piątek, 27 grudnia 2013

Ursula K. LeGuin "Ziemiomorze"

Ukończenie cyklu zajęło autorce ponad trzydzieści lat. Ostatnie dwie książki ukazały się w 2001 roku, pierwsza w 1968. Mimo tego, jak dla mnie (i zapewne nie tylko jak dla mnie) "Czarnoksiężnik z Archipelagu" i kolejne części sagi o Arcymagu Gedzie i Tenar, byłej kapłance Bezimiennych to pozycja absolutnie kultowa, kwintesencja high fantasy, klasyk gatunku i punkt orientacyjny na mapie wyobraźni. Osobiście stawiam dzieło LeGuin wyżej od chociażby takiego klasyka jak Tolkien. Mam jednak na uwadze to, że Tolkien stanowił jedno ze źródeł inspiracji dla LeGuin.
Jeszcze przed liceum (lecz nie pamiętam, jak dawno przed liceum) czytałem trzy (albo dwa, dawno to było) pierwsze tomy wydane jeszcze przez nieodżałowanej pamięci Phantom Press. Dorwałem je najprędzej w bibliotece w Domu Kultury. Tamto wydanie czasem pojawia się na allegro, osiągając nieraz kuriozalne wręcz ceny.
Dlatego bardzo mnie ucieszył fakt, że Prószyński i S-ka zebrało cały cykl i wydało w jednym tomie. Choć wypadałoby powiedzieć raczej - tomiszczu. Twarde okładki, format "mniejsze-a4" (nigdy nie wiem, jak się formaty książek fachowo nazywają, muszę w końcu doczytać gdzieś o tym), prawie 945 stron. W sam raz do przeczytania przez Wigilię i dwa dni świąt. I nie, nie pochodzę ani z rozbitej, ani z dysfunkcyjnej rodziny.
"Czarnoksiężnik z archipelagu" to opowieść o tym, jak młody pasterz kóz zmaga się z własnym talentem magicznym. Gdy udaje mu się trafić do szkoły magów na Roke, w końcu popełnia wyjątkową głupotę i zmaga się z tą głupotą do końca książki.
Czytelnik poznaje zarysy świata, sytuację polityczną, legendy i podania z czasów niknących w mrokach dziejów; poznaje smoki i świat magów. Dowiaduje się o Prawdziwych Imionach rzeczy oraz o tym, że wielka moc to także wielka odpowiedzialność. Można to rzecz jasna odczytać też inaczej - jako opowieść o poszukiwaniu swojego miejsca w świecie, o walce z własnymi słabościami i o tym, że każdy ma mroczną stronę swojej osobowości, jakieś wady, coś, co nie daje nam myśleć swobodnie, coś, co nas zniewala - nie należy przed tym czymś uciekać, tylko stawić temu czoło i okiełznać to, pokonać i zrozumieć - wchłonąć w siebie.
"Grobowce Atuanu" przenosi czytelnika na wschód, w inną część Ziemiomorza - gdzie na wyspie Atuan, jednej z kilku wysp zamieszkałych przez barbarzyński lud Kargów, rządzi Bóg-Król. Istnieje jednak tam również świątynia starszych bóstw - mrocznych, nierozumnych ale złych i wrogich sił zwanych Bezimiennymi Bóstwami. Poznajemy Temar, która jako Pożarta zostaje bezimienną kapłanką tychże bóstw, zabrana rodzicom i wychowana w świątyni. Niby zostaje w końcu główną arcykapłanką, ale okazuje się, że w praktyce i tak kapłanka Boga-Króla znaczy więcej, a ona sama staje się zakładniczką własnej pozycji, której wcale nie chciała osiągnąć.
Pewnego dnia w labiryncie pod kompleksem świątynnym zjawia się złodziej. Poszukuje najprędzej połowy pradawnego pierścienia  o wielkim znaczeniu dla losów świata...
I znów można to odczytać w kategorii uniwersalnych pra... interpretacji. Mamy więc historię o wyzwoleniu się z religijnej ciemnoty (tutaj - dosłownie), gdy Tenar zdaje sobie sprawę, że uczestniczy w szwindlu, gdzie liczą się władza i prestiż, a ona jest zakładniczką rytuałów, których nie rozumie, nie zna, których sens, jeśli kiedykolwiek miały sens, zaginęły w mroku dziejów - i dobrze się stało. Uczy się też myśleć samodzielnie, podejmować samodzielne decyzje i ufać drugiemu człowiekowi. Spadają z jej oczu zasłony utkane przez ślepą, bzdurną wiarę, staje się wolnym człowiekiem - i lęka się swojej wolności, bo życie w ciemnocie religii było prostsze, kierowały nim jasno określone zasady.
