środa, 18 kwietnia 2012

Waldemar Łysiak "Wyspy zaczarowane"

Waldemar Łysiak to postać nietuzinkowa. Trochę mitoman, trochę egoista, dosyć kłótliwy nawet jak na prawicowca, zresztą mało kto go w sumie lubi - oprócz czytelników "GP" czy "URz". No i ma swoje fascynacje niezrozumiałe szerzej w kąąserwatywnym stęchłym półświatku, w rodzaju darzenia niezwykłą estymą postaci Napoleona, wyklinanego i przez post-endectwo jak i przez monarchistów.
Może właśnie dlatego, chociaż z poglądami autora, po okresie fascynacji i uwielbienia dla jego pozycji w stylu "Salon" czy "Stulecie kłamców" zdążyłem się rozminąć, samego autora darzę nadal szacunkiem. No i tak pięknie dokopał kiedyś smętnemu liberałowi Ziemkiewiczowi w polemice na łamach "GP" dawno, dawno temu.
"Wyspy zaczarowane" to dosyć wczesna książka autora, z czasów, gdy nie manifestował jeszcze swoich poglądów politycznych. Mamy tam kilka opowieści z autora podróży po Włoszech za czasów hmm no dawno temu. Jak to spotkał złodzieja zabytków, który za zarobione pieniądze odnawiał inne zabytki, jak to dał w łapę kustoszce muzeum, by wejść tam jak było nieczynne, rzecz jasna jest też kilka opowiastek z ery napoleońskiej. A wszystkie one dotyczą w pierwszej kolejności właśnie zabytków włoskich, rozmaitych.
Wszystko napisane ładnym, nieco poetyckim, wrażliwym ale i lekko zadziornym stylem.
A że książkę opisywaną kupiłem na targu staroci za 5zł to tym bardziej jestem zadowolony.

1 komentarz:

Komentarze są moderowane - to dobra ochrona przed spamem i trollami.