poniedziałek, 5 września 2011

DuckDuckGo


http://duckduckgo.com/privacy.html, to nie wygląda w sumie źle. Nie wiem, czy jest lepsze od gógla, ale warto spróbować, jeśli chociaż częściowo piszą prawdę o sobie.

Edmund Cooper "Zdobywca przestworzy"

Świat tysiąc coś lat po ostatnim rozpieprzu ludzkości (były Dwie Generacje ludzkości, każda kończyła się hekatombą, w czasie fabuły książki żyje Generacja Trzecia). Wyspy Brytyjskie podzielone są na obszary rządzone przez lokalnych możnowładców, panuje feudalizm, system cechowy, poddaństwo, itd. Władzę religijną sprawuje Kościół Neoluddystów, który pali na stosach ludzi, którzy wynajdują jakiekolwiek wynalazki. Ktoś mądry inaczej doszedł bowiem do wniosków, że skoro ludzie prawie się zgładzili już dwa razy w historii, to najlepiej utknąć w feudalizmie i nie rozwijać już nauki nigdy, przenigdy. Do starych koncepcji luddystów dodano elementy religijne (Ned Ludd - autor podaje że to postać rzeczywista, upośledzony chłopak - miał zostać ukrzyżowany, miał czynić cuda, itd.). Główny bohater zostaje wybrany na ucznia malarza, i tak trafia na dwór lokalnego możnowładcy, gdzie ma namalować portret konny rozpieszczonej i okrutnej córki feudała. Jednak w końcu puszczają mu nerwy i bije ją, za co trafia do lochów. Okazuje się jednak, że pannica Alyx przejrzała na oczy i zakochała się w głównym bohaterze - który równocześnie kocha dziewczynę, którą ma wziąć za żonę na mocy kontraktu podpisanego przez ich rodziców. Nie jest to jednak koniec jego problemów, gdyż od zawsze pragnie on sięgnąć nieba i stworzyć maszynę zdolną do uniesienia człowieka w powietrze, przez co zaczynają interesować się nim neoluddyści, obserwujący zimnym okiem Inkwizytorów jego próby z latawcami i balonami. Gdy sytuacja się stabilizuje, ktoś atakuje jego wioskę, zamek feudała, całą okolicę. Główny bohater pragnie się zemścić, gdy widzi trupa zgwałconej Alyx. Trafia do małego obozu tych, co przetrwali, następnie w potyczkach (ataku dokonała zjednoczona flota piracka Admirała Śmierci, który pragnie na wyspach brytyjskich, zacofanych dzięki neoluddyzmowi zrobić sobie bazę wypadową) z piratami pokazuje wszystkim, że nie jest tylko szurniętym marzycielem, ale także dobrym taktykiem i wojownikiem (autor zdaje się też apoteozuje zemstę). Gdy nie ma szans na ratunek znikąd, ku powszechnemu zgorszeniu wpada na pomysł zbudowania maszyny - balonu i ostrzelania floty pirackiej ogniem z nieba. Ponieważ ludzie nie mają niczego do stracenia, zgadzają się na to, a przedstawiciel Kościoła wyrusza do Londynu powiadomić Inkwizytora...
Tak czy siak, atak się udaje, balon daje radę, a głównego bohatera zgarnia Inkwizycja. Jednak wstawiają się za nim mieszkańcy, Kościół zostaje przepędzony w cholerę. Główny bohater staje się cenionym naukowcem, etc, ple, ple, dożywa sędziwego wieku, na całym świecie jest szanowany jako odnowiciel lotnictwa, etc. Właśnie - jedyne co mi się nie podobało, to optymistyczne zakończenie. W rzeczywistości zapewne nikt nie kiwnął by palcem w obronie swojego bohatera, który zostałby spalony na stosie, a ciemnota powróciłaby na spustoszoną najazdem krainę. Tak czy owak książeczka jest bardzo przyjemna, ciekawa, postać głównego bohatera jest dobrze wykreowana, świat jest znośny całkiem, generalnie czyta się miło i przyjemnie. Książka była chyba wznawiana i później, więc może i jest gdzieś dostępna.