Widzimy też jak Ged się zmienił. Po wydarzeniach z "Czarnoksiężnika..." minęło dużo czasu, jest już dojrzałym mężczyzną znającym swoje wady i zalety, swoje siły i swoje słabości, znającym swoją wartość. Pewnym siebie, ale skromnym. Promieniującym wewnętrzną siłą i spokojem ducha, nie szukającym poklasku i sztucznego rozgłosu. Robiącym to, co musi robić. Bo taka jest jego natura, natura maga.
"Najdalszy brzeg" wprowadza bardzo ważne wątki dla całej historii Ziemiomorza. Wydarzenia z poprzednich tomów mogły wydawać się oderwane od siebie - teraz historia zaczyna się zazębiać. Pierścień z Zaginioną Runą Królów zostaje naprawiony i wraca na swoje miejsce, do Havnoru. Czy jednak proroctwo o królu Ziemiomorza wypełni się? Tymczasem zaczynają się dziać straszliwe wydarzenia - coś zabija magię jako taką, wszyscy zapominają kim są, zapominają pieśni, wyzbywają się swoich Prawdziwych Imion, cały świat pogrąża się w apatii i szaleństwie. Tajemniczy mag, który trafił poza granicę życia i śmierci obiecuje wieczne trwanie - ale oznacza ono rezygnację z życia jako takiego. Równowagę świata może naprawić tylko arcymag Ged - z pomocą młodego księcia z Havnoru, który nie zdaje sobie sprawy, jak wielka rolę przyznało mu przeznaczenie w pewnym proroctwie...
Odczytałem to dwojako - raz jako opowieść o świecie symulakrów i symulacji, w którym rozmycie zaciera wszystko ze wszystkim, wszystko traci sens, znika (wiem, nerwica natręctw i/lub zboczenie "zawodowe"), drugi raz jako wyraz tęsknoty za poznaniem Nieznanego, za wiecznością, dążeniem do zmiany, za wszelką cenę i dowolną drogą - także tą, która prowadzi donikąd (świetny przykład z narkotyzowaniem się jako symulakrem doznań duchowych związanych z przekroczeniem muru oddzielającego świat żywych od świata zmarłych, doznań właściwych tylko umierającym, bardziej potężnym czarownicom lub magom). Zapomnienie Mowy Tworzenia, pradawnej mowy znanej magom i smokom, mowy za pomocą której, przez nazywanie rzeczy i ludzi jakimi są naprawdę, można kreować rzeczywistość, to uniwersalny symbol zapominania o dawnej wiedzy zawartej w mitach i w naturze, życiu jako takim. Tak, wiem, dziwna analogia.
Heroiczna i epicka historia kończy się rzecz jasna dobrze, ale niezwykle dramatycznie - arcymag Ged poświęcił całą swoją magiczną moc by uleczyć ranę świata i przywrócić Wielką Równowagę, nadchodzą też smoki, Ziemiomorze doczekało się swojego jedynego króla...
"Tehanu" jest książką - w porównaniu do poprzednich - zupełnie inną. Schodzimy wraz z autorką poziom niżej - nie pokonujemy razem z bohaterami ogromnych przestrzeni, nie schodzimy z nimi ze świata żywych do świata umarłych, nie ma tu proroctw i pradawnego nie-wiadomo-czego. Jest to zaś opowieść w całości rozgrywająca się na jednej wyspie - Goncie - opowiadająca o małych, ludzkich tragediach. A także piętnująca zastane tradycje, piętnująca nierówności społeczne i nierówności płci, mająca wręcz przekaz feministyczny i nieco genderowy.
Tenar, nie nawykła do nieznanego jej świata, schroniła się na Goncie, rodzinnej wyspie Geda, u jego dawnego mistrza, Ogiona. Szybko jednak udało się jej dogadać z częścią lokalnej społeczności. Po odrzuconej roli kapłanki, odnalazła się w roli posłusznej żony w patriarchalnej rodzinie. Dorobiła się córki i syna z prostym chłopem, Krzemieniem. Rodzina jednak rozpadła się jej.
