środa, 14 maja 2014

Ernst Jünger "Storm of Steel"

Już to kiedyś czytałem. O, tutaj, polskie tłumaczenie z lat '30 bazujące na wersji z późnych lat '20 XX wieku, opublikowane pod tytułem Książę piechoty (W nawałnicy żelaza).
Tyle, że w przypadku akurat Ernsta Jüngera, który uwielbiał dłubać w swoich - zwłaszcza - wczesnych książkach przeczytanie wczesnego wydania danej książki czasem rzuca fałszywy obraz na holistycznie ujętą jego twórczość i rozwój jego myśli. Dla przykładu - najmocniej przerobił Awanturnicze serce. Drugie wydanie różniło się od pierwszego nie tylko zmienionym podtytułem, ale też wymienionymi (około) dwustu stronami.
In Stahlgewittern miało ogromną ilość wydań. Przedwojenne polskie tłumaczenie z lat '30 bazowało - sam się zdziwiłem - nie na wydaniu niemieckim z lat '30, tylko z lat '20. Jünger w latach '30 usunął już z książki wątki nacjonalistyczne, krzyk rozpaczy, że choćby wszystko szlag trafił, to Niemcy nadal żyć będą, itd. W ówczesnym polskim tłumaczeniu te wątki są nadal obecne.
Ostateczna wersja książki została przez autora przygotowana w roku 1978. Wtedy ukazała się w pierwszym tomie dzieł zebranych autora. Jako samodzielna książka, swoją ostatnią edycję przeprowadzoną przez Jüngera miała w roku 1961. Omawiany egzemplarz to tłumaczenie wersji z '78 na język angielski autorstwa Michaela Hofmanna, wydane przez amerykański oddział Penguin Books w ramach serii Penguin Classics w 2004 roku.
Na co zwróciłem uwagę, gdy tylko wziąłem książkę w swoje ręce, to na papier. Jest dużo bardziej lekki, giętki, zwiewny, cieńszy od papieru zazwyczaj obecnego w polskich książkach. Przez to tytułowa Nawałnica stali (przekład angielskojęzyczny ma tytuł bardziej przypominający tytuł oryginalny niż niezłe, bo twórcze ale nieco mylące polskie tłumaczenie przedwojenne) nabrała niespodziewanej delikatności.
Dlaczego uważam, że Książę piechoty był tytułem dobrym ale mylącym? Bo ówczesny Jünger chciał zaznaczyć zmieniające się realia wojny w świecie - później zdefiniowanej - totalnej mobilizacji, wojny materiałowej, redukcji pojedynczego żołnierza do roli operatora narzędzi stopniowo uzależniających od siebie ich operatora. Pojęcie Książę piechoty dobrze opisuje sylwetkę żołnierza frontowego który odnalazł się w świecie totalnej mobilizacji, lecz Jünger kładł nacisk na - już wtedy zarysowującą się - niewczesność (w sensie Nietzscheańskim), na realia nadchodzącego świata, nie na człowieka w jego ramach. Był to ważny wątek, ale drugorzędny. Stalowe burze były rozpoznaniem rzeczywistości, które wymagało wykształcenie się książąt piechoty - ale nie na odwrót.
Różnice między wydaniami z lat'20-30 a ostatnimi, z lat '60-70 są widoczne na pierwszy rzut oka nawet przy porównywaniu tłumaczeń w różnych językach i z innych czasów, ba, z innych światów. Zarówno za tekstem Hofmanna jak i Gaładyka przebija się forma bytu Jüngera z jej cechami charakterystycznymi, także charakterystycznymi dla danego okresu w życiu i twórczości autora. Czuć dystans autora do opisywanych wydarzeń. Zmienił nawet narrację w kilku miejscach, dodając do treści znanej mi z wcześniej przeczytanego wydania komentarze w stylu w moich notatkach z dnia... zapisałem. Po tylu latach opadły emocje. Pozostała wiwisekcja rzeczywistości, pieczołowicie przeprowadzana przez autora z zachowaniem charakterystycznej dla niego postawy jednocześnie aktora biorącego udział w rozgrywających się wydarzeniach oraz stojącego obok niezaangażowanego obserwatora, mającego szeroki ogląd sytuacji. Najciekawiej taki efekt wypada przy opisach bitewnego szału ogarniającego autora i jego towarzyszy broni w czasie szturmów.  Usunięte zostały fragmenty zawierające najbardziej negatywne przedstawienie przeciwników. W kilku miejscach autor wplótł informacje o tym, że po wojnie dostał listy od swoich przeciwników, listy ze sprostowaniami. Faktycznie te sprostowania zawarł. Dotyczyły np. faktu, że w dniu takim a takim nie walczył przeciwko Anglikom czy Szkotom, tylko przeciwko Nowozelandczykom. Autor zdobył się też na opisy własnego strachu, wstydu i wyrzutów sumienia, czyli nadał samemu sobie choć trochę cech Hansa Sturma.
