Czarny metal to wojna
Od dawna wiadomo, że
muzyka to świetny nośnik dla wszelkiego rodzaju propagandy, wiadomo
też, że im bardziej niszowe gatunki, tym bardziej radykalny
przekaz. Zaś apolityczność w praktyce nie istnieje, bo polityczne
jest de facto wszystko, zgodnie z najszerszą i najbardziej radykalną
definicją. Poza tym każdy ma jakieś poglądy, nawet jeśli nie
zdaje sobie sprawy z ich posiadania.
System kapitalistyczny tak
działa, że sprzedaje jako dobra luksusowe bądź alternatywne,
skierowane do określonej działającej w jego ramach subkultury, to,
co sam uprzednio wyparł lub przejął, gdy pojawili się ci, którzy
na danej modzie postanowili zarobić. Stąd też z jednej strony
obecność Nergala w mediach głównonurtowych, a książki o jego
kapeli ("Konkwistadorzy diabła") leżą w salonikach
prasowych obok n-tych zbiorów cudów Jana Pawła II oraz, z drugiej
strony, utyskiwania podstarzałych fanów, że kiedyś to było
lepiej, gdy wszystko sprowadzało się do pisania odręcznych listów
i wysyłania ich do amatorskich, kleconych często byle jak i byle z
czego zinów oraz nagrywania kolejnych "kultowych" dem na
zabrane mamie kasety Maryli Rodowicz.
Pewne gatunki jednak nie
wyjdą ze swoich nisz, bo są zbyt trudne w odbiorze dla szerokich
mas potencjalnych odbiorców, jak np. power electronics. Inne wyjdą
tylko częściowo, zawsze rozdarte między radykalne światopoglądowo
i stylistycznie podziemie, oraz ugładzone, bawiące się konwencją
grupy, którym udało się przebić do głównego nurtu.
Nie ma w tym także nic
dziwnego, że bardzo często ci, którzy za młodu chcieli kopniakami
ruszyć z posad zastaną bryłę świata, na starość usiedli na
niej wygodnie. Tak jest już człowiek zbudowany, oprócz tych
różnych wyjątków, które się "nie sprzedały" i twardo
stoją na straży posiadanej przez siebie Prawdy.
Do tych gatunków można
zaliczyć właśnie black metal z całym dobrodziejstwem inwentarza.
Nie ma co się rozwodzić
nad historią gatunku, gdyż nie ma to w tym momencie żadnego
znaczenia, nie ma co też rozwodzić się nad historiami tych, którzy
wylądowali w mainstreamie, często po latach nagrywania w podziemiu,
wystarczy włączyć dowolną muzyczną telewizję, by takich
zobaczyć i posłuchać, co mają do powiedzenia, w tym krótkim
artykule chciałem pokazać tych, którzy – we własnym mniemaniu –
mają coś radykalnego do powiedzenia i sami się stawiają poza –
a często przeciwko – szeroko pojętemu głównemu nurtowi. Rzecz
jasna, skupię się tylko na tych, którzy są interesujący z punktu
widzenia politologii, na tych, których poglądy można podciągnąć
pod bardzo szeroko pojętą filozofię, gdzie można natrafić na
odwoływanie się do określonych ideologii, itd.
Artykuł ten nie będzie
rzecz jasna fachowym artykułem naukowym, gdyż nie widzę takiej
potrzeby, poza tym w pewnych przypadkach trudno w morzu plotek,
domysłów i wymysłów znaleźć wiarygodne informacje na dany
temat. Uroki podziemia. Zresztą, prawdę powiedziawszy, myślę, że
część przypadków byłaby bardziej interesująca dla psychiatry,
niż politologa.
