niedziela, 4 września 2011

Fallout 2 Restoration Project - Finalnie!

Bardzo, ale to bardzo źle się tutaj stało. Ale tak czy siak - udało mi się przeżyć i pozabijać wszystkich. Niestety, nie złapałem cudownej animacji śmierci Horrigana

I po Enklawie

Twórcy moda w special encounterze, ucharakteryzowani na postacie z Gwiezdnych Wojen! :D

Jak wyżej

Jak wyżej

Jak wyżej

Jak wyżej - ot, przespałem się tam żeby było jaśniej

Prezent od Hana

Fallout 2 Hintbook od Ojca Tully'ego
Dixi.

Constantin Cublesan "Trawa"

Dawno, dawno temu, w czasach, gdy jeszcze nie było mnie na świecie, wydawnictwo Iskry publikowało rozmaite książki fantastyczno/s-f/przygodowe w serii Fantastyka-Przygoda. Wydano w serii zarówno rozmaitą klasykę (Frankenstein), będących wtedy na topie różnych pisarzy gatunku (Lem), trochę nowszą klasykę i pozycje kultowe (Strugaccy, Zelazny, Asimov, Le Guin, Aldiss). Seria ciągnęła się od lat '60 do końca lat '80 ubiegłego wieku.W serii wydano też dzieło rumuńskiego pisarza (w jego nazwisku powinno być "s" z takim jakby drugim, mniejszym "s" pod spodem, nie chciało mi się szukać odpowiedniej literki gdzieś w necie lub symbolach Opennoffice'a) Constantina Cublesana pt. Trawa. Przeczytałem je całkiem niedawno, ale - ojej - nie pamiętam już, o co z tą trawą chodziło. Fabuła książki, mimo rozgrywania się gdzieś w kosmosie (z finałem na spustoszonej i zamienionej w muzeum Ziemi), dotyczy spraw bliskim i nam, tutaj, teraz - stawia pytania o ludzkie życie, egzystencję, istotę człowieczeństwa, jest także historią o maniactwie niektórych naukowców i wewnętrznej walce głównego bohatera, jaką toczy z setkami rozterek psychicznych przez cały czas trwania akcji książki.
Szczerze mówiąc, chociaż talentu autorowi odmówić nie można, to książka, subiektywnie rzecz biorąc, nie podobała mi się. Nie przyciągnęła do siebie klimatem (chociaż podejrzewanie bohatera przez wszystkich, że ten wie o czymś, o czym w rzeczywistości nie miał zielonego pojęcia to zdecydowanie najjaśniejszy element fabuły; no i ogólnie czasem lubię takie mózgotrzepy, pobudzające do zastanowienia się nad sobą i światem), rozlazłością fabuły (za dużo się działo we wnętrzu bohatera, za mało w otoczeniu), przesyceniem rozterek, emocji, problemów bohatera (niekończące się monologi, wspominki, itd). Było to wszystko do tego stopnia przegadane i rozmemłane, że zapomniałem już, jaki był właściwie koniec tej historii, i jaki był związek tej historii z tytułem. Mimo wszystko, jeśli gdzieś znajdziecie egzemplarz w dobrym stanie i tanio, to kupcie, a nóż widelec się komuś spodoba.

Andrzej Tuchorski "Rezydent Wieży"

