poniedziałek, 13 kwietnia 2015

Pokrótce #9

Negura Bunget + supporty, 09.04.15, Rotunda

Ominęło mnie większość supportów, w robocie świat zapłonął i trzeba było go chociaż lekko przygasić. Ale nic straconego, dawno nie byłem na koncercie, gdzie kapele byłyby aż tak niedobrane. Northern Plague to odtwórczy i nudny black/death, Grimegod to jakiś doom/death, również nic specjalnego, Lacrima (doom/gothic) zaś o ile reprezentowała sobą jakikolwiek poziom w przeciwieństwie do innych supportów, to wrzucenie ich przed Negurą z racji na rozbieżności stylistyczne nie było najszczęśliwszym pomysłem. Headliner wypał zajebiście, zwłaszcza w świetle ostatnich przetasowań w składzie. Niepotrzebnie się obawiałem o stopień ich zgrania się ze sobą. Tylko trochę szkoda, że nie zagrali żadnego z najstarszych kawałków.


Command & Conquer Generals: Zero Hour: Rise of the Reds 1.85

W końcu jest. Po kilku latach oczekiwania. Warto było czekać, bez dwóch zdań najlepszy mod do starych, dobrych Generalsów.


Robert E. Howard Solomon Kane. Okrutne przygody

Klasyka sword & sorcery przez duże K. Zbiór opowiadań o fanatycznym purytaninie uważającym się za bicz boży na wszelkie zło, ludzkie i nadnaturalne. Szermierz i strzelec Kane staje na drodze atlantydzkich kapłanów, nekromantów i czarnoksiężników, wampirów, duchów i harpii, piratów, gwałcicieli, handlarzy niewolników, a nawet i demonów uwięzionych przed wiekami przez samego króla Salomona. Nie dba o własne życie i zdrowie, nie interesują go dobra doczesne, gna przed siebie wykonując wolę Boga i karząc bezlitośnie wszystkich złoczyńców, czy to na lądzie, czy to na pokładzie żaglowca, czy to na rozstajach dróg na Wyspach Brytyjskich, czy w niemieckich lasach, czy w afrykańskich dżunglach czy cholera wie gdzie.
Chyba każdy kojarzy chociaż pobieżnie postać autora, przez co nie ma co się o nim rozpisywać. Podobnie jak w przypadku historii o znacznie bardziej znanym Conanie, krew leje się strumieniami, piękne kobiety omdlewają lub próbują zwieść na złą drogę głównego bohatera. Tutaj nieco wyraźniej tenże główny bohater niesie dumnie powinność i brzemię Białego Człowieka przez obce, zdegenerowane i barbarzyńskie ziemie. Na końcu dobro zwycięża (niekoniecznie przy użyciu faktycznie dobrych metod). Patos przydusza czytelnika ale ten w pogoni za wartką akcją nie zwraca na to uwagi, lub zdaje sobie sprawę, że to taka konwencja i produkt określonego miejsca i czasu.
Rebis odwalił o tyle dobrą robotę, że pozbierał do kupy z twórczości autora co tylko mógł pozbierać o Solomonie Kanie'ie. Dlatego obok kompletnych opowiadań w ich pierwotnej formie, bez późniejszych przeróbek nie zawsze zgodnych z wizją autora, mamy też w tej książce liczne fragmenty i urywki historii, których nigdy nie będzie nam dane poznać w całości. Za grafiki ozdabiające treść i idealnie wpisujące się w klimat opowiadań (chociaż nie zawsze ściśle je odwzorowujące) odpowiada Gary Gianni.
Ach, guilty pleasure. Naprawdę nic wielkiego, ale fajnie się czyta.


