środa, 9 października 2013

Odpryski XX

1. Działo się to w roku kiedy w końcu immanentyzowali Eschaton...
A nie, nie ta historia. Działo się to mniej-więcej tydzień temu. Wracałem koło 22 do wynajmowanego przeze mnie mieszkania. Jak zawsze szedłem sobie spokojnie wzdłuż bloku, zmierzając do swojej klatki.
Swoją drogą, cóż za perwersyjna zabawa językiem - by mieszkania w bloku były usytuowane w klatkach (schodowych, no ale zawsze). Ciekawe, czy na ten temat powstała kiedyś jakaś teoria spiskowa.
Wracając do przerwanego wątku wędrówki, idąc sobie spokojnie spostrzegłem coś dziwnego. Zatrzymałem się. W jednym z okien na paterze, kilka klatek przed moją, w pogrążonym w mroku pomieszczeniu, przy oknie stała postać. Całkowicie skryta przez mrok, do tego stopnia, że nie byłem w stanie stwierdzić, czy to kobieta czy mężczyzna. Ot, po prostu ktoś sobie stał w oknie i patrzył przed siebie. A że w oknie nie było firan ani zasłon, to ten ktoś był widoczny z zewnątrz.
Stanąłem na chodniku dokładnie na przeciw tego kogoś. Mierzyliśmy się wzrokiem przez dłuższą chwilę, po czym znudziłem się i poszedłem do siebie. Dziwaczne doświadczenie. Nieco groteskowe, nieco jak początek jakiegoś pulpowego horroru.
Wczoraj znów tamtędy szedłem, znów po 22. Tym razem w tym samym oknie widziałem tylko czubek głowy wystający zza parapetu. Ten ktoś musiał tam siedzieć bądź klęczeć albo kucać i patrzeć w parapet lub kaloryfer.
Doprawdy, z miesiąca na miesiąc Kraków staje się coraz dziwniejszym miejscem.

2. Wypadałoby się zabrać za poważne rzeczy, w końcu magisterka, itd. Dlatego przez jakiś czas, zapewne długi, na blogu będzie się działo raczej niewiele. Chociaż kto wie. Ale na wszelki wypadek o tym informuję.

3. Niedawno mój dobry kumpel jeszcze z czasów licealnych, znany tu i ówdzie pisarz Marcin Rojek założył sobie bloga. Aż go zareklamuję z tej okazji.