Świat przedstawiony jest bardziej plastyczny, pastelowy, kolory się przenikają, szczegóły uderzają nieraz turpizmem, Jünger maluje słowem surrealistyczny obraz Wielkiej Wojny, podobnie jak swoje szalone obrazo-opowiadania malował słowami Ballard. Wiem, bardzo dalekie skojarzenie. Ci dwaj panowie mają ze sobą wyjątkowo niewiele wspólnego, oprócz zwrócenia uwagi na wtrynianie się technologii w coraz to kolejne dziedziny ludzkiego życia.
Logika wojny zostaje znacząco rozwinięta. Autor zauważa, jak pewne wydarzenia stają się odbiciami lustrzanymi wcześniejszych wydarzeń. W książce nie ma nic o siłach elementarnych, ale autor wydaje się dawać do zrozumienia, że huczały w tle. Anarcha z Eumeswil uśmiechnąłby się widząc, jak historia się toczy kołem.
Historia dwóch hełmów stojących na półce w pracowni autora znalazła się w książce. Przekonanie o tym, że Niemcy nie byli w stanie przeprowadzić wystarczającej totalnej mobilizacji i dlatego przegrali wojnę ze światem, który zmobilizował się nawet w najdalszych częściach globu, też się na łamach tego wydania znalazło.
Napięcie rośnie, także w czasie ostatniego szturmu autora. Jest bardziej szczegółowe i bardziej stonowane niż w wydaniu sprzed lat.
Pamięć o tamtych wydarzeniach dojrzała w autorze razem z nim, z perspektywy czasu doświadczenie Wielkiej Wojny okazało się istotne z innej perspektywy, niż wczesny Jünger sądził - stało się przestrogą, zapowiedzią przyszłego koszmaru II wojny światowej, wydarzeń, których ludzkość nie uniknęła, gdyż nie wyciągnęła wniosków z przeszłości. Także maszyna przestała mieć dla autora urok okiełznującego i podporządkowującego ją sobie Robotnika, a stała się po prostu źródłem zagrożenia. Dawna fascynacja wygasła.
Książkę poprzedziła też dedykacja - For the fallen (Poległym? nie wiem, jak to brzmi w oryginale), bo wojna stała się doświadczeniem już nie tylko konstruującym tożsamość żołnierza/robotnika/niemieckiego nacjonalisty, lecz doświadczeniem po równo rozdzierającym płaszczyznę świata i niwelującym stare punkty odniesienia dla każdego innego narodu, nawet niekoniecznie biorącego w niej bezpośredni udział (w końcu miało powstać światowe państwo Robotnika, które potem upadło, co zostało ukazane w Eumeswil). Nowe linie pojawiły się na mapach, nowe granice zostały wytyczone także przez ziemię niczyją oddzielającą stary świat pogrążony w nihilizmie od nadchodzącego świata nowych wartości. Okopy oddzielały nie tylko przeciwników od siebie, ale też stary świat od nowego, czy też raczej były czymś w rodzaju pierwotnego chaosu, skąd miał się wyłonić nowy świat, świat zrodzony w wojnie materiałowej (określenia tego autor używa w języku francuskim. Dosyć wymowne).
Książkę poprzedza wprowadzenie autorstwa tłumacza. Hofmann przedstawia w nim sylwetkę Jüngera, streszcza pokrótce jego poglądy i ich ewolucję oraz biografię autora. 
Ciekawe, jak prezentuje się współczesne polskie tłumaczenie In Stahlgewittern, autorstwa prof. Kunickiego i noszące tytuł W stalowych burzach. Może kiedyś i je będę miał okazję przeczytać.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Komentarze są moderowane - to dobra ochrona przed spamem i trollami.