poniedziałek, 23 lipca 2012

Kir Bułyczow "Utwory wybrane tom 2"

Tom pierwszy, gromadzący historie guslarskie, przeczytałem i przedstawiłem krótko na tym blogu już jakiś czas temu, teraz nadszedł w końcu czas na tom drugi.
W międzyczasie nadal pozostaje dla mnie tajemnicą, dlaczego autor raz nazywany jest w polskich wydaniach swoich mniejszych i większych dzieł Kirem, a raz Kiryłem. Nie znam rosyjskiego, i nie wiem, czy pomiędzy tymi imionami jest jakaś różnica, ale tak czy owak dziwi mnie to nieco.
Nic to. Przechodząc do książki jako takiej - składa się z dwóch utworów, "Agenta FK" [Floty Kosmicznej] i "Miasta na Górze".
Pierwszy z nich, mimo całej powagi poruszanych tematów inkulturacji, globalizacji i radykalnych reakcji zwolenników Starego na nadchodzące Nowe, został okraszony przez autora charakterystycznym humorem - tutaj momentami wręcz czarnym/groteską. Aż rzucę kilkoma cytatami, które najbardziej zapadły mi w pamięć:
(...)Kapitan zamilkł i milczał dokładnie trzy minuty. Reszta obecnych też milczała przez trzy minuty, ponieważ oczywiście nikomu nawet nie przyszło do głowy sprzeciwiać się kapitanowi. Wszyscy byli szczerymi demokratami, wszyscy w głębokiej pogardzie mieli etykietę i jakiekolwiek konwenanse, dlatego też bez żadnej etykiety i konwenansów zgadzali się zawsze ze swoim kapitanem. Gdyby było inaczej, już dawno by go usunęli ze stanowiska.
Po trzech minutach zebrani równocześnie wstali, bez słowa skłonili się kapitanowi, pochylili głowy przed portretami wielkich dowódców i opuścili mostek.(...)


(...) - a ja o niczym nie wiedziałem - rozłożył ręce WaraJu. - To znaczy, że źle pracuję i trzeba mnie wypędzić.
- Powinien pan się cieszyć. Przecież zawsze stał pan po stronie nowego - uspokajał go Olsen.
- Ale nowe też trzeba śledzić. Bardziej jeszcze niż stare.
- Na razie nieprzyjemności mamy właśnie przez stare.(...)


(...)- Jeśli przylecimy i wszystko będzie jak trzeba, to w jaki sposób zrzucimy bombę?
- Otworzymy luk i wyrzucimy - odpowiedział szybko DrokU.
- A jeśli nie wybuchnie?
- Najważniejsze, żeby wszyscy wiedzieli, że mamy bomby.
- A jeśli nie wybuchnie?
- To zrzucimy drugą.(...)
 No i - uwaga spoiler - co najzabawniejsze, gdy porwany zostaje pewien archeolog, bidoczek nie wie, że ołowiane żołnierzyki, które chciał kupić do swojej gigantycznej kolekcji, to specjalne figurki, którym obcina się głowy, i które służą do rozpoczynania między klanowej wojny. Ot, psikus, jeden z wielu, jakie spotykają bohaterów w tym dziele. Mimo wszystko nie jest to coś wesołego, lekkiego, przyjemnego - trup ściele się gęsto, także niewinny, a spiski sięgają wysoko i głęboko.
"Miasto na Górze" zaś to przejmująca, już zupełnie nieśmieszna opowieść o społeczności kastowej żyjącej w podziemnym mieście, a rzecz się dzieje na Ziemi, ileś tam wiele lat po zagładzie nuklearnej. Główny bohater jest rurarzem, pariasem, od którego w sumie zależy bardzo wiele, gdyż to właśnie pogardzani przez wszystkich rurarze zajmują się naprawą uszkodzeń w podziemnych tunelach i robią za poszukiwaczy tuneli dawno porzuconych.
Całym podziemnym kompleksem rządzą Dyrektorzy, obradując w sali, na której suficie jest fresk, którego znaczenia nikt już nie zna, i gdzie stoi antyczne popiersie kogoś, pamięć o kim też już dawno zaginęła w mroku dziejów. System się sypie i wali, biurokracja i zwalczające się grupki sprawują władzę właściwą, nieliczni spiskowcy snują marzenia o wyjściu na powierzchnię. Głównemu bohaterowi faktycznie się ostatecznie udaje, ale jakim kosztem? 
(...)- Tak, jesteśmy bydlakami - powiedział - ale to dlatego, że trzymają nas w zamknięciu. Jesteśmy brudni, śmierdzący i zawszeni. Nie warto tracić czasu na rozmowę z nami. Nie czytaliśmy żadnych książek, nawet ich nie widzieliśmy i gdyby nas wpuścić do twojego pięknego pokoju, pani, zdarlibyśmy ze ścian cały ten materiał i pocięlibyśmy go na sukienki dla swoich żon, które bijemy i które traktujemy gorzej niż zwierzęta. Ale zawinili tu wasi ojcowie i dziadkowie. To oni odebrali nam Miasto na Górze, gdzie jest jasno, gdzie płyną wielkie rzeki i gdzie można się codziennie myć. Tam nie różnilibyśmy się zupełnie od was.
- Głupstwa gadasz - powiedziała piękna Gera Spel. - Mieliśmy różnych przodków. Wasi przodkowie byli jak robactwo rojące się w mokrej glinie. Nie możemy być jednakowi.
(...)
- Ach, daj spokój! - machnęła ręką Gera. - Zawsze ktoś tam zostanie na górze. Wy jesteście zgnili od zewnątrz, a my od środka. Na tym polega cała różnica.(...)
Wspaniała rzecz, polecam gorąco. A, i na koniec jeszcze zabawny cytat z krótkiej notki autora przed "Miastem":
Powieść tą napisałem kilka lat temu, lecz nie została wówczas opublikowana, ponieważ uznano ją za zbyt ponurą. Przesłałem więc rękopis do Polski, gdzie bardzo szybko został wydany. Można z tego faktu wyciągnąć wniosek, że pojęcie "ponury" rozumiane jest w Polsce inaczej niż w moim kraju.[ZSRR](...)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Komentarze są moderowane - to dobra ochrona przed spamem i trollami.