Joseph Conrad Nostromo

Dzieła zebrane Josepha Conrada, tom ósmy (z dwudziestu siedmiu).
Znów guilty pleasure, tym bardziej, że rzecz się zestarzała bardzo pod względem świata przedstawionego, pokazanej w jednostronnym dobrym świetle kolonialnej burżuazji i arystokracji (nawet jeśli wywodzącej się z europejskich ruchów rewolucyjnych tamtej epoki, np. jeden z bohaterów walczył u boku Garibaldiego), oraz jednoznacznie negatywnie przedstawionych, nazwijmy to, rewolucjonistów trzecioświatowych, podnoszących rękę na tak dobrych, cywilizowanych i kulturalnych białych panów.
Autor z metahistorycznym zacięciem opowiada historię małego państewka w Ameryce Łacińskiej, a zwłaszcza jednej prowincji, słynącej ze znajdującej się tam kopalni srebra. Fabuła ciągnie się przez długi okres czasu, burzliwe dni następujących po sobie rewolucji i przemian, zakończonych szczęśliwie powstaniem nowego państwa. Akcja prowadzi do momentu przełomowego, autor ją zwalnia i przyśpiesza fabułę, przerzucając akcje nagle o całe lata naprzód, już po szczęśliwym rozwiązaniu problemów, które kilka stron wcześniej wydawały się być nie do rozwiązania. Tytułowy bohater, człowiek do zadań niemożliwych dopiero w ostatniej części książki staje się bohaterem głównym. Pochodzący z ludu prosty przybysz z Europy staje się kimś w rodzaju - niemalże - męża opatrznościowego, demiurga dokonującego niezwykłych czynów w niezwykłych czasach i ważnych momentach historycznych dla całego kraju. Co najciekawsze, jego szaleńcza odwaga, niezłomność charakteru i zarazem zadufanie biorą się przede wszystkim z jego egoizmu. Po wielu latach jego charakter zostaje wystawiony na bardzo ciężką próbę, a jego legenda stanie na krawędzi zniszczenia przez chciwość i kobiety. I taki w sumie wypływa z książki morał - co pieniądze, także takie, w których posiadanie wchodzi się nagle i za pomocą niezbyt legalnych środków wraz z kobietami robią z dumnymi i wolnymi mężczyznami.
Książka może i trąci myszką, ale trzeba to oddać Conradowi, był świetnym pisarzem.


Lucius Shepard Krokodylowa skała

Solaris, seria The best of.
Jest to jedna z niewielu książek, w przypadku których uważam, że zapłaciłem za nie zbyt mało. Za tę konkretną dałem 7zł w jednej z sieci z tanimi książkami. Tymczasem spokojnie dałbym za nią cenę okładkową, a nawet wyższą.
Sheperd pisał fantastykę, ale fantastykę niejednoznaczną i niejednorodną. Bardzo skręcał na równo w stronę weird jak i realizmu magicznego (aczkolwiek bardziej magicznego niż u stereotypowych przedstawicieli nurtu pochodzących z Ameryki Południowej), wśród zamieszczonych w zbiorze opowiadań (każde z tych opowiadań było nominowane do różnych Hugo, Stokerów, itp., część z nich kilka nagród pozgarniało, lub przynajmniej jedną) są też horrory (także z dosyć brutalnymi scenami) czy utwór w konwencji s-f.
Autor wiedział jak operować słowem. Pod względem czysto literackim zamieszczone w zbiorze opowiadania to małe arcydzieła. Najprostszy i najbardziej prozaiczny opis zyskuje głębię, zachwyca doborem słownictwa, poetyką; nawet brutalna przemoc czy (nieraz równie brutalne) ruchanie kiedy autor tak chce, to nabierają cech onirycznych.
Z autorem zwiedzimy kawał świata, od Afryki po rozdartą przytłaczającymi swoim rozmachem (i bezsensem) konfliktami zbrojnymi (rys hippisowski u autora jest widoczny, aczkolwiek nie przytłacza; jest rodzajem delikatnej przyprawy, nie głównym daniem) Amerykę Południową, przez senne miasteczka, metropolie, staje kosmiczne aż po gargantuicznego, uśpionego smoka robiącego za element krajobrazu, bóstwo i zarazem miejsce, w którym wykształcił się kompletny ekosystem. Sheperd swobodnie zarówno reinterpretował motywy jak i krzesał z siebie oryginalne pomysły.
Przesłanie każdego z opowiadań jest zbliżone. Osią napędową zgromadzonych tekstów jest wewnętrzne dojrzewanie bohaterów, ich szukanie własnego miejsca w świecie, zmaganie się z przeciwnościami losu, wreszcie z kryzysem wartości, przełamywaniem go i odnajdywaniem własnych zasad, własnej woli. Rozważania na poważne tematy snute przez bohaterów zazwyczaj zapoczątkowywało wyżej wspomniane wkroczenie Nieznanego. Bohaterowie łamią się, mają liczne wątpliwości, czasem sami nie wiedzą, czego chcą, nawet nierealistyczne postacie przedstawione są realistycznie, z pokaźnym bagażem wad i zalet, przyzwyczajeń, lęków, nadziei.
Sheperda wydał u nas jeszcze Mag, w Uczcie wyobraźni. Kolejna książka dopisana do listy "przeczytać koniecznie".