sobota, 10 maja 2014

Sławomir Shuty "Jaszczur"

O Sławomirze Shuty wiedziałem przed sięgnięciem po tę książkę tyle, że dostał kiedyś Paszport Polityki za jakąś książkę, i że ma stronę na fejsbuku, gdzie wrzuca nieraz różne kolaże, montaże, dmuchawce, latawce, wiatr, obrazki oraz że maczał członki w Batonie, takim zinie.
Jaszczur to rzecz eksperymentalna. Zarówno pod względem formy, jak i również pod względem treści.
Przede wszystkim autor używa zdań wielokrotnie złożonych. A czasem nie tyle zdań, co po prostu zbitki spostrzeżeń, wymienianych jedno za drugim, po przecinkach, przez co wychodzi mu z tego zdanie na ~15 i więcej linijek. Cała książka składa się z takich zdań. Czasem pod urywkami obserwowanej i opisywanej przez autora rzeczywistości jest niewiele faktycznej treści. Jego komentarze odnośnie otaczającego go świata bywają bardzo dosadne i ciężkie, wręcz ociekające niechęcią i zwyrodniałym sarkazmem bardzo dalekim od sympatycznej ironii, której swoją drogą też jest tu pełno. Rzecz jasna, jak na dziełko oparte w jakiejś tam części na stylistyce gonzo (nie, nie gonzo z pornoli), przedstawiona rzeczywistość, choć wzorowana na mniej-więcej naszym tu i teraz, jest przejaskrawiona. Wszechobecny syf, brud, betonowa szarość blokowisk, itd., ulegają zintensyfikowaniu i stają się głównym elementem krajobrazu.
Czasem autor wprowadza inne eksperymenty z formą. A to dialog przedstawia w formie szybko pisanych bez zachowania zasad gramatycznych i z pogwałceniem ortografii smsów, a to uwypukla, że ktoś kiedyś w szkole napisał opowiadanie dużą czcionką.
Dlatego nad tekstem trzeba się nieźle skupić, by czasem czegoś nie przeoczyć, by nie zgubić lub nie wyłączyć się nagle w ciągu myślowym. No jak to - zakrzyknąłby był ktoś - nad każdym tekstem trzeba się skupić. Jasne, ale niektóre wchodzą bezwiednie, od razu, instynktownie, do innych trzeba podejść z jasno ukierunkowanym na nie pomyślunkiem. A w omawianym przypadku o rozkojarzenie się nie trudno.
Fabuła książki jest całkiem prosta. Ot, główny bohater, wzorowany na samym autorze i noszący jego personalia, cierpi na niemoc twórczą. W międzyczasie zderza się do tego z przemysłem wydawniczym, na który wylewa wiadro pomyj, ochlapując przy tym też samego siebie i własną niemożność napisania czegoś autentycznie świetnego, przejmującego, odkrywczego. Poza tym ćpa, pije, i obraca panienki, jednej nawet robi dziecko. W sumie cóż innego można robić w Nowej Hucie, czy tam innym Krakowie, ale jednak lektura trochę męczy, może nie aż tak, jak życie samego bohatera męczy jego samego, jednakże jednak. Później nasz bohater wpada na pomysł iście przełomowy, zamierza stworzyć arcydzieło, jakiego jeszcze nie było. Zgodnie ze starą prawdą, że kiepskiej baletnicy to i rąbek u spódnicy przeszkadza i ziarnko grochu pod materacem, cały proces twórczy okazuje się być ogromnym przerostem formy na treścią i w sumie prowadzi nieco donikąd, napędzając tylko stale rosnące ego cierpiącego na niemoc twórczą autora. Im dalej w treść, tym większe odrealnienie świata przedstawionego i tym więcej wycieczek w szalejący i nietrzeźwy umysł bohatera.
Fakt faktem, Shuty jest inteligentnym gościem. Przemyca w książce liczne odniesienia do rozmaitych zjawisk i prądów artystyczno-intelektualno-pierdu-pierdu, np. w bardzo twórczy i swojski sposób nawiązuje do słynnej akcji Lettrystów w katedrze Notre-Dame w '60 roku. Potrafi zachować ogromny dystans do samego siebie, zahacza wręcz o iście masochistyczny ekshibicjonizm (pal licho, że to kreacja przerysowana, ale liczy się nam mechanizm).
Jaszczura nie potrafię jednoznacznie ocenić, ani wyrobić sobie jednoznacznej opinii na jego temat. Książka przypadła mi do gustu, zarówno pod względem formy jak i treści (abstrahując od tego, że czasem autor jedzie po bandzie ostro przez co ale i niezależnie od tego lektura robi się czasem męcząca). Tyle, że dopiero odkrywam dla siebie zajmowane przez autora terytorium, więc mam zaburzoną percepcję. Jako jednorazowy eksperyment Jaszczur dał mi sporo dobrej rozrywki intelektualnej (może nie na jakimś wyjątkowo i oszałamiająco wysokim poziomie, no ale jednak, poza tym lubię takie samo-biczowanie się, rolę jednocześnie podmiotu i przedmiotu i ciętą wiwisekcję otaczającego świata, nawet jeśli toczące go patologie są postawione w jego centrum) ale wątpię, bym sięgnął po tę książkę ponownie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Komentarze są moderowane - to dobra ochrona przed spamem i trollami.