sobota, 30 listopada 2013

Fryderyk Nietzsche "Wola mocy"

"Wola mocy" to jedno z kluczowych pojęć nietzscheanizmu, razem z "wiecznym powrotem" i "nadczłowiekiem".
Problem polega na tym, że pojęcie to jest bardzo nieostre. Zresztą jak i pozostałe. Sama książka pod tym tytułem została złożona już przez siostrę autora, któremu nasilał się - co zostało stwierdzone jakiś czas temu - borderline. Chociażby Deleuze o tym wspomina w swoim eseju o "woli mocy" i "wiecznym powrocie". Tzn. nie o borderline jako takim, tylko uznał, iż autor jeszcze był na tyle przytomny, że książka sklecona z jego rozmaitych notatek nie jest tylko zapisem majaczeń szaleńca.
Czytając omawianą książkę czułem jednak wzbierającą gorączkę autora. Gorączkę myśli, gmatwaninę pojęć, chęć przezwyciężenia samego siebie. Trochę jakby myśl była szybsza od notującej ją dłoni, która nie nadążała z notowaniem wszystkiego, zwłaszcza rzeczy, które dla autora były oczywiste.
Jak na współczesne czasy, język jakim posługuje się autor, jest całkiem trudny, trzeba to przyznać. Nie został uwspółcześniony przez tłumacza czy tam wydawcę. Swoją drogą, vis-a-vis etiuda odwaliło kawał dobrej roboty przypominając Starego Kanoniera. Niedługo zagości na blogu jeszcze "Jutrzenka" oraz "Zmierzch bożyszcz" (cudowna okładka, rozbita delta świetlista).
Wola mocy to świat, wola mocy to życie jako takie. Nie jest to moc jako taka. To jest takie niesprecyzowane coś, czym kieruje się wszystko. To fakt elementarny. Każda siła działająca w naturze i świecie człowieka. Nie ma bytu ani substancji jako takich - są tylko interpretacje. Wola mocy sprawia, że wszystko działa i staje się - ale nie jest.
Nie ma nawet ciągów przyczynowo-skutkowych, ani logiki jako takiej. Przyczyna to realizowanie woli mocy siły X, skutek to manifestacja woli mocy zupełnie innej siły Y, ścierającej się z tamtą. Logika więc to tylko przerzucenie naszych wyobrażeń na rzeczywistość, której nie możemy poznać (pozdrawiam w tym momencie Jeana Baudrillarda), wyobrażamy sobie przyczynę - wtedy wszystko się zgadza nam. Ludzka świadomość nie gra żadnej roli w procesach adaptacji i systematyzowania, nie zdajemy sobie sprawy z tysiąca uczuć i odczuć przepływających przez nasz mózg i wpływających na nasze myśli - proces myślowy jest więc również poniekąd przez autora zanegowany, nie ma nawet kategorii, wg. której można by oddzielić świat pozorny od prawdziwego.
Wieczny powrót nie jest zaś do końca wiecznym powrotem - wiąże się to z przezwyciężeniem nihilizmu epoki przesiąkniętej przez moralność (pokłosie "chrześcijanizmu"). Chrześcijaństwo wytworzyło humanizm, logikę, socjalizm, w sumie wszystko, co oddala człowieka od przyjęcia (kierowania się?) wolą mocy i co tworzy fałszywe wizje świata, zarówno tego "naturalnego" jak i wtórnych do niego tworów człowieka. Ba, autor nie uznaje nie tylko prawa (przestępstwo jest ok, a lepsi, silniejsi, wyżsi mogą więcej, także czynić coś, co przeraża maluczkich i słabych - podejrzewam, że chodzi o coś w stylu usypania góry z głów swoich pokonanych wrogów, itp.) ale i równości między ludźmi - każdy jest miarą dla siebie do tego stopnia, że "między rzeczywistymi "indywiduami" nie ma równych postępków". Człowiek moralny zaś jest niczym więcej jak kopią - bo jego miara wartości nie pochodzi od niego, tylko z interpretacji wyznawanej też przez innych; wszyscy wierzący w nią są jej odbiciem niejako (pozdrawiam w tym miejscu - ale to bardzo odległe skojarzenie, zdecydowanie odleglejsze niż Baudrillard - Donnę Haraway).
Chrześcijanizm i jego następcy (wszystko, co opiera się na post-chrześcijańskiej, humanistycznej/humanitarnej moralności) wypaczyli wolę mocy - pojawia się polemika z Darwinem (so outdated), że - niespodzianka! - nie zawsze wygrywa lepszy, silniejszy, ale czasem lepiej dopasowany, stawiający na ilość, na spokój, na przeżycie; na przebiegłość i chytrość (trochę innymi słowy, ale chociażby Kropotkin już uzupełnił Darwina, że współpraca jest równie ważna jak bellum omnia contra omnes; potem biologia jako taka to potwierdziła również). Człowieka nieobliczalnego, wyższego, "innej rasy" (rozumianej w kategoriach bardziej klasy społecznej, arystokracji ducha czy czegoś w tym guście, niż kategoriach biologicznych; chociaż w sumie - cholera wie; wzmianki o państwie militarnym i nacjonalizmie jako "zachowaniu tradycji człowieka silnego" też się trafiają) nie można ocenić, bo nie ma punktów odniesienia, ani porównać - z tej samej przyczyny.
Jakby to podsumować - cóż. Bez Nietzschego nie byłoby mnóstwa fascynujących i fantastycznych (wy)myślicieli, Nietzsche inspiruje, przeraża, zmusza do myślenia; pod tym względem się nie zestarzał.
Jakby na to nie patrzeć, klasyk. A jednak mimo to klasyk, który nadal budzi emocje.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Komentarze są moderowane - to dobra ochrona przed spamem i trollami.