Tak czy owak, w szeroko
pojętym black metalu można wyróżnić umownie "skrajną
prawicę" i "skrajną lewicę". Akurat w tym gatunku
ta pierwsza jest znacznie bardziej rozpowszechniona. Zaliczyć tu
trzeba przede wszystkim całą masę najróżniejszych wykonawców
odwołujących się do różnych form i wariacji (neo)nazizmu. Nurt
zwany NSBM (National Socialist Black Metal) nie jest rzecz jasna
jednolity stylistycznie, ani nawet światopoglądowo. Mamy tam bowiem
grupy odwołujące się do przedchrześcijańskich, pogańskich
wierzeń takiej czy innej historycznej grupy ludności, zazwyczaj
Germanów, Słowian i Celtów, przy czym popularny jest swoisty
"pogański ekumenizm", mieszanie pojęć, symboli i nawet
bóstw z różnych mitologii, przy uznaniu ich za równe sobie
manifestacje tych samych mocy natury lub – rzadziej – bliżej
niesprecyzowanych bytów duchowych. O ile dla części wykonawców
tego nurtu różne Peruny, Thory i Odyny to martwe symbole
przedchrześcijańskiej przeszłości, które są jednak "nasze"
i stanowią dobre narzędzie do walki z "obcym"
chrześcijaństwem (zazwyczaj nazywanym "judeochrześcijaństwem"),
dla niektórych to rzeczywiście istniejące bóstwa, ośmieszone lub
przerobione przez zwycięskie chrześcijaństwo na złe demony.
Nieliczni uznają wszystkie bóstwa pogańskie za różne
manifestacje tej samej lucyferycznej siły, rozumianej jednak nie w
sensie sensu stricte satanistycznym, lecz gnostycznym (bóstwa
pogańskie/Lucyfer – „dobre”, bo zgodne z naturą i pierwotnymi
instynktami człowieka, bóg chrześcijański – jakiś obcy,
narzucony Demiurg – „zły”, bo sprzeczny z naturalnym „prawem
silniejszego” i kultywujący jakieś mgliste zaświaty zamiast
zaprowadzenia porządku na Ziemi tu i teraz – taka mała
immanentyzacja eschatonu) lub sekularyzowanym – antychryst jako
natura, jako wola życia, wola mocy – widać tutaj zwulgaryzowane
wpływy nietzscheańskie. Mdły, przeintelektualizowany i eklektyczny
mistycyzm miesza się z jasnymi deklaracjami ateizmu.
Oprócz
pogańskich wojowników walczących z chrześcijańskimi najeźdźcami,
muzycy tego nurtu odwołują się bardzo często albo do
współczesnych mutacji nazizmu, co sugeruje nazwa, albo wręcz do
"dziedzictwa" III Rzeszy, lub innych
narodowo-socjalistycznych bądź faszystowskich reżimów/ruchów
istniejących na świecie na przestrzeni lat. Co ciekawe, z nazizmu
sensu stricte, wykonawcy NSBM biorą zazwyczaj wszystko, co najgorsze
– fascynację ludobójstwem, przemocą i kultem siły. Osobiście
nie napotkałem na żaden utwór tego nurtu, który np.
gloryfikowałby masowe roboty publiczne wprowadzone przez Hitlera
czy Mussoliniego, za to upiornych, jadowitych i koszmarnie topornych
piosenek o aryjskich/piekielnych/pogańskich legionach Waffen-SS
rozjeżdżających czołgami kościoły i synagogi oraz bestialsko
mordujących chrześcijan oraz wyznawców judaizmu w obozach zagłady
jest Legion. Islamowi też się dostaje, zwłaszcza odkąd ostatnimi
czasy nasila się emigracja ludności wyznającej islam z
pozaeuropejskich Peryferiów do europejskiego Centrum, wędrówki te
spowodowane są rzecz jasna przez sam kapitalizm jako taki, masy
przemieszczają się za kapitałem, oczywiście muzycy NSBM,
zwłaszcza ci wierzący w nadejście „wojny ras”, wyjaśniają to
zjawisko tworząc liczne teorie spiskowe, np. o Żydach
sprowadzających muzułmanów do Europy w celu zniszczenia do reszty
jej dziedzictwa kulturowego i cywilizacyjnego. Program negatywny
często staje się pozytywnym, i tak np. niejaki Kaiser Wodhanaz z
projektu Ad Hominem (wśród nagranych przez niego piosenek znajduje
się np. „Auschwitz Rulez”) stwierdził kiedyś, że „The
14 words1
are good
for fools
and life lovers.
