1) Twin Peaks reż. V/A.
Odświeżyłem sobie kultowy serial. Nie miałem wcześniej okazji przerobić drugiego sezonu, więc nadrobiłem zaległości.
O ile pierwszy sezon był majstersztykiem, groteskową, surrealistyczną opowieścią o źle drzemiącym w ludziach oraz o tym, jak jedno wydarzenie staje się katalizatorem przemian dokonujących się w małym mieście leżącym na uboczu, to drugi, cóż, drugiego jak dla mnie mogłoby nie być. Lub mógłby się skończyć w momencie rozwiązania przewodniej tajemnicy z pierwszego.
Pierwszy miał idealne zakończenie i rewelacyjnie poprowadzoną fabułę.Wątki poboczne rozwijały się w miarę logicznie, główni bohaterowie miotali się między różnymi odnogami prowadzonego śledztwa, aż do momentu kulminacyjnego, w którym tak na prawdę nic nie było jasne i wprost wyrażone.
Drugi był pastiszem telenoweli na znacznie większą skalę niż pierwszy. Część wątków doprowadzono do absurdu, inne dorzucono na siłę, część postaci tak zagmatwano, że zupełnie zbladły w porównaniu z samymi sobą z sezonu pierwszego. Niby tak miało być, że bohaterowie ulegają wewnętrznym przemianom, ale historia Nadine, wyjazd Jamesa, pościg odmienionego Bena Horne'a za czynieniem dobra, powrót z "zaświatów" najpierw samej Catherine a potem jej brata - w moim przypadku wywarły reakcję odmienną od zamierzonej - znudzenie i rozczarowanie. Poza tym przez kilka odcinków przysłoniły i tak rozmyty motyw przewodni. Znacznie bardziej rzucały się też w oczy uroki telewizyjnej produkcji, wszystkie jej niedociągnięcia i ograniczenia.
Zakończenie rekompensowało co prawda te niedogodności, ale pomiędzy odcinkiem w którym zagadka się wyjaśniła a ostatnim odcinkiem tylko dzięki samozaparciu nie porzuciłem oglądania serialu.
Ptaszki ćwierkają, że Lynch wraca do Twin Peaks. Pożyjemy, zobaczymy co z tego wyjdzie. Delikatnie trzymam kciuki.
2) Where the Dead Go to Die, reż. Jimmy ScreamerClauz, 2012
Niezwykle zwyrodniały, surrealistyczny, przejmujący, niepokojący, psychodeliczny, wszechogarniająco dziwaczny film animowany. Nieco przerost treści nad formą - animacja 3D wygląda jak pierwsze gry komputerowe zrealizowane w tej technologii, przetworzonych głosów niektórych postaci praktycznie nie da się zrozumieć - aczkolwiek ma to swój plus bo zestawiając z poruszanymi w obrazie kwestiami tworzy się przepaść warunkująca wynaturzony, groteskowy i duszny klimat całości.
Kilka pozornie niezwiązanych ze sobą historii skrzywdzonych rozmaicie dzieci łączy postać demonicznego, gadającego psa podrzucającego im świetne inaczej pomysły na rozwiązanie palących problemów. Do tego mamy odniesienia do symboliki religijnej, wyprawę w głąb umysłu co najmniej schizofrenicznego, naiwność dziecięcą skonfrontowaną z wyrachowanym okrucieństwem, mnóstwo przemocy i sporo odrażających czynności seksualnych (które raczej nie przeszłyby w filmie aktorskim dystrybuowanym w mainstreamie).
Bardzo dobra rzecz dla kogoś lubującego się w takich klimatach, ale opinie wiszące w internetach, że jest to krzyżówka "Gummo" i "Silent Hill" są przesadzone.
Dopóki nie dotarłem do wypowiedzi reżysera, byłem święcie przekonany, że zawarł w swojej animacji mnóstwo wszelakiej symboliki.
A okazało się, że po prostu się zjarał.
