecz absolutnie normalna i nie ma się czym przejmować. To, że część zaproszonych gości nie dotarła i plan się nieco posypał, też jest całkiem zwyczajne, jeśli chodzi o konwenty. Tylko niewielka liczba przybyłych fanów budziła nieco niepokój, całe szczęście, ludzi przybywało z czasem.
Na pierwszy ogień poszedł Paweł Mateja opowiadający o klasykach polskiej grozy, tych bardziej nieznanych. Faktycznie, parę nazwisk zanotowałem z myślą o zapoznaniu się z ich twórczością. Prelegent wspomniał też o jednym z moich ulubionych szaleńców młodopolskich, Tadeuszu Micińskim, niezwykle mnie to ucieszyło.
Następnie, nieco spóźnieni dotarliśmy na prelekcję Anny Żołnik pt. "Gore - reparacja lęku?". Była to zdecydowanie najlepsza merytorycznie i najbardziej "naukowa" prelekcja na Kfasonie ze wszystkich, które miałem okazję słyszeć. Przypominała wręcz wystąpienie na (stu-dok) konferencji naukowej, zwłaszcza, gdy padły nazwiska takie jak Lacan czy Bataille. Prelegentka zdecydowanie wiedziała o czym mówi, z wielką przyjemnością wysłuchałem jej referatu.
Potem z naszej grupki czteroosobowej zostały tylko dwie osoby (kolega nihilista z lasu pojechał do innego lasu, leżącego z trzy godziny drogi pociągiem za Krakowem, a czwarty kolega, na ile go znam, poszedł poruchać); wędrując po budynku natrafiliśmy na dwóch autorów z "Niedobrych Literek", siedzących na prelekcji o Ligottim. Ligottiego kojarzę piąte przez dziesiąte, głównie z kilku albumów Current 93, cóż, kolejne nazwisko dopisane do niekończącej się listy twórców, których twórczość można by kiedyś poznać bliżej.
O dwunastej Marek Grzywacz z "Literek" mówił o sadomasochizmie i horrorze. Wyszedłem jednak przed końcem prelekcji aby przywitać się ze starą znajomą, podobnież jak Marcin, jeszcze z czasów licealnych.
Wraz z wybiciem trzynastej poszedłem na panel o "Zombiefili". Panelu nie miał kto poprowadzić, ale czterech autorów (Krzysztof Dąbrowski, Marcin Rojek, Michał Stonawski i Grzegorz Gajek) poradziło sobie. Co prawda w czasie trwania panelu przysnąłem lekko, ale nie łączyłbym tego w żaden sposób z samym panelem. W dyskusji między autorami pojawiło się sporo ciekawych pomysłów. Być może będzie kiedyś Zombiefilia II. Przez to, że przysnąłem nie zapytałem o "Crossed" jako o dalszą ewolucję motywu strachu przed tym, co jest szare i zwyczajne, a nagle przestaje być szare i zwyczajne i nie dorzuciłem od siebie niczego o "Marvel Zombies" (tak przy okazji różnej różnistej zabawy konwencją).
Według planu, w pół do trzeciej Marcin Rojek miał swoją prelekcję - "Czy bizarro musi być głupim żartem?". Niestety w tym samym czasie odbywały się - spotkanie autorskie z Anną Kańtoch (laureatka Zajdla, jeśli dobrze kojarzę) oraz prelekcja o psychologii strachu. Przez to na prelekcję Rojka przyszły dwie osoby - ja oraz stały czytelnik "Literek", Jacek. Pogadaliśmy sobie we trzech, było kameralnie i całkiem sympatycznie. Jacek znał moje opowiadanie "Ciało i krew", wyraził się o nim pozytywnie, mile połechtał tym moje przerośnięte ego.
Po powrocie do Arteteki z baru mlecznego, znajdującego się z dwie ulice dalej, gdzie mieli całkiem niezłą fasolkę po bretońsku, przeszedłem koło spotkania autorskiego z Andrzejem Pilipiukiem.