Only
the death
of the rotten
civilization matters now”, po czym
zdystansował się od NSBM jako takiego.
Poglądy na temat
Holocaustu są wśród muzyków NSBM są niespójne – z jednej
strony trafiają się głosy, że nie było czegoś takiego (a ci
wszyscy ludzie umarli z przejedzenia? Ach, przepraszam – nie umarli
wcale, tylko potajemnie wyjechali do USA i rządzą teraz światem,
razem z reptilionami), z drugiej strony, że zginęło tam za mało
ludzi.
Początki NSBM wiązane są
z wczesną sceną norweską – zresztą, łatwiej byłoby wymienić
chyba to, co nie jest z nią wiązane, niż wszystko, co jest. Za
pierwowzór muzyka NSBM uchodzi Varg Vikerness, znany ze swojego
jednoosobowego projektu Burzum, do czasów Breivika najsłynniejszy
chyba norweski morderca.
Obiektywnie
rzecz biorąc, Varg to mitoman i megaloman, światopoglądowo zaś
łączy obecnie rasizm, sekularyzowane pogaństwo z uwielbieniem dla
wczesnego ustroju norweskich plemion, jakieś wiecowej demokracji
przy istnieniu plemiennego wodza i rady starszych, czy czegoś w tym
stylu; w jednym z nowszych wywiadów stwierdził też, że ideałem
byłoby żyć jak paleolityczni zbieracze-myśliwi, ale niestety nie
jest to obecnie możliwe, bo ludzi jest za dużo a środowisko
naturalne już ledwo dyszy2.
Ciężko więc jednoznacznie zaliczyć go do NSBM, bo nie
gloryfikował w tekstach nigdy III Rzeszy, jego wymarzony ustrój,
zdecentralizowana, plemienna demokracja jest jednak dosyć daleka od
totalitarnego molocha nazistowskich Niemiec. A sam rasizm i pogaństwo
nie jest wyznacznikiem gatunku, granice pomiędzy NSBM i pogańskim
black metalem, również zaliczanym do wspomnianej gdzieś na
początku tego artykułu „skrajnej prawicy” gatunku, są bardzo
płynne.
Tak czy
siak, Varg zasłynął przede wszystkim z morderstwa dokonanego na
swoim przyjacielu, również muzyku, Euronymusie. Ciężko
powiedzieć, o co poszło, Varg stoi na stanowisku, że Euro chciał
go zabić i nagrać to na video, w internecie można poza tym
natrafić na ogrom różnych plotek. Varg tłumaczył się, że
tamten potknął się i wpadł na szybę na klatce schodowej,
spotkałem się też z tłumaczeniem, że Euro potknął się i
nadział na nóż trzymany przez Varga. A potem musiał się
podnieść, potknąć się i nadziać na ten nóż jeszcze raz. I tak
w kółko wystarczającą ilość razy, by łącznie dostać
szesnaście ciosów w korpus i osiem w głowę i kark. Varg był
również zamieszany w podpalanie zabytkowych kościołów (zdjęcie
jednego z nich, już spalonego, trafiło nawet na okładkę EP-ki
Burzum „Aske”, co nomen omen znaczy „popiół”), jednak tego
mu przed sądem nie udowodniono.
