poniedziałek, 26 maja 2014

Caitlin R. Kiernan "Tonąca dziewczyna. Pamiętnik"

Jeśli coś zostało wydane w ramach Uczty Wyobraźni, to zapewne będzie to dobra rzecz. Albo przynajmniej taka, o której nie będzie się dało łatwo zapomnieć. Znam takich, którzy w ciemno kupują każdy kolejny tytuł w serii. Jestem w stanie zrozumieć takie zachowanie. Ba, to nie wydaje się być złym pomysłem.
Tonąca dziewczyna to książka fascynująca. Intertekstualna, post-strukturalistyczna. Zbudowana na kilku przenikających się płaszczyznach, opowieściach bohaterki, leczącej się psychiatrycznie Indii "Imp" Morgan Phelps, jej pamiętniku, zapiskach na marginesach jej pamiętnika, pisanych przez nią opowiadaniach, pisanej przez nią opowieści o duchach, którą raz po raz rozwija, to porzuca, by powrócić do pewnych wątków później. Bohaterka-narratorka pisze o sobie w różnych osobach, miesza narracje; autorka książki oddaje bardzo dobrze jej stany, zmieniając styl książki we fragmentach, które napisane zostały przez Indię po tym, jak odstawiła leki. Historia życia Imp, jej związek z transseksualistką Abalyn, szarość codzienności miesza się z obsesjami na punkcie tajemniczej Evy. Eva jest zarówno syreną, jak i wilkołakiem. Kilkakrotnie styka się z narratorką, w sytuacjach z pogranicza jawy i snu, z pogranicza rzeczywistości i halucynacji cierpiącego umysłu. A być może wcale jej nie ma. Czytelnik nie może mieć pewności, co z tego, co opisuje Imp, rzeczywiście rozgrywało się w świecie przedstawionym, a co jest tylko przejawami jej choroby. W tle mamy jeszcze legendy o Czerwonym Kapturku i tytułową Tonącą dziewczynę, obraz mało znanego, amerykańskiego malarza (wymyślonego przez autorkę na potrzeby książki, ale co to zmienia, nic). India się zapętla we własnych wyobrażeniach, czasem nawet odtwarza to, co sama wymyśliła. Odsyła czytelnika do swoich notatek z wcześniejszych stron książki, których znaczenie przez pryzmat późniejszych doświadczeń i stanów bohaterki może się zmienić.
Autorka przekonująco wykreowała Imp i jej mały świat. Czytelnik spokojnie może się wczuć w sytuację bohaterki, przemierzyć razem z nią pasaże obłędu, fobii i paranoi. Imp jest bohaterką tragiczną, niosącą brzemię swojej babki i matki, które skończyły w zamkniętym szpitalu. Być może wszystkie zmagały się z tą samą siłą. Dziewczyna nie nadąża za rzeczywistością, skupiona na własnym świecie. Nowinki technologiczne i świat popkultury ją omijają, spotkanie z Abalyn utrzymującej się z pisania recenzji gier otwiera przed nią nieznaną rzeczywistość.
Stylistycznie książce najbliżej do jakiegoś postmodernistycznego weird. Ukłon w stronę Lovecrafta jest bardzo wyraźny, jednak jest to ukłon nieoczywisty. Tutaj Nieznane nie nadchodzi z głębin mórz czy kosmicznych otchłani (ok, pośrednio z mórz nadchodzi), ale przede wszystkim trwa w człowieku, w jego aparacie poznawczym, w jego umyśle, emocjach, przeżyciach. Sama choroba Imp jest furtką, przez którą w jej życie wkracza to, co obce, nieludzkie, szalone. Tajemnicza Eva, znaleziona na poboczu drogi, naga i zziębnięta, mająca niedookreślony związek z historiami o tajemniczej istocie żyjącej w rzece, z historiami o apokaliptycznej sekcie, której członkowie popełnili zbiorowe samobójstwo przez utopienie się, tajemnicza Eva, wilczyca, istota zabita przez okrutnych ludzi. Wizje przekraczające biologiczne granice. Obsesje malarzy i poetów sięgające czasów legend i eposów. Nawiedzenia powodowane przez kontakt z treścią, dziełem literackim bądź obrazem.
Opowiedziana w książce historia, choć wydaje się prosta, rozgałęzia się ciasno splecionymi konarami, rzeczywistość się rozmywa, nawet obecność bohaterki-narratorki się rozmywa, próbuje się ona sama ustanowić w pisanych przez siebie słowach, wśród malowanych obrazów i pieczołowicie zbieranych wynikach z gazet, upewnia się co do samej siebie, pisząc (...) - napisała Imp. Ja napisałam (...). Przekreśla pomyłki, np. wtedy, gdy miesza jej się ona sama z bohaterkami swoich opowiadań. Jej wspomnienia płynnie przechodzą w snutą przez nią opowieść o duchach, czyli o Evie.
Tłumaczką książki jest Paulina Braiter, znana głównie z tłumaczeń Tolkiena, znacznie lepszych od bardziej popularnych autorstwa Marii Skibniewskiej. Tłumaczenie wydaje się być dobre, nie znam treści w oryginale, przyczepiłbym się tylko do dwóch małych szczegółów - istnieje polski odpowiednik słowa grimoire - grimuar, a Grecki Kościół Ortodoksyjny (w oryginale zapewne Greek Orthodox Chruch) to grecka cerkiew prawosławna.
Akcji jest tutaj stosunkowo niewiele, znacznie więcej dzieje się w umyśle bohaterki. Tak czy owak, Tonąca dziewczyna to książka nietuzinkowa, rzucająca na bardzo szeroko pojętą grozę nowe światło, ukazująca ją w odświeżonej formie i od subiektywnej, indywidualnej strony.