Pamiętajcie drogie dzieci, sięgajcie tylko po czysty towar z pewnych źródeł. Chyba, że macie talent i zjazdy jak pan ScreamerClauz.
3) Pink Floyd Endless River, 2014.
Niejako pośmiertny album legendarnej grupy pozbierany z różnych odprysków. Solidny poziom późnych Gilmourowskich Floydów, ale nic odkrywczego, wręcz przeciwnie. Tylko jeden kawałek nie instrumentalny. O ile do Floydów zawsze będę mieć sentyment (Wish You Were Here było chyba pierwszą płytą z muzyką [i zarazem pierwszy oryginalny album] jaką słyszałem) to do tego albumu niekoniecznie.
4) Pora zwyrola, 21.11.14
Wrócili do Krakowa, przycupnęli w kinie Mikro. Pierwszy seans po dłuższej nieobecności - padło na nunsploitation - filmy Satanico Pandemonium i Alucarda. To pierwsze to typowe nunsploitation, zestarzało się niemiłosiernie, fabuła dziurawa - dosłownie i w przenośni, efekty żadne, Lucyfer wzbudzający komizm niż strach; to, co szokowało wtedy (w 1975 roku) (np. całujące się półnagie zakonnice) dziś nie robi żadnego wrażenia na nikim oprócz wychowywanych w zamkniętej piwnicy bez okien ultra-katolików, takich, co czują się zbrukani na widok kobiety w spodniach.
Kamień milowy w swoim gatunku i kinie eksploatacji, ale mocno zakurzony.
To drugie to mroczna, surrealistyczna baśń, wyjątkowo nierówna pod względem formy i treści. Uroczo odrealniona. W połowie filmu zmienia się wydźwięk, co rozkłada całą fabułę i sens (do połowy - Kościół zły - po połowie - ok, diabeł istnieje i jest zły, "frakcja liberalna" w Kościele ok). Bardziej fantasy z elementami nunsploitation. Specyficzne habity ze specyficznym rozkładem krwawych(?) plam na nich, skojarzenia dość oczywiste, wnioski z takiego przedstawienia zakonnic całkiem feministyczne.
Minusem całej imprezy - ludzie na widowni żrący czipsy i szeleszczący niemiłosiernie oraz - paradoksalnie - amatorski dubbing na żywo. Niepotrzebnie czytający kwestie robili sobie dodatkowe jaja z tego, co akurat rozgrywało się na ekranie.
Ale tak czy siak stałe miejsce na popkulturalnej scenie Stołecznego Królewskiego.
5) Garth Ennis, Peter Snejbjerg Dear Billy, Dynamite Entertainment, 2009
Komiks, trade paperback. Fabuła Ennisa, kreska Snejbjerga. Mało dokładne tła, mało szczegółowe postaci. Tyle, że w przypadku tego komiksu nie rysunek jest najważniejszy.
Drugi tom metaserii Battlefields opowiada o losach brytyjskiej pielęgniarki cudem uratowanej po masowym gwałcie i mordzie żołnierzy japońskich na grupie kobiet w czasie inwazji na Singapur w 1942 roku.
Rany na ciele zabliźniły się, ale rany na duszy - nie. Obserwujemy jak bohaterka próbuje ułożyć sobie życie i poradzić sobie z traumą. Większa część akcji rozgrywa się w szpitalu wojskowym, gdzie pracuje a gdzie trafiają też ranni Japończycy - dezerterzy. Nasza bohaterka, Carrie Sutton, nie potrafi zapomnieć i wybaczyć. Zabija ich jednego za drugim, aż jej przełożeni zaczynają coś podejrzewać. W międzyczasie Ennis wprowadza Billy'ego, oficera lotnictwa, udekorowanego asa o również poranionej psychice, ale nie napędzanego nienawiścią w takim stopniu, jak Carrie. Fascynacja zmienia się w miłość, związek wystawiony jest na próbę, bla, bla, bla, tymczasem wojna zaczyna chylić się ku końcowi i dotychczasowi śmiertelni wrogowie stają pomału ni to rynkiem zbytu, ni to przyszłymi potencjalnymi partnerami handlowymi. Carrie nie może się z tym pogodzić...