Rafał Ziemkiewicz "Władca szczurów"

Hoh, z tym małym i sympatycznym tomikiem opowiadań (debiut autora) miałem nielichy problem. Bardzo zdziwił mnie bowiem fakt, że autor, piszący takie rzeczy, nie został ostatecznie jakimś undergroundowym anty-NWO anarchistą tylko mainstreamowym, endekizującym liberałem. Niezwykłe są ludzkie drogi (chociaż w sumie powinienem wiedzieć o tym z autopsji). Tak czy siak, w tych szorstkich i szczerych opowiadaniach, które każde jest manifestem antyrządowym i/kub antywojennym i kroniką zdradzonych nadziei, marzeń, itp. tkwi diametralnie inna osobowość autora, niż chociażby w - phew- Zgredzie. Łatwo mi w sumie mówić, ciekawe co sam będę mówił i myślał, jak będę w wieku autora.
Mamy tu kilka opowiadań, uporządkowanych chronologicznie. Scenografia science-fiction w sumie jest tylko scenografią do snucia wizji świata niczym z Prison Planet/Infowars czy gdzie tam teraz Alex Jones siedzi. Jeszcze dziwniej, że autor wydał to jeszcze za komuny (w 1987; Biblioteka Fantastyki Science Fiction, Alfa), chociaż jedno z opowiadań przypomina losy TW Bolka, tyle, że w odległym kosmosie i przy znacznie bardziej tragicznej historii głównego bohatera. Inne opowiadania to odbrązawianie pomników dawnych bohaterów, świat skorumpowanej władzy i nawróconego na opozycję siepacza, wojsko przeprowadzające eksperymenty na żołnierzach, fasadowość rzekomo wielkich rewolucji, potęga skundlenia nad ideałami... Aż ciarki przechodzą po plecach w czasie czytania. Zero optymizmu, a część opowiadań kończy się po prostu źle. Warto przeczytać, jeśli ktoś to gdzieś dorwie, mimo surowości stylu i techniki.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
(opisywałem tutaj pierwsze wydanie, nie reedycję popełnioną przez Fabrykę Słów)

Ian Watson "Łowca śmierci"

Książeczka wydana przez Alfę w 1987 roku, w serii Biblioteka Fantastyki Science Fiction, pod numerem 9. Ciężko powiedzieć, czy to jest fantasy, czy science-fiction. Mamy tutaj bowiem elementy antyutopii, fantasy "eschatologicznego", na dodatek zakończenie zaskakujące podwójnie - nie dość, że Martix, to jeszcze Incepcja. ;)
Główny bohater to przewodnik, który w Domach Śmierci pomaga przygotować się ludziom do śmierci. Tak się bowiem składa, że ludzie są przeznaczani do śmierci przez odpowiedni urząd, gdy tak zostanie zadecydowane. Świat formalnie jest uporządkowany, religia została zepchnięta na margines marginesu społeczeństwa, nie ma przestępczości, brutalność w telewizji należy do historii, podobnie jak brutalność w ogóle... aż nagle, w dniu, gdy do eutanazji rozpoczyna się przygotowywać pewien poeta, którego twórczość posłużyła za fundament pod taki a nie inny świat, w czasie uroczystej i oficjalnej uroczystości zostaje zamordowany. Nikt nie wie nawet, cóż poradzić, bo morderstwa należą do rzadkości. Ostatecznie morderca trafia do Domu Śmierci, gdzie główny bohater - przybyły na miejsca akcji książki akurat w dniu morderstwa na się zaopiekować nim i przygotować go zarówno do śmieci, jak i pokuty. Okazuje się jednak, że morderca prowadził badania nad śmiercią - gdy udaje mu się zaciekawić głównego bohatera na tyle, że ten pozwala mu na zademonstrowanie tego, do czego udało mu się dojść... wtedy światopogląd głównego bohatera się zaczyna sypać. Razem kontynuują badania, dzięki narkotykom i feromonowi śmierci docierają w zaświaty, gdzie okazuje się, że ich teoria jest błędna... ale nie zmienia to faktu, że i tak nadwyręża ateistyczne poglądy powszechnie przyjęte za właściwe. Po ostatecznym eksperymencie bohaterowie giną, i okazuje się wtedy.... że cała akcja książki działa się w umyśle ... księdza-pedofila, poddanego eksperymentalnej kuracji. Zaczyna on zdawać sobie sprawę, że jego wizje się restartowały, a dwa światy - jego wizji oraz rzeczywisty, z Domami Życia, itd. - zaczęły się przenikać...
Tak czy siak - na zakończenie mamy mały mindfuck. Odważne tematy, odważna kreacja świata, wyraziści bohaterowie (no, dwóch głównych - reszta to tło i pionki), dobra książka. A że całkiem mała, to i przed snem w 2-3 godzinki można przeczytać. Była wznawiana wiele razy, także całkiem niedawno, bo dopiero w 2000 roku przez Pruszyńskiego i spółkę, więc powinna być dostępna.