Ostatnio dużo czytam. Powinienem zająć się czymś sensownym na studia (w końcu wrzesień - czas miecza i topora, czas pogardy, czas wilczej zamieci, itd.), ale co tam, raz się żyje.
Do ostatniego (a w każdym razie zalegającego ostatnio w kiosku na jednym z peronów dworca w Krakowie) numeru Nowej Fantastyki dołączona była - teoretycznie za darmo - książka (rzecz jasna, książka tego samego wydawnictwa, które wydaje i Nową Fantastyką). Książka ta to wspomniany już w tytule tego posta Rezydent Wieży Księga I autorstwa Andrzeja Tuchorskiego, którego niestety nie kojarzę zupełnie (no, coś mi świta, że chyba to debiutant jakiś albo zwycięzca jakiegoś konkursu, albo coś). Książkę przeczytałem w czasie jazdy pociągiem.
Na okładce magazynu napisano, że jest to rewelacyjne fantasy.
Niestety nie mogę się z tą opinią zgodzić. Tzn. książkę pana Andrzeja przeczytałem z przyjemnością, od okładki do okładki, jest napisana zrozumiałym i czytelnym językiem, przyciąga uwagę wizją świata (udana, autoironiczna momentami parodia heroic fantasy i gier RPG - czyli ludzkie imperia, w tym jedno wzorowane na starożytnym Rzymie, Gildia Magów, nielubiący Gildii Magów kapłani bóstw wzorowanych na panteonie rzymsko-greckim, Elfy, Krasnoludy, Orkowie, gdzieś tam dodatkowo rycerstwo, no i grupki poszukiwaczy przygód, odwiedzające bohatera tytułowego), ale to jednak za mało na rewelacyjne fantasy. Książkę jako taką czyta się rewelacyjnie i z przyjemnością, ale to jednak jest to tylko (lub aż) humorystyczne, lekkie i przyjemne dla czytelnika czytadło, które nawet, jak porusza poważniejsze i dojrzalsze kwestie, to nadal jest tylko - lub aż - czytadłem.
Jest to zbiór opowiadań, ułożonych w jakimśtam porządku (jedno opowiadanie jest retrospektywne - reszta jest raczej ułożona chronologicznie), jak już wspomniałem jest to o tyle parodia RPG czy heroic fantasy, że opowiada o bohaterach ratujących świat nie z perspektywy ich samych, ale z perspektywy maga, który świadczy im usługi przed wyruszeniem na spotkanie Przygody - identyfikuje im magiczne przedmioty, rozprasza przeklętą magię, bada artefakty po zapomnianych, starożytnych cywilizacjach, handluje mapami, eliksirami i magiczną bronią, itd. Bohater oczywiście nie siedzi cały czas w wieży - obserwujemy go w kontaktach międzyludzkich, poznajemy jedną z przygód w czasie studiów, mamy wgląd w jego rozterki i myśli. Sama postać też nie jest stereotypowym czarodziejem z wieży - jest dosyć młody, broda mu dopiero rośnie, na dodatek woli machać mieczem - i robi to zręcznie i z wprawą - niż kosturem. Autorowi należą się brawa za wizję świata, za zabawę konwencją i licznymi znanymi skądinąd motywami, także za wprowadzenie elementów współczesnego świata i jego problemów (liga drużyn gladiatorów zorganizowana na podobieństwo współczesnych i zwyczajnych piłkarskich, gdzie bogatsze kluby podkupują zawodników, a niechcący zadana śmierć w meczu pokazowym nazwana jest "kontuzją", itp.). W czasie czytania nie opuszczało mnie ani na chwilę wrażenie, że autor sam się dobrze bawił w czasie tworzenia. Powiedzonka bohaterów w rodzaju "porwałem się z wędką na krakena", "gość w dom - broń do ręki" też są niczego sobie.
Książka jest naprawdę dobra - jest pogodnym, sympatycznym czytadłem, ale jest tylko tym. Gdyby nie była dodana za darmo do pisma, to nie wiem, czy kupiłbym ją osobno. Ale jak już ją kupiłem, to tom drugi kupię, autor sobie zasłużył solidną robotą, chociaż nie jest to przełomowe dla gatunku arcydzieło. Jest to po prostu literatura rozrywkowa, i jako literatura rozrywkowa sprawdza się doskonale.

Jeszcze o Falloucie 2 Restoration Project

Shi Submarine

Jeśli wkurzycie Enklawę przez sieć komputerową w Gecko, to wreszcie przylecą po Was

Ah, ten Fallout puszczający do gracza oko

Klimatyczne ujęcie z intra

Klimatyczne ujęcie z intra, BTW, niezgodne z fabułą samej gry

Klimatyczne ujęcie z intra

Ranger's Safe House - jedna z kilku takich lokacji w grze

Tag Finesee + Perk Sniper + Bozar = zabicie Melchiora jedną serią (tak, Bozar niestety nie jest już snajperką) zanim przywoła jakiekolwiek ze swoich "zwierzątek"

Ulepszone implanty

Crashed Whale

Cafe of Broken Dreams

Vertibird Landing Pod - nowa część Enklwy, można tu przylecieć Vertibirdem

Cóż :D

Obrazki mówią więcej niż tysiąc słów, więc najpierw były obrazki. Miałem napisać o tym, że fabuła gry jest momentami nielogiczna, że sama lokacja Arroyo i Temple of Trials (Jordan i Kaga, ale i sama świątynia jako taka) to jedno wielkie gówno, itd, ale nie chce mi się. Może kiedyś do tego wrócę.