1) Byłem w Poznaniu. Przy okazji konferencji. O dziwo nic się nie działo, ani w czasie drogi pociągiem tam, ani w czasie drogi pociągiem tu. Za to nieco się działo na miejscu. Nic wielkiego, rzecz jasna, ot, takie małe "przygody" szarej codzienności.
Od ostatniej mojej wizyty w Poznaniu dokończono molocha o nazwie Poznań City Center (czy tam Centre, nie przyglądałem się dokładnie nazwie). W potężnym kompleksie łączącym "galerię", dworzec pkp, dworzec pks, parking, stary dworzec i przystanek autobusowy zmieściłoby się spokojnie kilka "galerii" kraków czy innych Bonarek.
Nie obszedłem całego kompleksu (i tak strawiłem w nim i w okolicach kilka godzin - częściowo tym, że w świecie obrazów i rozmycia pojęć straciłem w pewnej chwili punkty odniesienia i po prostu dryfowałem, częściowo tym, że i tak do schroniska nie mogłem przybyć przed 17tą), jednak to co widziałem wokoło wywoływało skojarzenia z tym, co centrach handlowych pisał Baudrillard.
Na Rondo Kaponiera (skąd miałem się przesiąść dalej) poszedłem ostatecznie na piechotę. Tu spotkało mnie kolejne zaskoczenie - okazało się, że - przynajmniej przez jakiś czas - rondo to jest formalne, ale nie materialne - tzn. funkcjonuje głównie jako nazwa.
Zapytałem się jakiegoś gościa, gdzie znaleźć autobus o takim-a-takim numerze, poszliśmy na przystanek. Przebiegliśmy na czerwonym świetle - prosto przed oczami kilku policjantów, stojących właśnie koło tego przystanku. Skończyło się na ustnym upomnieniu - chociaż tyle.
Typ wsiadł do autobusu i odjechał. Sprawdziłem rozkład jazdy. Nie w moją stronę. Poszedłem więc na przystanek po drugiej stronie torowiska (tak, puszczono autobusy trasą tramwajową - przynajmniej na tym odcinku). Dosłownie po drugiej stronie ulicy.
I jakież było moje wielkie zdziwienie, że w moją stronę autobusy się nie zatrzymują na tym przystanku, to możecie sobie tylko wyobrazić. Na dodatek kilka osób, które zacząłem wypytywać o tę niecodzienną sytuację, nie potrafiły mi powiedzieć, gdzie poszukiwany przeze mnie autobus się zatrzymuje.
Tak czy owak, ostatecznie znalazłem tenże przystanek po kilku minutach spaceru. Był w bocznej uliczce. Gdybym się nie przypatrywał, nie zauważyłbym go.
2) Sama konferencja wyszła bardzo poczciwie. Mój patchwork o wszystkim i o niczym chyba został nieźle przyjęty. Trochę się zagmatwałem przy pytaniach z sali, ale tak już bywa. I tak dobrze, że jedną z książek, której treść relacjonowałem, zdążyłem w ogóle przeczytać (w pociągu i w schronisku nocą).
Nie obeszło się bez nieprzewidzianych problemów logistycznych - pewien pan profesor (zresztą z Krakowa) dotarł na konferencję po 14 godzinach jazdy pociągiem, gdzie spotkały go nieprzewidziane przygody.
3) Jak jechałem do Poznania, razem ze mną w przedziale siedziały dwie staruszki. Jedna śliniła się, mlaskała i smarkała na siebie, druga narzekała na to, że jest jej zimno (tymczasem w przedziale było z ~25 stopni, siedziałem w samym t-shircie i nie miałem czym oddychać - cud, że się nie udusiłem). Melancholijna to była podróż, na dodatek pełna złych myśli o bliźnich i dobrych o eugenice.
4) Jakiś czas temu otworzyłem drzwi Świadkom Jehowy. Zrobiłem to niechcący - czekałem na kogoś, a na klatce schodowej nie paliło się światło (bo tam wiecznie nie ma żarówki). Pani i pan ograniczyli się do przekazania mi ulotki o życiu wiecznym i poszli sobie.
Może później wrócili, bo ktoś pukał jeszcze tego samego wieczora, ale nie poszedłem nawet sprawdzić, kto, zajęty byłem. A sama ulotka - wbrew zapewne intencjom - dosyć groteskowa.
Kiedyśtam dawniej też raz mi się zdarzyło otworzyć przypadkiem Świadkom. Byłem jednak w złej kondycji psychofizycznej, co było po mnie widać, poza tym miałem na sobie koszulkę takiej jednej kapeli black metalowej, wiecie, pentagram, jednoznaczna symbolika, więc rozmowa się nie kleiła.
No mieszkańcy miasta sami nie ogarniają nowego kompleksu i jego licznych włości.
OdpowiedzUsuńNatomiast rondo Kaponiera stało się formalne jeszcze wcześniej, staliśmy wiosną na jednym z jego przejawów.
W jakiejkolwiek postaci byłoby Rondo - pójście nań piechotą jest rozsądne, gdyż dzieli go od dworca odległość jednego przystanka.