środa, 5 października 2011

"X-cutioner's Song" cz.2

Mimo tego, że sam nie miałem praktycznie nigdy jakiś oszałamiających ilości komiksów, nigdy nie byłem na bieżąco i po prostu średnio się tym interesowałem i średnio się na tym znam, jednak ostatnimi czasy ściągnąłem z 20 giga komiksów (głównie Marvel, głównie X-Meni - na przełaj przez serie, eventy, warianty i wariacje), poczytałem nieco (z 30-40%) i wiem już cokolwiek, przez co - w tym opisywanym wypadku dzięki mojej Dziewczynie - zacząłem nadrabiać zaległości komiksowe w wersjach papierowych.
X-Cutioner's Song to jeden z bardziej klasycznych, bardziej normalnych crossoverów (X-Men, X-Force i X-Factor). W świecie Marvela nie ma w sumie normalnych crossoverów, to, co poszczególni ludkowie robili z bohaterami, wysyłając ich do piekła, do innych wymiarów, konfrontując z pozaziemskimi cywilizacjami, w kosmos, cholera wie gdzie i po co, zawsze było dla mnie dosyć pretensjonalne i dziwaczne (w tym nawet tak klasyczne i oldschoolowe eventy jak Phoenix Saga), ale że komiks nie był moim głównym żywiołem, to proszę mi wybaczyć że klimatu czasami nie ogarniam.
Tak czy siak, fabuła Pieśni Egzekutora, wydanych w Polsce w ramach jakiegoś czegoś Mega Marvel przez TM-SEMIC nie jest jeszcze aż tak pochrzaniona jak np. Necrosha X. Ot, Cable przeprowadza zamach na profesorka, zarażając go nie dającym się usunąć wirusem techno-organicznym. X-Men i X-Factor jednoczą się aby pomścić swojego mentora i znaleźć lekarstwo. X-Force zostaje obarczone współwiną za to, co się stało. Jak się okazuje, w całą historię wplątane zostały jeszcze takie postacie jak Mister Sinister czy Apocalypse (który... tymczasowo prosi X-Men o pomoc), Cable okazuje się niewinny, a głównym przeciwnikiem okazuje się być tajemniczy Stryfe (i jego Mutant Liberation Front), nie wiedzieć czemu posiadający identyczną twarz jak Cable... jest też drobny smaczek, gdy Archangel niechcący zabija Kamikaze (dekapituje go skrzydłem).
Plusem polskiego wydania jest pozbieranie tego crossovera z kilku komiksów i wydanie go pod jedną nazwą (ale i tak w paru częściach). Tłumaczenie jest całkiem znośne - nie przetłumaczono tylko kilku wyrazów, które nie zostały napisane, tylko narysowane, co sprawia trochę dziwne wrażenie, ale cóż, zapewne przerysowanie tych paru słów naruszałoby już kompetencję tłumaczy i łamało copyright lub cokolwiek. Sam komiks pod względem technicznym wygląda jak typowy komiks z lat '90 XX wieku (i to ich pierwszej połowy), narysowany jest sprawie i poprawnie, walki są ekspresyjne i malownicze (do tego stopnia, że gubiłem się kto się z kim nawala :P).

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Komentarze są moderowane - to dobra ochrona przed spamem i trollami.