Może i jest to historia obyczajowa, do tego zrealizowana w formie retrospekcji-listu do Billy'ego, ale zakończenie jest jak cios obuchem po łbie. Bardzo mocna rzecz stawiająca trudne pytania i nie udzielająca jednoznacznych odpowiedzi.
6) Francis Billotte Mord w Meksyku, Ethos,
Sensacyjno-kryminalna opowieść około-popularnonaukowa opowiadająca o stalinowskich mordach. O Trockim jest tylko jeden rozdział. Badziew charakterystyczny dla wczesnych lat '90 XXw., okładka upstrzona podtytułem Z archiwum N.K.W.D. i nazwą serii - Seria Szarego Wilka. Autor to najprawdopodobniej Polak ukrywający się pod francuskim pseudonimem. W tej serii ukazało się jeszcze parę jego książek, w tym o Kubie Rozpruwaczu.
Czytadło jakich wiele. Do poruszanej w książce tematyki można było - nawet w takiej samej konwencji - podejść ze znacznie lepszym rezultatem.
7) Tomasz Mann Tristan
Klasyk literatury niemieckiej XX wieku i jego - w miarę - standardowe tematy - przeobrażenia w świecie mieszczaństwa II Rzeszy/Republiki Weimarskiej, uczucie schyłkowości i nadciągającego rozpadu, bliżej nieokreślonego niebezpieczeństwa. Zmiany w relacjach międzyludzkich, zepchnięcie gdzieś ludzi wrażliwych, artystów, bunt młodego pokolenia a stateczni rodzice.
Na książkę składają się dwie niezwiązane ze sobą nowelki. Czytałem lepsze i znacznie lepsze rzeczy tego autora. Pozycja raczej dla fanów autora lub kronikarzy nastrojów epoki.
8) S.T. Joshi H.P. Lovecraft. Biografia
Może i głupio napisać raptem parę słów o książce-molochu mającej prawie 1200 stron, ale nie czuję się kompetentny do wydawania bardziej rozbudowanych osądów.
Autor dokonał niemożliwego - krok za krokiem rozmontował i prześwietlił życie Samotnika z Providence, pochylił się nad jego znajomymi, nielicznymi przyjaciółmi, trudnymi relacjami rodzinnymi. Ilość informacji zgromadzonych w tej książce jest wręcz przytaczająca. Autor rozgranicza swoje opinie o swoim bohaterze od informacji o nim, które prezentuje jak na poważnego naukowca przystało.
Nie wiem, co o tym myśleć. Oszałamia dociekliwość i dokładność autora. Jest to najbardziej kompletne kompendium wiedzy o Lovecrafcie z jakim zetknąłem się kiedykolwiek. Fani już dawno pewnie mają, więc nie muszę polecać. Niedzielni czytelnicy Lovecrafta zapewne odbiją się od treści.
9) Kronos 3/2014
Dużo o Friedrichu Georgu Jüngerze i dużo jego tekstów. Był jednak bardziej uporządkowanym i zarazem bardziej przewidywalnym autorem od brata. Zarazem bardziej konserwatywnym, miał swój udział w powolnych przemianach Ernsta.
Poza tym, jak to w Kronosie. Rzeczy interesujące i mniej interesujące. Recenzja Reactionary Modernism Herfa. Artykuł o Zinowjewie, dysydencie radzieckim i antystaliniście, który po upadku ZSRR przeszedł na stalinizm (w tym szaleństwie była metoda, aczkolwiek dźwięcząca rozpaczą po utracie punktów odniesienia).
Dobry numer.
10) Noise Magazine 2/2014
Dużo radości.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Komentarze są moderowane - to dobra ochrona przed spamem i trollami.