4 komentarze:

  1. Z przyjemnością przeczytałam twoją recenzję. :) Jakiś czas temu czytałam tę książkę i naskrobałam parę słów na jej temat, mogłam więc porównać wrażenia. Przede wszystkim - cieszę się, że "Tonąca..." przypadła ci do gustu, zawsze to fajnie, kiedy ktoś chwali jedną z moich ulubionych powieści (a ta do nich należy). Błyskotliwe uwagi nt. tłumaczenia, nie zwróciłam na to (tj. na Kościół Ortodoksyjny/cerkiew) uwagi.
    Uwielbiam takie niewiarygodne narratorki, którym nie można ufać, może mają urojenia albo zwyczajnie zmyślają. Nie wiadomo, kiedy i jak coś się wydarzyło. I właściwe jedyne, czego można być pewnym, to intertekstualna gra z czytelnikiem. W trakcie lektury cały czas zastanawiałam się nad nawiązaniami/inspiracjami itp. i wyszukiwałam w Internecie wspominane obrazy. Świetnie mi się to czytało, na pewno jeszcze wrócę do Indii (gdy zaśpiewa syrena, rzecz jasna).
    Pozdrawiam serdecznie!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki za miłe słowa. ;)
      Jeśli lubisz narratorów żyjących we własnym świecie niekoniecznie przy tym zazębiającym się ze światem przedstawionym, to polecić Ci mogę "American Psycho" Ellisa (jeśli nie masz nic przeciwko czytaniu o seksie z użyciem wiertarki i tym podobnych zabawach, które wydarzyły się lub jednak nie :) ) oraz kilka pozycji Gene Wolfe'a: mega-monumentalną i wbijającą rozmachem czytelnika w podłogę serię (5 tomów) "Księga Nowego Słońca" -> http://okurdejakiadresbloganojaniemoge.blogspot.com/2011/10/gene-wolfe-cykl-ksiega-nowego-sonca.html (gdzie autor zastosował nieco odwrotny zabieg - to, co opisuje narrator dzieje się naprawdę, ale czytelnik i tak rzadko kiedy ma świadomość, co właściwie się dzieje); dylogię "Żołnierz z mgły/Żołnierz hmm-jakiśtam-niepamiętam" z fabułą osadzoną w antycznej Helladzie (przeklęty przez bogów główny bohater codziennie rano budzi się z całkowitą amnezją; kim jest i co się dzieje zapisuje codziennie przed snem w trzymanym przy sobie zwoju); "Pokój" -> http://okurdejakiadresbloganojaniemoge.blogspot.com/2014/08/gene-wolfe-pokoj.html (historia o gościu po udarze, który siedzi w pokoju i snuje wspomnienia); "Piąta głowa cerbera" (gdzie w pewnym momencie narrator zostaje zamieniony na inną postać i stara się to ukryć). Pozdrawiam również. :)

      Usuń
    2. Znam "American Psycho". :) Fakt, pojawia się tam ta niepewność, czy coś naprawdę się wydarzyło, czy nie, a ja cenię sobie takie wątpliwości, ale sama treść mnie odrzuciła. I nie sądzę, żeby to była tak dobra książka, jak mówią/piszą niektórzy. (Dodam - bo niemal za każdym razem padają podobne podejrzenia - nie jestem nadwrażliwą fanką romantycznych historii, która nie dorosła tudzież zabłądziła w nieodpowiednie rejony ;). "Pokój" też czytałam, za resztę tytułów natomiast dziękuję, w wolnej chwili poszukam ich w bibliotece.

      Usuń
    3. Na mnie "American Psycho" zrobiło wielkie wrażenie, pod względem samej kreacji głównego bohatera i świata widzianego jego oczyma. Cieszę się, że się na coś przydałem. :)

      Usuń

Komentarze są moderowane - to dobra ochrona przed spamem i trollami.