Debiutancki zbiorek opowiadań Sylwii, wydany przez nieistniejące już wydawnictwo Radwan. Swoją drogą, wydawnictwo to przestało istnieć w sposób typowy dla "polskiej szkoły kapitalizmu" - ot, pewnego dnia właściciele (czy ktoś tam funkcyjny, nie śledzę sprawy dokładnie) zniknęli z pieniędzmi autorów.
51 stron to może niewiele, ale dzięki temu wystarcza to na jedno miłe popołudnie spędzone w atmosferze z dreszczykiem.
Chociaż w sumie, przynajmniej jak dla mnie, tego strachu było tu mało. Za to autorka poruszała się w konwencji bliskiej w sumie temu, co ja lubię w horrorze - gdy coś zwyczajnego przestaje być zwyczajne, staje się mniej lub bardziej obce, przerażające, wynaturzone.
W sumie źle to ubrałem w słowa - strach jest, ale odczuwany nierzadko przez bohaterów opowiadań. Czytelnik raczej jest świadkiem ich strachu, niż sam się boi.
Opowiadań jest dziewięć. I nie ma spisu treści. Huh? Cóż, jeśli chodzi o spisy treści jestem fetyszystą, zwłaszcza w zbiorach opowiadań/antologiach. Niektóre są bardzo krótkie. Krótkość idzie w parze z intensywnością tego, co zostało opisane. Nie raz jest to sama "sytuacja", poprzedzona tylko krótkim wprowadzeniem lub i bez niego.
Debiutanckie zbiorki mają to do siebie, że czuć w nich pewne nieokrzesanie autora/ki, niedotarcie się. Ma to swój niezaprzeczalny urok - ot, młoda i gniewna postać dopiero szturmująca świat literatury (dowolnej) zaznacza swoją obecność w nim. Ten zbiorek nie jest wyjątkiem. Śledząc twórczość Sylwii nie da się zaprzeczyć, że styl się jej na przestrzeni tych paru lat "dookreślił", a pewnie i tak jeszcze przed nią są lata dalszej twórczej ewolucji. Tak samo jak i źródeł inspiracji. Witkowo musi być całkiem urokliwą miejscowością.
Jakkolwiek określenie "poczciwy" nie za bardzo pasuje do horrorów czy bardziej może nawet dark fantasy/czy jakiegoś innego weird (czasem lubię się pobawić w szufladkowanie, zwłaszcza jeśli mogę przy tym ponaklejać mnóstwo kolorowych karteczek z różnymi mądrze brzmiącymi pojęciami) to nie znajduję innego słowa, które tak dobrze by opisywały tenże zbiorek. Jest on po prostu poczciwy na swój sposób.
Dla autorki stanie się kiedyś pewnie źródłem wspomnień, pewnie będzie się zastanawiać, jak pisała, co pisała, o czym myślała, co ją inspirowało wtedy, jak się czuła, gdy ktoś zechciał jej to opublikować (co prawda nie za darmo, no ale zawsze).
Jak na papierowy debiut, to był to debiut z pewnością udany. Ot, taka "zajawka" tego na co autorkę stać i tego, co potrafi.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Komentarze są moderowane - to dobra ochrona przed spamem i trollami.