sobota, 21 grudnia 2013

J. G. Ballard "Ogród czasu"

W Taniej Książce dostałem swego czasu trzy książki Ballarda. W cenie 1,5 książki. Swego czasu do tego przybytku literackiej rozpusty chodziłem codziennie i codziennie zostawiałem tam po trochu pieniądze ze stypendium.
Ballarda poznałem przez innych autorów. Nad "Kraksą" rozwodził się Jean Baudrillard w "Symulacji i symulakrach". "Kraksę" zekranizował Cronenberg. "Imperium słońca", powieść opartą na wątkach autobiograficznych zekranizował Spielberg. Zdaniem tego pierwszego Ballard to pierwsze pióro świata symulacji. Więcej można przeczytać o tym w tym świetnym eseju, o, tutaj. Za bardzo bym odszedł od tematu, wchodząc teraz w filozofię sensu stricto, więc pozostawiam ten wątek do opracowania przez Was samych.
Ballardem inspiruje się ogromny kawał pop(/kontr)kultury - w muzyce np. od Radiohead przez Madonnę po Joy Division, także wielu pisarzy - pewne bardzo ballardowskie sposoby zapisywania tekstu widziałem np. u Dawida Kaina - choć to może przypadek, lub po prostu zarówno Kain jak i Ballard czerpali w tym z Williama Burroughsa. Tego nie wiem na pewno, bo "Nagi lunch" i inne poczciwości dopiero przede mną.
"Ogród czasu" to pierwszy ze zbiorów opowiadań autora, zawierających wszystkie popełnione przez niego krótkie formy. W Polsce wydało przynajmniej dwa z nich ("Rzeźbiarzy chmur" skończę czytać może i jeszcze dzisiaj, albo w najbliższej przyszłości) (a planowane są trzy) wydawnictwo vis-a-vis Etiuda.
Ballarda zalicza się do grona autorów piszących science-fiction. To bardzo zacne grono, pełne zasłużonych nazwisk. Trzeba jednak przyznać, że jak dla Ballarda, to jest to zbyt wąska szufladka. W "Ogrodzie czasu" jest mnóstwo s-f - ale to czasem bardzo inne s-f od charakterystycznych dzieł gatunku. Autor maluje słowami surrealistyczne obrazy. Pomija przy tym często rozliczne szczegóły, bo są one na obrazie nieistotne. Czytelnik zostaje wrzucony w - nomen omen - "tu i teraz" tekstu, czuje go, obserwuje, oddycha nim i odczuwa go wszystkimi zmysłami. I jest obserwowany.
Jak sam tytuł wskazuje, główną myślą przewodnią wszystkich opowiadań jest czas. Czas jako coś względnego, plastycznego, coś ciekłego, nieuchwytnego, rozpływającego się, zanikającego, dokonującego rozmaitych przemian na sobie i tych, którzy się z nim zderzyli, lub od których czegoś chciał. Nie ważne przy tym, czy dane opowiadanie dzieje się w gigantycznym molochu miejskim, w którym ludzkość zapomniała o niezmierzonych przestworzach, czy na zasypanym marsjańskim piaskiem przylądku Canaveral, czy gdziekolwiek indziej, pod innymi słońcami, pod innymi chmurami, w rozmaitym onirycznym i poetyckim nigdziebądź, gdzie czas rośnie w kwiatach (tytułowy "Ogród czasu"), rodem z obrazów Salvadora Dali lub snów przytrafiających się wtedy, gdy noc jest najzimniejsza. Do tego raz przytrafił się autorowi Wieczny Powrót, i to w niezwykłej dla niego (bo patrz niżej) konwencji pozaplanetarnej.
Autora oprócz czasu jako takiego zajmuje makrokosmos człowieka. On nie szuka Nieznanego, obcości (nie)(do)określonej gdzieś w niedostępnych przestworzach, tylko tu, na Ziemi, lub w nas samych. W odautorskich komentarzach krótkich przy każdym opowiadaniu kolejnym bardzo nieraz i nie dwa razy gorzko odniósł się do marzeń o Erze Kosmicznej. Stwierdził przytomnie, że autor s-f powinien sięgnąć dalej, poza teraźniejszość.
Więc sięgnął.
Polecam gorąco, a sam zamierzam wchłonąć w siebie jak najwięcej twórczości autora, do jakiej tylko dotrę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Komentarze są moderowane - to dobra ochrona przed spamem i trollami.