Należy także w tym
momencie zauważyć koniecznie, że nie każda grupa black metalowa
wykorzystująca nazistowską symbolikę i przemycająca w tekstach
różne odwołania do tego czy tamtego, jest rzeczywiście
neonazistowska. Image muzyka black metalowego miał przede wszystkim
szokować – miał być zebraniem wszystkiego, co gnębi
przeciętnego współczesnego, umiarkowanie konserwatywnego, szarego
człowieka klasy średniej, wszystkich jego skumulowanych strachów i
obaw, i miał być rzuceniem mu tym wszystkim w twarz. Na podobnej
zasadzie pierwsi, nihilistyczni przedstawiciele subkultury punk
nosili m.in. żelazne krzyże, nikt nie posądzał ich o promowanie
nazizmu, chodziło tylko i wyłącznie o szokowanie, o złamanie
obowiązujących w społeczeństwie „tabu”. Black metal, mający
korzenie w częściowo punku właśnie czy wywodzącym się z niego
thrash metalu, miał szokować satanizmem, miał być nihilistycznym
buntem. Taka konwencja. Ideologie zaczęły tam napływać później.
Sceny NSBM zaczęły się
swego czasu organizować. Np. w Polsce powstała organizacja o nazwie
„Fullmoon”. Bardzo ciężko znaleźć na jej temat jakiekolwiek
wiarygodne informacje, zresztą, wystarczy prześledzić chociażby
losy kilku najważniejszych tam postaci, by przekonać się, że w
gruncie rzeczy miała charakter czysto subkulturowy a artykułowane
postulaty – nazwijmy je – polityczne nie miały żadnych szans
realizacji, były przejawem młodzieńczego radykalizmu członków
organizacji. „F” powstał jako organizacja sensu stricte
satanistyczna, założona przez muzyków wczesnej polskiej grupy
black metalowej Xantotol, gdzieś na początku lat '90. Nawiązano
kontakty z różnymi grupami okultystycznymi ze świata,
rozprowadzano w Polsce ich broszury i inne materiały. Organizacja
była ściśle hierarchiczna i elitarna, próbowano ją ukształtować
na coś w rodzaju zakonu. Jednak z czasem zaczęli tam pojawiać się
różni ludzie, którzy „przepchnęli” jej profil bardziej w
stronę (ezoterycznego) nazizmu. Mniej-więcej wtedy też pierwotni
założyciele odeszli z organizacji, porzucając ją na pastwę ludzi
w rodzaju Capricornusa czy Roba Darkena. „Fullmoon” zmienił też
nazwę na „Temple of Fullmoon”. Organizacja zrobiła manifestację
pod sztandarem ze swastyką bodajże w Szklarskiej Porębie, czym
wzbudziła zainteresowanie odpowiednich państwowych służb. Potem
pojawiły się pierwsze podziały (niewyjaśniona w sumie historia z
Karcharothem, który wiele lat później popełnił samobójstwo), a
organizacja zaczęła ograniczać się do bicia nielubianych muzyków
kapel, które nie chciały się przyłączyć, ale i z tym różnie
bywało. Jako ciekawostkę można przytoczyć fakt, że ponoć nawet
tak sławny obecnie Nergal miał oberwać od muzyka z grupy Perunwit,
jednak prawdziwy przebieg tego i innych związanych z organizacją
wydarzeń pozostaje nieznany. Inna plotka mówi o pewnym muzyku,
który niechcący zdradził organizację. Otóż przyszła do niego
pewnego dnia policja, a ten, przerażony, sam dał im wszystkie
posiadane materiały „ToF”. Jak miało się okazać później,
policja przyszła do niego w sprawie kradzieży z piwnic, a nie mniej
lub bardziej kuriozalnej działalności antysystemowej.
Capricornus,
pozujący na lidera późnego „ToF”, wydawał zina „Legion”.