Minęło trochę czasu, wylądowałem na prelekcji Joanny Miki-Orządały (z góry przepraszam, jeśli źle odmieniłem nazwiska, z tym zawsze mam problem) o "horrorze redaktorskim", czyli po prostu o tym, z czym musi się zmagać redaktor w swojej pracy. Przytaczane przez nią "kwiatki" z różnych książek różnych autorów wzbudzały raczej śmiech niż grozę, ale dobrze ilustrowały tezę prelegentki.
Swoją drogą, redaktorzy też czasem przesadzają. Kiedyś, w jednym moim tekście naukowym redaktorka zażyczyła sobie m.in. abym wszystkie dywizy zamienił na średniki (tak, wiem, inna "ciężkość gatunkowa", nie ma porównania do zawodowej redaktorki książek pani Joanny, ale tak mi się skojarzyło).
Przed panelem o bizarro przez pół godziny siedziałem na prelekcji Michała Stonawskiego o klątwie rodziny Beksińskich. Oglądałem kiedyś o nich jakiś film, gdzie też była mowa o klątwie.
Panel o bizarro zaczął się nawet w miarę punktualnie, co więcej, wszyscy uczestnicy byli trzeźwi (Dariusz Kuchniak, Grzegorz Gajek, Marcin Rojek, Marek Grzywacz), ponadto panel miał nawet moderatora/prowadzącego. I tak wyszło z tego takie trochę bizarro właśnie, bo uczestnicy panelu podeszli do niego z charakterystycznym dla siebie rodzajem powagi, Marcin Rojek podobnie jak w czasie panelu o zombie zaprezentował się jako transgresywny trickster a niektórzy zgromadzeni wokoło słuchacze zasnęli i tym razem nie byłem to ja.
W sumie na chwilę obecną, gdy bizarro w Polsce jest zdecydowanie niszowym zjawiskiem i gdy trzeba za każdym razem tłumaczyć zgromadzonym n00bom wszystko od podstaw, nie dziwię się, że nie dowiedziałem się z tego panelu niczego nowego. Taki jest jednak urok orki na ugorze (a może i nawet orka na ugorze). Dodatkową atrakcją panelu była możliwość zobaczenia, dotknięcia a nawet zagłębienia się w "The Haunted Vaginie".
O 19.30 rozpoczął się podsumowujący niejako cały Kfason panel o "teraźniejszości i przyszłości polskiego horroru". Rozmawiali Kazimierz Kyrcz Jr., Dawid Kain, Stefan Darda, Michał Gacek i Michał Stonawski. Zgromadzeni autorzy doszli do wniosku, że czas już najwyższy przestać być tym takim wujkiem-odludkiem w rodzinie szeroko pojętej fantastyki i zaznaczyć swoją obecność jako czegoś jednak odrębnego. Ma zostać ufundowana nagroda im. Stefana Grabińskiego, będąca czymś w rodzaju nagrody im. Zajdla w ramach światka horrorowego w Polsce, jednak bez powielania błędów i wypaczeń związanych z nią, nie będzie to kopia Zajdla dla innego fandomu.
Na zakończenie było "afterparty" w designerskim klubie w podziemiach Arteteki. Osobiście wolę lokale cichsze i bez danceflooru, ale nie było tam źle.

Pierwszy Kfason był bardzo dobrą imprezą. Pozostaje mieć nadzieję, że wysoki poziom zostanie przynajmniej utrzymany. Pozostaje też mieć nadzieję, że uda się społeczność/fandom horroru zagospodarować i rozwinąć.
Wreszcie pozostaje mieć nadzieję, że i bizarro na tym skorzysta, zaznaczy swoją obecność zarówno po stronie horroru jak i fantastyki. Kiedyś może oderwie się od jednego i drugiego, zmieni się w coś zupełnie niezależnego, chociaż mającego korzenie po obu stronach.
Udało mi się na Kfasonie zebrać dziewięć podpisów od autorów opowiadań zgromadzonych w "Bizarro Bazarze". Największy problem będzie z Amerykanami, więc w pierwszej kolejności chcę "pozbierać" polskich autorów.
Kupiłem też parę książek, w tym "Podwójną pętlę" - od autora, Kazika Kyrcza. Jeszcze raz dzięki za dedykację.