sobota, 1 października 2011

Ursula K. Le Guin "Wszystkie strony świata"

Ursula Kroeber Le Guin zawsze była jedną z moich ulubionych autorek fantasy (i science/space fantasy btw). Autorka jest feminizująca i pro-ekologiczna, poruszająca wiele ciekawych problemów (nawet tak wyświechtanych jak konflikty na linii nauka - religia, czy spojrzenie na zaawansowaną technologią z punktu widzenia stosunkowo prymitywnej kultury, przez co technologia staje się magią) związanych z naukami społecznymi i antropologią kulturową, wreszcie zafascynowana anarchizmem (kilka utworów dzieje się w czasie i po anarchistycznej rewolucji na pewnej planecie gdzieś hen, daleko w kosmosie) - a mimo wszystko nie nazwałbym jej stukniętą lewaczką -  więc logiczne, że spojrzę na jej twórczość przynajmniej z życzliwym zainteresowaniem.
Do tej pory znana mi była tylko z cyklu Ziemiomorze i jednej części cyklu Hain (Wydziedziczeni), wystarczyło to jednak, bym uznał ją za jedną ze swoich ulubionych autorek. Zbiór opowiadań, do jakiego dotarłem, to rodzaj rajdu na przełaj przez twórczość autorki, każde z opowiadań jest opatrzone krótkim jej komentarzem, zachowano także (z grubsza) chronologiczny porządek całości. Jest to polskie wydanie z 1980 roku (Iskry, seria Fantastyka - Przygoda), gdzie pominięto jedno z opowiadań (być może ze względu na jego anarchistyczne przesłanie? co by było dziwne o tyle, że inne anarchistyczne opowiadanie pozostawiono)
Mamy tutaj więc, oprócz pojedynczych opowiadań dziejących się w ramach któregoś z cykli autorki (Ziemiomorze, Hain), opowiadania różne i różniste, zarówno praktycznie pozbawione elementów fantastyki, jak i poruszające ciekawe zagadnienia (klon - jako grupa ludzi powiązana więzami uczuciowymi nieznanymi dla innych, gdy z klona ginie większość jednostek, a pozostaje tylko jeden człowiek - co musi przechodzić, jak musi się na nowo i od początku socjalizować, przystosowywać do życia z ludźmi; empata odbijający negatywne emocje i co z tego wnika, i jaki ma związek z wybuchem zbiorowej psychozy; podróż gwiezdna jako droga do krainy magii [podobny motyw nieco jak Andre Norton w "Na łów nie pójdziemy"]; wreszcie dosyć standardowe rozkminy o szukaniu własnej tożsamości, złej religii i dobrej nauce - lub, o dziwo, vice versa - w różnych wariantach post-apo lub para-średniowiecznych, o społecznych utopiach i zmęczonych życiem starych rewolucjonistkach, o rasie ludzkiej, gdzie co jakiś czas wszystkim zmienia się płeć, a pod koniec mały mindfuck - opowieść o katastrofach w ruchu drogowym i o życiu - z punktu widzenia drzewa.
Nawet, jeśli niektóre z opowiadań mogą wydawać się nieco pretensjonalne, to całość jako taka jest warta przeczytania nawet dla jakiś szurniętych prawaków.

1 komentarz:

  1. hehe, poluję właśnie na tę książkę, pozdrawiam... :)

    OdpowiedzUsuń

Komentarze są moderowane - to dobra ochrona przed spamem i trollami.