Ciężko powiedzieć, czy ukazało się więcej numerów poza
pierwszym, tak czy siak, do tego udało mi się dotrzeć. Co rzuca
się w oczy to przede wszystkim żenujący poziom merytoryczny. W
numerze było coś z Crowleya, coś z Nietzschego oraz wywiad
obszerny z muzykiem z niemieckiej grupy Absurd. Co ciekawe, grupy
polakożerczej, odwołującej się zarówno do pogaństwa, volkizmu
jak i do nazizmu niemieckiego sensu stricte. W jednym z wywiadów,
muzyk ten, zapytany o zadziwiającą popularność Absurd w Polsce,
miał stwierdzić, że owszem, mają wielu fanów we wschodnich
Niemczech. Nie przeszkodziło to jednak Capricornusowi przeprowadzić
z nim czołobitnego wywiadu. Trzeba przyznać, że pochodzący ze
Śląska Capricornus, nagrywający zazwyczaj po niemiecku, miał
lekkie ciągoty germanofilskie.
Muzyk w wywiadzie opisał
niemieckie więzienie, w którym akurat przebywał (trafił tam za
zabójstwo – grób ofiary trafił na okładkę materiału Absurd
zatytułowanego „Thuringian Pagan Madness”), doszedł do wniosku,
że popełniony czyn zmienił go na lepsze (dodał sobie wtedy do
nazwiska nazwę mitologicznej bestii Nidhogg), oraz opisał swoją
ideologię „trzech trójkątów”, pogaństwo lucyferyczne,
wspomniany wyżej już przeze mnie „pogański ekumenizm”,
zakładający, że wszystkie bóstwa pogańskie to manifestacje
różnych aspektów jednego Lucyfera.
Poglądy polityczne „ToF”
zakładały rozpad i zagładę współczesnego, zdegenerowanego
świata, członkowie „ToF” byli w swoim mniemaniu elitą, która
przyśpieszy rozpad i zbuduje potem lepszy, aryjski świat, pod wodzą
jakiegoś nowego Fuehrera.
„ToF” rozpadło się
samo, lub zostało rozbite przez służby. Biorąc pod uwagę zakres
i rodzaj podejmowanej przez nich działalności, podejrzewam, że
służby specjalne państwa polskiego miały jednak do roboty lepsze
rzeczy niż uganianie się za grupką świrów, którzy jeśli
zaszkodzili komukolwiek, to przede wszystkim sobie samym. Obecnie
Capricornus zerwał kontakty z podziemiem i jego los pozostaje
nieznany. Nieżyczliwi twierdzili, że uzależnił się od
narkotyków. Zaś Rob Darken, nadal nagrywający w ramach swojego
projektu Graveland, nadal ma radykalne i niepoprawne politycznie
poglądy, jednak z czasem stonował je. Przeprosił się też z
Nergalem, z którym to był przez lata pokłócony (ponoć panowie
wysyłali sobie paczki z pozbawionymi głów kurami, itp. - jak już
wspominałem, informacje tego typu to krążące po internecie
plotki, uzyskane od ludzi niewiarygodnych, przytaczam je, bo czemu
nie, ale nie mają żadnej wartości), zajmuje się obecnie chyba
głównie wrzucaniem na swoje konto na Facebooku kolejnych swoich
zdjęć w zbroi wikinga.
Podziemie NSBM istnieje w
Polsce i współcześnie, nie przejawia jednak ono tendencji do
przyjmowania form zorganizowanych, ani jakichkolwiek innych.
Obrazu „skrajnej
prawicy” black metalu dopełniają nieliczne grupki propagujące
tradycjonalizm evoliański, włoski (archeo)futuryzm, neoeurazjanizm,
itd., np. włoska „Black Metal Invitta Armata”.
Ciekawym zjawiskiem są
też grupy NSBM/pagan bm z krajów pozaeuropejskich, wykonywane przez
muzyków nie będących białymi i nie odwołujących się do
„aryjskich” mitologii. W Meksyku istnieje spora scena pogańskiego
black metalu, odwołująca się do wierzeń azteckich, i
gloryfikująca mimochodem rasę indiańską. Na okładkach płyt
wykonawców tego nurtu można zobaczyć koło siebie np. wizerunki
żołnierza Wehrmachtu obok indiańskiego, azteckiego
wojownika-jaguara lub azteckiego orła trzymającego w szponach
stylizowaną, aztecką swastykę. Grupy te nagrywają też kowery
niektórych różnych grup i projektów europejskich, np. Burzum.
