poniedziałek, 15 grudnia 2014

Edward Lee "Ludzie z bagien"

Opłacało się wstać rano w niedzielę i udać się na pchli targ pod Halą Targową.
No dobra, w sumie to sam się obudziłem jeszcze przed piątą rano i pojechałem tam bo nie miałem niczego lepszego do roboty.
Kupiłem dużo książek, w tym Ludzi z bagien, całe szczęście, że za tydzień biorę urlop i spadam w rodzinne strony bo by do pierwszego nie wystarczyło.
Ale do rzeczy.
Jeśli czytaliście Sukkuba, to Ludzie są powtórką z rozrywki. Fabuła jest skonstruowana dokładnie w ten sam sposób.
Mamy bohatera pochodzącego z jakiegoś odludzia, o stopniu i stężeniu odludziowatości przekraczającym wszelkie normy i granice prawdopodobieństwa. Bohater radzi sobie w życiu całkiem nieźle, aż nagle pewnego dnia szlag trafia jego dotychczasową egzystencję, po czym wraca na stare śmieci.
W międzyczasie okazuje się, że rodzinne odludzie zdegenerowało się do formy zahaczającej o autoparodię, zaczynają wypełzać na światło dzienne mroczne tajemnice z przeszłości bohatera i/lub jego bliskich.
Na końcu okazuje się, że główny bohater był Kimś Niezwykle Ważnym dla lokalnej quasi-satanicznej sekty, całe jego życie ulega przewartościowaniu a on/a dochodzi do wniosku, że w sumie to czemu nie, bo oto zasłony opadły i ujrzał/a świat jakim jest naprawdę, z mrocznymi, okrutnymi bóstwami siedzącymi gdzieś za rogiem.
Lee nie silił się na nawiązania historyczne, jak w Sukkubie, i słusznie, bo ten element wyszedł mu tam najsłabiej. Odizolowana społeczność przywodzi na myśl - pierwsze skojarzenie - zwyrodniały ludek z Zewu Cthulhu Lovecrafta, żyjący na niedostępnych bagnach. Motywy Lovecraftowe pojawiają się jeszcze parokrotnie, przewija się nawet nazwa Dunwich, ale rzecz jasna Lee to Lee i zapuścił się w takie rejony wyobraźni, gdzie niezbyt zainteresowany seksualnością człowieka Lovecraft nigdy by nie dotarł, a nawet raczej by nawet nie pomyślał o dotarciu.
Zwyrodniały ludek przewodzony jest przez demonicznego proroka, który zwabia ofiary do złożenia dzięki przynęcie, jaką jest burdel z odmieńcami z bagien. Laski bez kończyn, o niezbyt prawidłowej ilości kończyn lub części składowych tychże kończyn, z kilkoma więcej lub mniej piersiami, waginami, garbate, włochate, opuchnięte, pokrzywione, bez pępków (sic!), bez ust, nosów, uszu lub z nieprawidłową ich ilością, z dwoma językami (tak, zgadnijcie przy okazji czego czytelnik się o tym drugim języku dowiaduje), laska potrafiąca wyjąć sobie nogi ze stawów biodrowych - autor na pewno świetnie się bawił, wymyślając kolejne możliwe i nijak niemożliwe ludzkie ułomności, i zapewne równie świetnie się bawił, opisując striptiz w wykonaniu różnych takich skrzywdzonych przez los istot. Plus dla niego, chciało mu się do tego przywołać kilka urywków z naukowych rozprawek o kazirodztwie i odizolowanych społecznościach, w książkach czytanych przez bohaterów.
Fabuła, mimo tego, że powielająca schemat - co samo w sobie nie jest minusem, bo czemu by zmieniać coś, co się sprawdza - potrafi zaskoczyć. Dużo się dzieje, akcja toczy się wartko, kolejne strony ociekają krwią i spermą, czasem główny bohater znajdzie chwilę czasu by zastanowić się nad własnym poplątanym życiem osobistym, rozdartym między byłą narzeczoną, która uzależniona od kokainy najpierw świadczyła usługi za jedynym barem w okolicy a potem została tam striptizerką i luksusową prostytutką a zwyczajną kobietą, poznaną w nowej-starej pracy.
Autor sporo też wie o redneckach. Ciekawe, jakim językiem posługiwali się tacy bohaterowie w oryginale. W polskim przekładzie ich język zastąpiono mieszaniną  stereotypowej"wsiowej" mowy i jakiś slangowych zwrotów. Efekt wyszedł nie najgorszy.
Jeśli ktoś lubi taką bezpretensjonalną i bezpruderyjną rozrywkę, to będzie bawił się świetnie. Jak ja. Książkę można jeszcze dostać w księgarniach. Miałem rzecz jasna świadomość, że nie czytam niczego, co zmiażdżyłoby mój światopogląd albo nawet poczucie estetyki i dobrego smaku, bo Lee wydany jak do tej pory w Polsce to jednak nie Lee w pełni swoich możliwości twórczych, jako rozrywka sprawdziło się to całkiem dobrze, lepiej niż Sukkub, w którym bzdury wymyślone przez autora na polach historycznym i - powiedzmy - religioznawczym czasem utrudniały mi czerpanie przyjemności z lektury.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Komentarze są moderowane - to dobra ochrona przed spamem i trollami.