Fajna okładka, nieadekwatna do treści książki. Tytuł zapisany "krwawiącą" czcionką.
Wstęp (same superlatywy) o Herbercie napisał niejaki Tadeusz Zysk, doktor (chyba ten sam od współczesnego Zysku i Spółki).
Jim Kelso jest policjantem. Jest niezły w swoim fachu, ale nie jest lubiany. Zbyt często dochodzi na akcjach z jego udziałem do tragicznych wypadków i niefortunnych zbiegów okoliczności. Po kolejnym takim wypadku, kolejnym, w którym bezsensowną śmiercią umiera jeden z towarzyszących policjantów, Kelso zostaje przeniesiony do wydziału walczącego
W małej, zapyziałej, rybackiej mieścinie na prowincji zupełnie przypadkowa rodzina została nafaszerowana LSD. Kelso ma sprawdzić, co tam się dzieje.
Sprawa zaczyna się komplikować, potencjalny informator znika, ktoś próbuje uniemożliwić Jimowi - oraz agentce wywiadu, zajmującej się podobną sprawą - dotarcie do prawdy, jakakolwiek by nie była. W międzyczasie czytelnik poznaje w retrospekcjach wspomnienia Jima oraz różne dziwne wydarzenia związane z jego tragicznymi losami. Od najmłodszych lat podąża za nim niesprecyzowana, mroczna siła.
Sensacyjno-kryminalna intryga prawie się urywa, schodzi na dalszy plan; autor z rozmachem przeorał świat przedstawiony, każąc bohaterowi w momencie kulminacyjnym stanąć w twarzą w twarz z mroczną tajemnicą z jego przeszłości.
Jonasz jest solidnym horrorem. Krucha równowaga między kreowaniem nastroju a prowadzeniem wartkiej akcji została zachowana. Dopiero na koniec to, co straszne, objawia się we własnej osobie. Jim został przez autora wykreowany dobrze; reszta postaci to w sumie to dla niego i historii się wokół niego historii (no i łatwo się domyśliłem, że jak pojawia się postać kobieca, to bohaterowie prędzej czy później wylądują w łóżku). Mała apokalipsa nawiedzająca miejsce akcji pod koniec książki to mały powiew świeżości. Czegoś takiego się nie spodziewałem. Autor nie przegiął.
Tłumaczenie jest, jakie jest; jak na tamte lata, nie jest źle.
Przyczepię się za to do wątku o narkotykach, przedstawionych jednoznacznie negatywnie. Rzecz jasna, z każdym środkiem trzeba uważać, ale akurat enteogeny robią człowiekowi więcej dobrego, niż złego.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Komentarze są moderowane - to dobra ochrona przed spamem i trollami.