sobota, 4 kwietnia 2015

3x Adam Wiśniewski-Snerg + Philip K. Dick

Snerg to postać nieco zapomniana. Jeden z klasyków polskiej fantastyki socjologicznej doby PRLu, autor o wyrazistych i nietuzinkowych przekonaniach. Dokładniej można o nim przeczytać w różnych miejscach w internetach, chociażby na wiki, nie chce mi się kompilować notki biograficznej z kilku źródeł, nie o to przecież chodzi.
Twórczość Snerga jest bardzo zbliżona w wielu aspektach do weird, zwłaszcza weird współczesnego, wyzwolonego z resztek XIX-wiecznych rekwizytów i skupiającego się na esencji gatunku, czyli przekonaniu, że otaczająca nas rzeczywistość kryje w sobie/jest anomalią wrogą człowiekowi a ludzkie poznanie jest subiektywne, niepełne, ograniczone; tylko nieliczni dochodzą do okruchów jakiejś większej, wyższej prawdy i zazwyczaj przypieczętowują swoje odkrycia obłędem bądź śmiercią. Jedyna różnica to jakościowa różnica - tu mamy Coś, w weird zazwyczaj pod płaszczykiem wartości i treści czai się Nic, ewentualnie Być Może.
Snerg ze swoich przemyśleń ulepił teorie, którym starał się nadać cechy naukowości. Teoria Nadistot wylądowała w dostępnym za darmo małym zbiorku zdefragmentowanej twórczości autora Czasoprzestrzenie Snerga. Zbiorek był do pobrania na stronie bookrage giveway, z tego, co widzę, już nie jest. Bookrage jakiś czas temu oferował do kupienia pakiet książek Snerga - była to słuszna i wielce chwalebna inicjatywa. Poza tym książki Snerga na 99% leżą zapomniane w Twojej osiedlowej bibliotece, a Ty nawet o tym nie wiesz.
Pokrótce, teoria nadistot zakłada, że organizmy niższe nie mają świadomości istnienia organizmów wyższych. Nawet jeśli rozpoznają efekty ich działań, uważają je za efekty naturalne. Teoria ta zakłada, że nad człowiekiem (a właściwie - nad jego rozumem, bo rozum człowieka jest dla autora osobnym zjawiskiem niż zwierzęce w sumie ciało) mogą występować takowe istoty - mogą żyć nawet koło nas, mogą nas nawet i hodować, a tego nie rozpoznajemy, tak samo jak związek mineralny nie rozpoznaje roślin, rośliny zwierząt, zwierzęta ludzkiego rozumu. Teoria ta nie spełnia rzecz jasna żadnych wymogów naukowości, dyskusyjny jest fakt, czy rośliny nie rozpoznają zwierząt (skoro potrafią się ze sobą komunikować, co wykazały jakieś tam badania o których czytałem niedawno na jakiejś zwariowanej, new age'owej stronie) a zwierzęta nie rozpoznają w człowieku jego świadomości (skoro same taką świadomość - a przynajmniej niektóre gatunki - posiadają). Tak czy siak, sedno teorii przemawia do mnie silnie - ale nie w takim sensie, o jaki chodziło autorowi. Tu nie ma żadnej nauki, a jeśli uznamy a priori, że nie możemy - jaki organizmy niższe - rozpoznać tych ponad nami, to wyjdzie nam z tego coś równie prawdziwego jak aksjomat o nieagresji we współczesnych odłamach ekonomii wulgarnej. To kwestia wyobraźni, uczucia, przeczucia, odczytania znaków, umiejętności patrzenia na świat. Coś jak gestalt/teoria formy bytu u Ernsta Jüngera - są to dwie diametralnie inne teorie, ale romantyczne przekonanie, że coś nieodgadnionego wisi nad rzeczywistością i manifestuje się w różny sposób a my nie jesteśmy w stanie rozpoznać tego czegoś w sobie samym, jedynie przez "odciskanie się" formy w nas/w otaczającym nas świecie/przejawy działania tego czegoś wydaje się być tym samym przekonaniem, jednym uczuciem oddanym innymi słowami. Kolejnym zbliżonym tropem wydaje się być teoria pola morfogenetycznego, najsensowniej skompilowana chyba dopiero przez Ruperta Sheldrake'a. Próby nadania pozorów naukowości przez Snerga swoim przekonaniom tylko im zaszkodziły, próbował je upchnąć w zbyt ciasny garnitur. Autor wziął się także za psychologię/psychoanalizę. Zdewastował podział na instynkt śmierci i miłości, przeciwstawił temu własną teorię bezpieczeństwa. Odwołania do niej zawarł w swoich książkach, podobnie jak i odwołania do teorii nadistot. Fakt faktem, niejako przeczył tym samym sam sobie, bo jego bohaterowie mieli wgląd przynajmniej w drobny urywek tej najprawdziwszej rzeczywistości, mieli świadomość istnienia nadistot i mieli drobny wgląd (nie zrozumienie) w ich działalność. Nie tylko był psychologiem amatorem i filozofem amatorem, parał się także fizyką, również amatorsko - jest autorem więc także kilku teorii związanych z naukami ścisłymi.
Wspomniany ebook Czasoprzestrzenie Snerga zawierał oprócz fragmentów książek i Teorii nadistot także opowiadanie Anioł przemocy. Pierwszy raz słyszałem o nim tak dawno, że aż strach pomyśleć, jakoś w okolicach premiery filmu Matrix - w telewizji leciał jakiś program publicystyczny w którym porównywano myśl przewodnią opowiadania z myślą przewodnią filmu i w filmie dopatrywano się plagiatu. Faktycznie, jedna ze scen i przy okazji kluczowy element świata przedstawionego filmu jest zadziwiająco zbliżony do tego, co pojawia się w opowiadaniu. Na skutek przypadku główna bohaterka poznaje coś, czego nie potrafi zrozumieć, co każe jej zwątpić we własny ogląd rzeczywistości. A potem jest tylko ciekawiej, bo ułuda zdaje się być piętrowa.
W osiedlowej bibliotece znalazłem dwie książki autora. Były to: Arka (Czytelnik 1989) oraz Według łotra (Rebis 1997).
Obie książki to jedne z najlepszych książek, jakie czytałem kiedykolwiek. Arka opowiada historię marynarza, który w czasie rejsu na skutek niesamowitego zbiegu okoliczności trafia na pokład statku - tytułowej Arki - na którym przyszedł na świat i gdzie się wychował. Jego wspomnienia nie pokrywają się jednak z tym, co zastał na pokładzie. Co więcej, statek jest zamieszkany przez grupy najróżniejszych i najdziwniejszych mieszkańców, przekonanych, że tak na prawdę Arka nie jest statkiem, ale - w zależności od grupki - uniwersytetem, pociągiem, statkiem kosmicznym, więzieniem, itd. Przedstawiciele każdego stronnictwa postrzegają otaczającą rzeczywistość na diametralnie różne sposoby. Przekonany o posiadaniu prawdy obiektywnej o Arce główny bohater stopniowo przekracza granicę miedzy staniem się zalążkiem kolejnego takiego stronnictwa, kolejnego biorącego udziału w skomplikowanej grze stronnictw, a poznanie całej prawdy, czym właściwie jest miejsce akcji staje się praktycznie niemożliwe.
Według łotra wykorzystuje motywy religijne - życia i śmierci Jezusa - na równo z teorią nadistot. Sposób poprowadzenia fabuły, mimo oczywistego spojlera w samym tytule, nie raz i nie dwa zaskakuje obranymi przez autora drogami i rozwiązaniami. Główny bohater pewnego dnia odkrywa, że otaczający go świat jest zamieszkały przez manekiny i wypełniony atrapami. Całe jego życie, większość przyjaciół, miejsce pracy - wszystko okazuje się być sztucznymi elementami scenografii wszechogarniającego planu filmowego, skupionego tylko na kilku głównych bohaterach, aktorach, za którymi podąża oko niewidocznej kamery. Tam, gdzie bohaterowie pierwszoplanowi pojawiają się często, tam świat odzyskuje dawną spoistość i materialność - im dalej od nich, im dalej od niewidocznej ekipy filmowej, tym bardziej wszystko staje się sztuczne i nieprawdziwe, staje się prowizorycznym zapełnieniem tła.
Tyle, że ogół ludności zdaje się tego wszystkiego nie dostrzegać, łącznie z tym, że są nieistotnymi elementami scenariusza, tłem dla rozgrywających się  wydarzeń, ewentualnie mają do odegrania epizodyczną rólkę po czym przemijają, nie wiedząc nawet o tym, że grają.
Główny bohater trafia do "filmu sensacyjnego" mniej więcej w czasie, gdy pewien uliczny prorok zaczyna czynić cuda i głosić wywrotowe teorie...
Fakt faktem, lubię takie klimaty, wiwisekcję rzeczywistości, próby dotarcia do tego, co może się kryć w głębi, pod płaszczykiem oczywistości. Jeśli ktoś lubi fantastykę trudną, dającą do myślenia, przekazującą niepopularne i wzbudzające egzystencjalny niepokój poglądy, do tego nie zrażają go monologi i rozważania ciągnące się nie raz przez wiele stron, to takiemu komuś twórczość Snerga gorąco polecam.