David Brin "Listonosz"

Pamiętacie taki film z Costnerem, Wysłannik przyszłości? Taką patetyczną, hurraamerykańską papkę w scenerii post-apoc? To teraz o nim zapomnijcie i sięgnijcie po tą książkę, na bazie której to filmidło powstało. Nie będzie chyba wielkim zaskoczeniem, jeśli oznajmię, że film się z książką rozmija praktycznie całkowicie. Rzecz jasna, kłamstwo głównego bohatera, ale kłamstwo dające ludziom nadzieję i chęci do życia, pozostało, ale cała książka jest wybitnie anty-heroiczna, patosu i nacjonalizmu nie ma tu za grosz, a poglądy głównych złych kojarzą mi się z poglądami pewnych skrajnych prawaków, jakich kiedyś znałem. Przytoczony wręcz w książce fragment "Utraconego Imperium" mógłby wyjść spokojnie spod ręki... a, srał to pies, miało nie być tu nic o kwestiach polityczno-ideowych. Wracając do meritum, główny bohater to pełen rozterek człowiek, który chce po prostu przeżyć. Omyłkowo wzięty za listonosza (gdy znajduje mundur, pocztę - oraz zwłoki - prawdziwego listonosza, jeszcze sprzed wojny), postanawia nie wyprowadzać ludzi z błędu, gdy widzi, że ich życie może stać się lepszym - aż gdy jego kłamstwo zaczyna żyć własnym życiem...
Przeczytałem to w pociągu. Naprawdę niezłe. Wizja świata całkiem przyjemna, dosyć falloutowa, gdyby nie te lasy, dobrze ukazane zagrożenie dla zwykłego człowieka ze strony zaćpanych ideologią maniaków, świat po zagładzie, gdzie zagrożeniem nie są jakieś komiksowe mutanty, lecz to, co stanowiło zagrożenie dotychczas i przez cały czas trwania historii ludzkości - drugi człowiek, bohater przekonujący się, że nie jest jedynym kłamcą w spustoszonym kraju, itd. Fajnie, fajnie.

Brian W. Aldiss "Kto zastąpi człowieka?"

