1) Było już całkiem późno w nocy, gdy wracałem do siebie.
Spostrzegłem nagle, że w moją stronę biegnie jakiś koleś. Wyglądał całkiem normalnie, ot, jakiś student. Na pewno nie był to typ tubylca z maczetą. Biegł tak, jakby uciekał przed kimś, wręcz się nieco słaniał co parę kroków.
Dobiegł do mnie, złapał mnie za ramiona (zamurowało
mnie zupełnie), ledwo łapiąc oddech najpierw coś tam biadolił, czego nie
zrozumiałem, potem głośnym szeptem dodał "nadchodzą".
Spojrzał na mnie, jakbym był jakimś potworem z kosmosu, obejrzał się za
siebie, mina mu zrzedła do końca (a i tak płakał już wcześniej) i
pobiegł dalej.
Stałem na środku pustego chodnika przez kilka minut, zastanawiając się, co właściwie
mnie spotkało. Zrobiło mi się zimno, więc spokojnym krokiem poszedłem dalej. Rzecz jasna nikogo po
drodze nie spotkałem.
Srogość :o
OdpowiedzUsuńA mnie u Was po nocy tylko zapraszają do night-clubów...
A może biedakowi chodziło o te osy z parasolkami?
Pruskie Żebro
Koło mnie są dwa burdele, ale nikt nie rozdaje do nich ulotek.
Usuń