czwartek, 27 października 2011

Gene Wolfe - cykl "Księga Nowego Słońca"

Są książki, do których trzeba dojrzeć, do których trzeba dorosnąć, nad treścią których trzeba się skupić. Wydawałoby się, iż książka leżąca gdzieś pomiędzy s-f i fantasy nie może w stopniu skomplikowania i konieczności skupienia się nad treścią przebić np. Platona Erica Voegelina. A tu jednak, proszę bardzo - bach! - przedstawiam Księgę Nowego Słońca.
Ale od początku.
Moje pierwsze spotkanie z tym cyklem odbyło się dawno, dawno temu, jeszcze w czasach, gdy chodziłem sobie do gimnazjum. Miejska biblioteka miała dwa pierwsze tomy, i ostatni. Dwa pierwsze przeczytałem wtedy, do ostatniego już nie zaglądałem. Książka ta była wtedy niczym młot, wbijający się w umysł czytelnika i robiąca tam spustoszenie. Nic z niej wtedy nie zrozumiałem.
Jakiś czas temu byłem sobie w Empiku. Zazwyczaj książki kupuję albo w Matrasie, albo u któregoś z okołodworcowych bukinistów, ale do świątyni korporacji też czasem warto zaglądać. Zaglądnąłem tam - i co widzę? Cztery z pięciu tomów Księgi Nowego Słońca, nowiutkie wydania (Książnica). Na dodatek przecenione. Oczywistym jest, że takiej okazji nie mogłem przegapić, i za te cztery książki dałem 25 zł, śmiesznie mało. Niestety, pierwszego tomu akurat tam nie było - i nie było nawet w przepastnych, empikowych magazynach - więc kupiłem na allegro - starsze wydawnictwo, na dodatek lekko zachlapana książka krwią (gdyż wiem jak krew na książce wygląda, cóż, człowiek był młody i pełen zapału), inne nieco tłumaczenie, i w ogóle, ale to mały pikuś.
Na wstępie muszę zaznaczyć, że nie wiedziałbym, jak podejść do każdej z książek składających się na cykl z osobna indywidualnie. Sam autor stwierdził w jakimś wywiadzie, iż pisał całość jako jedną książkę, ale całość rozrosła się do tak chorych rozmiarów, że wszyły cztery tomu (w polskim/ch wydaniu/ach Urth Nowego Słońca dołączono do cyklu jako część piątą, chociaż oryginalnie nią nie była. Mogę jednak tylko przyklasnąć tej decyzji wydawcy).
Zaznaczyć też trzeba, że nie jest to dzieło dla wszystkich. I nie mam na myśli tutaj tylko mrocznej atmosfery dekadencji i rozkładu, jaka bije z kart książek składających się na Księgę Nowego Słońca, ale przede wszystkim sposób narracji i opisu świata - autor wykorzystał dosyć ciekawy zabieg, mianowicie napisał swoje arcydzieło w formie pamiętnika głównego bohatera, który to pamiętnik został przez niego przetłumaczony na angielski. Zabieg ten zagmatwał wszystko jeszcze bardziej, gdyż autor, zamiast rzekomych niezrozumiałych przez siebie terminów wprowadził w rzekomym przekładzie terminy np. łacińskie. Jak to jednak z pamiętnikami bywa, jest tam pełno najróżniejszych rzeczy, a dopiero potem jakaś akcja. I tak jest tez tutaj - treść książki wprost ocieka najróżniejszymi dygresjami, przeżyciami, emocjami bohatera, jego rozmyślaniami na najróżniejsze, bardzo często głęboko filozoficzne tematy jak śmierć, życie, istota czasu. Na dodatek narrator opisuje swoje przeżycia, pisząc je w czasach dużo późniejszych, niż w jakich się rozgrywały, czasami daje czytelnikowi do zrozumienia, że wiedział więcej, niż przelewał na papier.