Od czasu, gdy przeczytałem Cieplarnię, Brian W. Aldiss stał się jednym z moich ulubionych autorów. Czyli od całkiem niedawna. Tak czy siak, ten zbiorek jego opowiadań, które oryginalnie powstawały w latach 1955 - 1969, wydany przez Iskry w 1985 roku (było to tłumaczenie zbiorku będącego swoistym "The Best Of" autora) (swoją drogą, Aldiss jeszcze żyje, a ostatnią książkę napisał w 2007 roku, a tak w każdym razie mówi Wikiśmietnik), trzyma poziom Cieplarni. Każde opowiadanie jest inne, nie każde jest nacechowane rozmachem i wszechogarniającym czytelnika światem w rodzaju tego, wykreowanego w Cieplarni, ale nawet te "zwyczajniejsze" trzymają wysoki poziom. Opowiadanie tytułowe (inne pewnie też, podobnie jak wszystko) można znaleźć w necie, np. tutaj (swoją drogą, szalona strona).
Cóż jest takiego w twórczości Aldissa (w tej jej drobnej części, z którą się zetknąłem), że przemawia do mnie (nawet, jeśli z racji na terminologię i koncepcje naukowe jednego opowiadania nie zrozumiałem :P)? Pesymizm autora co do człowieka jako takiego? Jakiś mroczny cień zagłady wiszący nad światem, wyczuwalny, nawet, jeśli nie ma w opowiadaniu niczego takiego wprost? Niezwykły, plastyczny język, wzniosły lecz zrozumiały (zazwyczaj), fenomenalny world-building (och jej, nowomodny termin). Zapewne wszystko po trochu.
Opowiadanie 1 - Zabawa w Boga
Na planecie leżącej cholera wie na jakim galaktycznym zadupiu za bóstwo lokalnej rasy robi człowiek, rozbitek, który żyje na tej planecie od lat. W celu skontaktowania się z nim, przybywa tam kilku ludzi, którzy dodatkowo mają zbadać przydatność planety pod kolonizację. Wielki bohater, który poskromił lokalną rasę i stał się jej bogiem okazuje się stary dziad, który nie ma o niczym pojęcia, i uważa się za kogoś, kim na pewno nie jest. A planeta jako taka skrywa kilka niespodzianek.
Opowiadanie 2 - Poniekąd sztuka
Daleka przyszłość. Nauka na Ziemi przypomina magię - zwłaszcza zmiany w kodzie genetycznym stworzeń, które umożliwiają im zupełne metamorfozy (np. podrzucona do góry ryba staje się ptakiem). Ziemia jest podzielona pomiędzy swoistą arystokrację, super-ludzi o dosyć ulepszonym genotypie, świat, gdzie mężczyźni żenią się z własnymi matkami. Wykorzystują też specjalnie hodowanych podludzkich niewolników. Jednak kosmos jest dosyć wielki, setki cywilizacji (w tym ludzkich, lecz zmienionych już przez warunki na danej planecie i postępującą ewolucję) żyją w przestrzeni na milionach światów. Tylko człowiek z Ziemi może sprostać pewnemu zadaniu, związanemu z istnieniem nowej formy życia...
Ciekawy wątek uwarunkowań kulturowych na ludzie życie.
Opowiadanie 3 - "O, miesiącu zachwytu mego!"
Księżyc pewnej dziadowskiej planety służy do hamowania statków Szybszych-Niż-Światło. Ludkowie poczciwi hodują tam owce, i jakoś se żyją. A wśród nich poeta...
Opowiadanie 4 - Strzępy
Mindfuck. Po prostu mindfuck, od początku - do końca. Nie da się w sumie nawet tego opisać.
Opowiadanie 5 - Przenigdy
Fragment życia dwudziestowiecznego nauczyciela akademickiego jest odgrywany jako komedia w dalekiej przyszłości. Główny zainteresowany zdaje sobie z tego sprawę, słyszy śmiech widowni, itd. Pewnego dnia coś się jednak psuje, i nieszczęsny naukowiec zostaje w przyszłości.
Opowiadanie 6 - Na zewnątrz
Czy jestem człowiekiem, i czy mogę wyjść z domu, który spełnia moje zachcianki, ale stara się mnie równocześnie kontrolować?
Opowiadanie 7 - Nieszczęsny, mały wojowniku!
Burżuj z dalekiej przyszłości poluje na brontozaura w dalekiej przeszłości. Fantastyczne pod względem językowym i technicznym.
Opowiadanie 8 - Kto zastąpi człowieka?
Świat, gdzie roboty, wyposażone w ograniczone formy sztucznej inteligencji, wykonują ludzkie polecenia, aż pewnego dnia szlag trafia ludzi (lub na to początkowo wygląda). Pytanie retoryczne w sumie, to tytułowe.
Opowiadanie 9 - Nieobliczalna gwiazda
Grupka kosmonautów trafia w warunki, które istnieć nie powinny. Im dłużej nie potrafią się stamtąd wydostać, tym bardziej narasta psychoza i szaleństwo... Fajne, psychologiczne opowiadanie, no i nie wiadomo, kto zabił.
Opowiadanie 10 - Kiedy ranne wstają zorze
Znów mindfuck. Normalne i wskrzeszone przez człowieka gatunki zwierząt, rozpływanie się w widzialnych - i pachnących - liniach muzyki, antropomorfizacja...
Opowiadanie 11 - Judasz tańczył
Szalony kuternoga, świat, gdzie po śmierci skazańców cofa się w czasie posłańca, i uniewinnia skazanych, którzy jednak pamiętają swoją śmierć. Czy (samozwańczy?) Jezus zmartwychwstanie po sam z siebie, za trzecim razem?
Opowiadanie 12 - Jeszcze jeden "Człowieczek"
Świat nie znający moralności, seks jest przygodny jak jedzenie, panuje coś w rodzaju rządu światowego, w celu świętowania obchodów jakiejś ważnej rocznicy, zostaje przedstawiony pomysł ponowienia ataku nuklearnego na Japonię, tego sprzed kilku wielkich wojen, z czasów, o których mało kto pamięta.
Opowiadanie 13 - Dziewczyna i robot z kwiatami
Czyli rozterki pisarza. Zwycięża lodówka.
Opowiadanie 14 - Chwila zaćmienia
Opowiadanie bardzo niefantastyczne, wręcz obyczajowe. Filmowiec i jego pasja do femme fatale.
Opowiadanie 15 - Człowiek ze swoim czasem
Z wyprawy kosmicznej na Marsa wraca żywy jeden człowiek. Udowadnia sobą, a właściwie tym, co mu się przytrafiło, że czas jest względy.