piątek, 20 grudnia 2013

Wiktor Żwikiewicz "Ballada o przekleństwie"

Seria "Stało się jutro". 1986 rok. Że też taka książeczka (dwudziesta siódma z cyklu?) przeszła bez oporów w tamtym roku. Ze szpiku kości obcym i w gruncie rzeczy złym, chociaż pozbawionym własnej ... substancji(?) Imperium Czerwonej Gwiazdy.
Jakoś mało składnie wydrukowana książeczka. Tekst wyrównany do lewej na wąskiej stronie nie prezentuje się najlepiej. Charakterystyczne dla epoki okładki. Tzn. grafiki na nich. Czasy takiej sztuki już minęły. Szkoda. Tym bardziej szkoda, że autorem ilustracji był sam autor "Ballady".
Jak to u Żwikiewicza, czytelnik przez większą część utworu nie wie, co dokładnie autor ma na myśli. Świat przedstawiony, niezwykle zakręcony, nasycony rozmaitą symboliką i oddany bardzo plastycznie, z ogromną pieczołowitością ale też bez podawania szczegółów na tacy (szczegóły wyłaniają się z barwnych plam słów przy zajęciu odpowiedniej perspektywy) odkrywa się w miarę rozwoju akcji. Znów jest o ewolucji, tylko inaczej niż zazwyczaj. Znów autorowi udało się wykreować kosmiczne zagrożenie, jakiego ze świecą szukać gdziekolwiek indziej. Znów sam sposób prowadzenia narracji zadziwia.
Historia o końcu ludzkości, która została wyniszczona przez ... no właśnie. To nie jest historia o pierwszym kontakcie, ani nie historia o pewnej anomalii. To historia o wszechświecie, o rewolucji pożerającej własne dzieci, historia z wątkami nietzscheańskimi oraz historia o świadomości samych siebie.
Książeczkę tę wygrzebałem na stoisku tam gdzie zawsze koło dworca PKP w Krk, co ciekawe, widnieją w niej pieczątki liczne "Biblioteka zakładowa MPK w Krakowie". Długopisem dopisany numer - 02463.
Ot, emerytura. U mnie ta książeczka zestarzeje się bezpiecznie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Komentarze są moderowane - to dobra ochrona przed spamem i trollami.