Świat przedstawiony to kolejny majstersztyk. Generalnie rzecz biorąc, rzecz się dzieje na Ziemi, ale w bliżej nie określonej, niewiarygodnie dalekiej przyszłości, gdzie wśród zaawansowanych technologicznie ruin dawnych cywilizacji (w mieście Nassus - stolicy Wspólnoty rządzonej przez Autarchę - na jednego mieszkańca przypada pięć domów), często rozumianych jako magiczne, resztki ludzkości, przybysze z kosmosu (których czas płynie często odwrotnie, niż ludzki) i inne istoty, w świetle gasnącego słońca i zielonego księżyca (przed tysiącami lat zalesionego) toczą swoje życia, toczą wojny, handlują, itd. Narrator opisuje przedmioty, miejsca i sytuacje prezentujące zaawansowaną technologię często w taki sposób, jakby wcale takie nie były [przykład z tomu pierwszego - bohater mija obraz, przedstawiający postać w zbroi, o hełmie bez otworów na oczy i nos, za to ze złotą przesłoną, w której odbija się zniszczony, martwy krajobraz, na dodatek dzierżącą dziwny, sztywny sztandar - nie trzeba mieć wybujałej wyobraźni, żeby zauważyć, że obraz przedstawia kosmonautę na jakiejś dzikiej planecie/Księżycu], autor dodatkowo uczynił większość miejsc, gdzie dzieje się akcja książki nie dość, że nie dającymi się za bardzo ogarnąć przez wyobraźnię czytelnika jako pewna całość (żadna [no, prawie] z lokacji nie została opisana co do rozmiarów, materiałów wykonania czy dokładnego kształtu) to jeszcze uczynił je [też nie wszystkie, ale sza] niewiarygodnie wielkimi (kompleks Cytadeli, w którym mieściło się kilka bractw czy gildii, był tak ogromny, że mało kto oprócz Kustosza znał wszystkie pomieszczenia; można było spędzić tam całe życie, a i tak nie poznać wszystkich pomieszczeń kompleksu, i pełnionych przez nie w zamierzchłej przeszłości funkcji).
Fabuła wydaje się na pierwszy rzut oka całkiem prosta - ot, Severian, młody czeladnik z bractwa Katów, umożliwia popełnienie samobójstwa przez jedną z więźniarek. Nie zostaje jednak zabity, tylko zesłany do odległego miasta, gdzie miałby pełnić funkcję kata. Po drodze jednak wszystko się gmatwa kilkakrotnie, przez co nasz kat zostaje... Autarchą, czyli władcą praktycznie całego świata, a następnie wyrusza w kosmos by sprowadzić Nowe Słońce i odrodzić Ziemię... powraca jednak stamtąd kilka tysiącleci wcześniej zanim w ogóle się urodził, i stał się bóstwem, które czcił w przyszłości, tzn. w czasach, gdy działa się fabuła czterech pierwszych tomów... wątków pobocznych jest co niemiara - każda z napotkanych postaci na drodze głównego bohatera okazuje się być kimś innym, poza tym nic nie dzieje się przypadkowego, każdy - nawet najmniejszy - szczegół fabuły ma swoje uzasadnienie i wyjaśnienie w końcowych częściach cyklu.
Żeby nie było czytelnikowi za łatwo, autor wrzucił w swoje arcydzieło tonę najróżniejszych symboli, przenośni, ba, niektóre rozdziały to wręcz przytoczone zasłyszane przez bohatera opowieści innych postaci, niektóre są wzorowane na dawnych legendach (Minotaur), inne mają wyraźny charakter przypowieści. Nie sposób z czasem zauważyć podobieństw Severiana do Apollina/Chrystusa (nie personalnie - raczej chodzi o hmmm, hierofanię), autor snuje tyle różnych koncepcji filozoficznych, teologicznych, dotyczących nauk ścisłych, że ciężko to wszystko, po jednorazowym przeczytaniu, chociażby w drobnej części ogarnąć. Są ludzie zajmujący się niemalże fachowo doszukiwaniem się drugiego, trzeciego i kolejnych den w Księdze Nowego Słońca.
Całość, jako cykl, jest oszałamiająca, porywająca i sprawiająca, że świat czytelnika po przeczytaniu jest już innym miejscem. Jest to jednak lektura bardzo ciężka, zarówno pod względem stylistycznym, znaczeniowym i interpretacyjnym, i na pewno nie dla każdego.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Komentarze są moderowane - to dobra ochrona przed spamem i trollami.