Philip K. Dick zaś to autor, którego raczej nie muszę przedstawiać. Zestawiłem go w jednej notce ze Snergiem, bo obaj panowie podzielali krytyczny stosunek do przekonania o prawdziwości/przejrzystości otaczającej ich rzeczywistości. Wszedłem w posiadanie elegancko wydanego Oka na niebie (Rebis 2015), ozdobionego fantastycznymi grafikami Wojciecha Siudmaka. Ta wczesna książka Dicka, w której dopiero zaczyna kształtować się jego idee fix przenikająca całą jego twórczość, w tym wydaniu została wzbogacona o esej Marka Oramusa - radzę go przeczytać po lekturze książki, gdyż zawiera spojlery, na dodatek spojlery także innych książek Dicka. Jeśli ktoś nie zna twórczości amerykańskiego pisarza, Oko jest świetną książką na początek.
Grupa ośmiorga nie znających się wcześniej osób pada ofiarą katastrofy w czasie zwiedzania pomieszczenia z urządzeniem będącym - upraszając - czymś, co poprzedzało współczesny Wielki Zderzacz Hadronów. Odnieśli zadziwiająco niewielkie obrażenia. Po jakimś czasie od wypadku odnajdują nieznane wcześniej elementy otaczającej ich rzeczywistości - a w pewnym momencie świat zmienia się nie do poznania.
Powyższy opis jest rzecz jasna uproszczeniem, do tego mylącym, bo samo urządzenie, które spowodowało katastrofę jest trzeciorzędnym rekwizytem. Deformacje rzeczywistości, wszystkie następujące po sobie, coraz bardziej absurdalne i odległe od tego, co główni bohaterowie mieli za prawdziwy świat, mają inne źródło niż maszyneria. Gdybym napisał coś więcej, zdradziłbym treść książki (co zrobił wspomniany Oramus).
Również gorąco polecam - tym bardziej, że jak na Dicka, to książka jest całkiem lekka w odbiorze.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Komentarze są moderowane - to dobra ochrona przed spamem i trollami.