Rzecz się dzieje w trakcie niejako fabuły poprzedniej książki, zakończenie poprzedniej jest tutaj wplecione w środek akcji. Na wyspie nastały mroczne czasy - wędrowna banda dopuszcza się gwałtu i próby morderstwa na małej dziewczynce. Dziewczynkę udaje się uratować - przy pomocy czarownic i silnej woli - Tenar przygarnia ją jako córkę. Dziewczynka jest jednak okaleczona - górna połowa jej ciała - w tym głowa, twarz i ręka - jest spalona, jest jedną, wielką blizną. Jej dłoń przypomina zniekształcony szpon, dziecko nie może długo i głośno mówić, nie widzi na jedno oko.
Lokalna społeczność uznała, bo takie przekonanie po prostu istniało zakorzenione od wieków, że jeśli spotkało ją coś tak okrutnego, to najwyraźniej na to zasłużyła. Poza tym samotna wdowa - Tenar - nie powinna zajmować się sprawami zmarłego maga tak długo. Powinna trwać w swojej roli cierpiącej wdowy. Jeśli tego nie robi - najwyraźniej jest obca, dzika, zła, jest inna - i wypadałoby się jej pozbyć. Albo przynajmniej dać jej do zrozumienia, co praworządni i wyznający stare, dobre zasady mieszkańcy myślą o takich odmieńcach jak ona, i przygarnięty przez nią okaleczony dzieciak. A także przygarnięty przez nią były arcymag Ged (nie rozpoznany przez nikogo, wrak człowieka). Powinna cierpieć po stracie męża przecież, a nie już po kilku latach sprowadzać sobie do domu obcego mężczyznę! Obraza obyczajów!
Kto jest przyjacielem, a kto wrogiem? Kim są ludzie nachodzący ją? Czego chcą od dziecka? Co się stało z Gedem, czemu przybył on na grzbiecie najstarszego ze smoków, Kalessina, czemu wreszcie Kalessin nazwał okaleczoną dziewczynkę - Tehanu - mianem swojej córki? Czy Kalessin jest tylko najstarszym ze smoków, czy jeszcze kimś innym?
O jakich pradawnych prawdach podzielona ludzkość Ziemiomorza zapomniała?
"Inny wiatr" to zwieńczenie historii o Tenar i Gedzie. Bardzo epickie. Mamy tu mnóstwo metafizyki.
Pradawne proroctwa się wypełniły. Mur oddzielający światy żywych i umarłych zostaje zburzony. Smoki, magowie i Kargowie znają po fragmencie historii. Muszą się zjednoczyć, by naprawić to, co zostało rozdzielone tak dawno, że ja pierdolę.
Kargowie zatrzymali wiedzę o odrodzeniu (coś w rodzaju reinkarnacji), magowie i ludzie z wysp na zachód od Kargu zatrzymali wiedzę o Mowie Tworzenia - motyw wręcz prometejski, o zabraniu tej wiedzy smokom - smokom, które nie stworzyły jednak cywilizacji, tylko trwają, zawieszone poza ludzkim dobrem i złem, potężne relikty przeszłości. Dochodzi do tego motyw poboczny - A wszystko zaczęło się od tego, że do starego rolnika Geda przybył niewykształcony czarownik zajmujący się naprawami z prośbą o uwolnienie go od makabrycznych i wstrząsających sennych wizji - zabójczo realnych...
"Opowieści z Ziemiomorza" to zbiór opowiadań z różnych okresów historii Ziemiomorza. Historie częściowo zazębiają się z historią opowiedzianą w pięcioksięgu - częściowo ją uzupełniają, ukazują z innej perspektywy. Ot, chociażby wysoka magia w Ziemiomorzu. Zdominowana przez mężczyzn żyjących w celibacie. Tylko wiedźmy potrafiły docenić rozkosze cielesne, czasem żyły także w związkach lesbijskich. Tymczasem okazuje się, że szkoła magów na Roke została założona przez kobiety. I wcale nie obowiązywał tam celibat. Tego typu smaczków stawiających całe uniwersum w innym świetle jest więcej.
Warto też zaznaczyć, że czasy, w jakich rozgrywa się historia, to odpowiednik naszej Ery Żelaza, nie kolejne, nudne średniowiecze, oraz że tylko barbarzyńscy Kargowie są biali - reszta mieszkańców ma ciemną skórę. Wątki taoistyczne, feministyczne i społeczne też są obecne. I są przedstawione z bliskiej mi perspektywy. Dlatego Ziemiomorze stawiam wyżej od Śródziemia. Jeśli ktoś nie zna - polecam gorąco. Wątki o których wspomniałem są wyraźnie zarysowane - ale nie nachalnie, więc nawet konserwy od Tolkiena mogą to polubić.