środa, 14 grudnia 2011

Wiktor Żwikiewicz "Druga jesień"

O ja nie mogę, jakiż mindfuck.
Że tak powiem, nie aż taki, jak Imago, ale niewiele ustępujący.
Książka składa się z grubsza z czterech części. Pierwsza  ma formę bardzo luźnych urywków prasowych, rozpraw naukowych, scenek ze zwykłego życia zwykłych ludzi, czyiś rozmów (w tym rozmów dosyć dziwnych, coś jakby awantura szpiegowska, jakiś eksperyment w skali globalnej). Wynika z tych różnych strzępków, że coś dziwnego pojawiło się na Ziemi - jakiś rodzaj promieniowania, który popsuł ekosystemy i życie na Ziemi - a to martwe drewno stołu wypuściło gałęzie, a to zboże przestało dojrzewać, a to jakiś bestie pojawiły się w morzu i na lądzie. Część druga - wreszcie pojawia się szkarłatna mgła, smog który odciął wszystko co zostało poniżej jego poziomu. Ktoś poszukuje czegoś w opuszczonym z grubsza biurowcu. Rozmowy z których wynika o jakiejś katastrofie i o poszukiwaniu składu eksperymentalnej broni.
Potem akcja się urywa, mamy część trzecią. Autor s-f narzeka na cały świat i na twórczość, która przestała być naukowym prognozowaniem, a stała się rozrywką mas. Nawet, jeśli w morzu nowych pisarzy ktoś ma dobre pomysły, to psuje je nieogarnięciem i niewyczerpaniem tematu lub podejściem sensu stricte komercyjnym. Autor wspomina jednak o tym, że jakieś pismo austriackie przedstawiło nową powieść kogoś o Earlach - istotach będących gwiezdną szarańczą, rozpowszechniającą się przez kosmos w taki sposób, że całe życie na danej planecie przerabiają na własną biosferę, po czym, gdy zasoby i życie zostało wyczerpane, w niemalże magiczny sposób podstawowe pierwiastki, z których wszystko się odradza, trafiają znów w przestrzeń i lecą na kolejny świat, i tak w koło Macieju.
Earlowie jednak nie uczą się. Nie mają pamięci o swoich wcześniejszych losach na poprzednich światach.
Część czwarta - Jeden z Earlów budzi się, już żywy, już na Ziemi. Rozwinął się z człowieka, ale jakaś część jaźni człowieka pozostała w nim, co wzbudziło w nim szaleństwo i niepokój. Po schizofrenicznych monologach, mocno przeintelektualizowanych, okazuje się, że istota przez swoją post-ludzką skazę pozostała obca w ramach swojego ekosystemu, który to (pod postacią np. roślino-zwierząt form i kształtów wszelakich) postanawia się jej pozbyć. Analogie do ludzkich systemów społecznych. Ocalenie nagłe ze strony innej nieczystej istoty. Rozkminy, rozkminy, rozkminy, koniec. Dziwne i ciężkie, aczkolwiek nowatorskie, ekstremalnie nowatorskie. Trzeba przeczytać zapewne więcej razy niż raz, żeby w pełni wszystko wychwycić i zrozumieć.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Komentarze są moderowane - to dobra ochrona przed spamem i trollami.