Ponieważ jednak nie miałem jeszcze okazji czytać niczego umieszczonego w świecie karcianki Magic:The Gathering, gdy znalazłem tą książkę w jakimś antykwariacie, po krótkim targowaniu się ze sprzedawcą, kupiłem ją i przeczytałem.
W sumie, gdyby nie magicowe rasy, magicowe artefakty (o których się raczej wspomina, niż których się używa), oraz ogólny magicowy setting, to treść tej książki pasowałaby do dowolnego świata fantasy.
Fabuła jest dosyć prosta i w sumie przewidywalna, chociaż przynajmniej porusza jakieś głębsze zagadnienia, np. rasizm i wzajemną niechęć żyjących wokół siebie ras, jak kruche są marzenia o lepszym świecie, próbuje poruszać kwestie polityczne i ogólnie jak dążenie do władzy zmienia ludzi, itp.
Pewna kraina od wieków jest przykryta magicznym kloszem, który praktycznie uniemożliwia na poruszanie się przez niego wielkich armii - po prostu zbyt jest spowalnia. W krainie tej kisi się kilka ras - ludzie, Garanowie (odłam Elfów) i jaszczurowaci Viashino, oczywiście rasy te mordują się wzajemnie. Jednak jednemu z wodzów ludzi udaje się zjednoczyć elfów i ludzi i zdobyć główne miasto Viashino, przy pomocy maga, ściągniętego z leżącego w górach instytutu magów, nie interesujących się na co dzień jakąś tam polityką. Miasto zostaje wzięte podstępem, zaś główny ludzki wódz kieruje się tak daleko idącym idealizmem, że chce włączyć pokonaną rasę do Rady całej krainy. Co dalej - łatwo przewidzieć - zostaje zamordowany. Za wszystkim stoi ambasador sąsiedniego mocarstwa, i przekupiony narkotycznymi potrawami mag. Gdy niedawni sojusznicy zaczynają się wzajemnie wyrzynać, na pozbawioną magicznego klosza krainę maszeruje wielka armia...
Wszystko rzecz jasna kończy się dobrze, kilka wątków rozwiązuje się aż zbyt prosto.
Czytadło, ale poczciwe i sympatyczne czytadło. No i MTG. Chociaż aż w takie czasy fabuły tej karcianki pamięcią nie sięgam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Komentarze są moderowane - to dobra ochrona przed spamem i trollami.