Na „skrajnej lewicy”
black metalu przede wszystkim wymienić trzeba wykonawców grających
pomieszanych z black metalem crust. Akurat to zjawisko, jak i sama
scena crustowa, jest mi praktycznie nie znana, więc nie będę się
na jej temat rozpisywał.
Istnieje zjawisko
przeciwne NSBMowi, zwane RABM – Red & Anarchist Black Metal.
Organizować się zaczęło później, świadomości istnienia
nabrało dużo później niż NSBM, jednak doszukiwało się swoich
korzeni również w legendarnej scenie norweskiej, tej samej, z
której wg niektórych ma wywodzić się NSBM. Zabity przez
Vikernessa Euronymus miał być komunistą. To jednak nie prawda,
owszem, był członkiem nawet jakiejś partii komunistycznej w
Norwegii, ale on fascynował się tym, co w stalinizmie najgorsze –
ponurością życia w wielkich blokowiskach, tajną policją, opresją
systemu. Pasowało mu to do mizantropii i nihilizmu, podobnie jak
części muzyków black metalowych do dziś pasuje mizantropia i
nihilizm Frontu Wschodniego lub obozów koncentracyjnych. Już
prędzej za protoplastów RABM można nazwać pochodzącą z
Argentyny grupę Profecium, której muzycy byli ponoć trockistami.
Nagrali m.in. utwór „Socialismo Satanico”. Klasyczny pod
względem muzycznej formy black metal nie przyjął się zbyt dobrze
u komunistów, u anarchistów często łączony jest z crustem,
punkiem lub hardcorem, za to w środowiskach zielonych anarchistów i
anarcho-prymitywistów znalazł przystań.
Powstała
cała scena w USA, na Wybrzeżu Północno-Zachodnim (Cascadia),
gdzie rozkwit przeżywają grupy łączące zielony anarchizm,
krytykę cywilizacji przemysłowej oraz nie-nazizujące pogaństwo
(jakiś anarcho-bio-regionalizm). Jako, że zjawisko to jest w Polsce
praktycznie nieznane, warto wymienić nazwy tych grup – Panopticon,
Wheels Within Wheels, Lake of Blood, Skagos, Agalloch, czy grupę od
której wszystko się zaczęło, i która bywa różnie klasyfikowana
– Wolves In The Throne Room. Muzycznie nie różni się to od
zwykłego atmospheric black metalu z elementami folku, ambientu,
gdzieniegdzie też blackgaze'u. Poruszanie kwestii ekologicznych i
Ekopogańsko-anarchistyczny
black metal dotarł do swojego logicznego ekstremum w postaci
nielicznych grup sympatyzujących z VHEMT3,
które często, jak np. Iuves, poruszają się w stylistyce raw black
metalowej czy black noise'owej, za wyjątkiem spokojniejszego Book Of
Sand.
I to było w sumie na
tyle.
1"We
must secure the existence of our people and a future for White
children." - slogan uknuty przez Davida Lane'a, amerykańskiego
współczesnego ideologa neonazistowskiego, popularny w środowiskach
neonazistów, zwolenników supremacji rasy białej oraz
nacjonalistów, zazwyczaj tych „trzeciodrogowych” lub
„trzeciopozycyjnych”.
2Takie
poglądy zbliżają go do części współczesnych "narodowych
anarchistów", jednak zakładam, że nie wie on o ich
istnieniu.
3Voluntary
Human Extinction Movement – Ruch na rzecz dobrowolnego wymarcia
ludzkości.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Komentarze są moderowane - to dobra ochrona przed spamem i trollami.