Nie zetknąłem się wcześniej z twórczością Ryszarda Głowackiego, ale po tym "pierwszym razie" jestem całkiem usatysfakcjonowany.
Zajdel worship mocno. No dobra, w sumie niekoniecznie, ale tak mi się kojarzy. Z Zajdlem właśnie. Lub Wnukiem-Lipińskim, którego, wstyd się przyznać, nigdy nie czytałem.
Mamy więc totalitarne państwo, które czyni ludzi nienormalnymi w strzeżonych ośrodkach, bo normalny to element podejrzany. Żeby funkcjonować, trzeba permanentnie udawać, nawet przed samym sobą. Dzieci zabierane są rodzicom i wychowywane w strzeżonych ośrodkach. Bez jakiś urządzeń wmontowanych w przedramię nie da się funkcjonować normalnie. Co rusz stoją bramki, które przepuszczają tylko tych, którzy mają określony zakres poruszania się.
A to wszystko zaprogramowała ponoć maszyna, która tak poukładała ludzkość, żeby było dobrze i optymalnie.
I w takim to nowym, wspaniałym świecie, budzi się pewnego dnia nasz główny bohater, który nie hu hu nie pamięta skąd jest, kim jest, gdzie jest, i jakie prawa rządzą światem, w którym się znalazł. Odkrywa więc świat na nowo, i nie za bardzo mu się tam podoba. Wszechobecność tajnych służb, bezsensowność wykonywania codziennej pracy, która nie służy nikomu ani niczemu, ograniczenia zewsząd, rozpad społeczeństwa, przymusowa uniformizacja, brud, smród - to wszystko też mu się nie podoba.
Ani to, że nikt nie chce mu pomóc dowiedzieć się, kim właściwie jest, zamiast tego został zwerbowany do wydziału specjalnego, gdzie nie może nawet myśleć samodzielnie, bo zapis jego myśli, emocji i odczuć jest zapisywany, a potem przesyłany zwierzchnikom. Jak się okazuje, najbardziej specjalnego, i o najbardziej niezwykłym przeznaczeniu, ze wszystkich tajnych oddziałów rozmaitych antyutopii o jakich w życiu czytałem.
Ostatecznie decyduje się, pod wpływem poznanej dziewczyny, zresztą agentki tych samych służb na ucieczkę poza strzeżone tereny miejskie, gdzie żyją społeczności wolnych ludzi. O dziwo nikt ich nawet nie atakuje w terenie, co najwyżej reżim utrudnia im ucieczkę i uprzykrza tylko życie. I wtedy wiele rzeczy się wyjaśnia.
I zakończenie trochę jak w "Pani Jeziora" Sapkowskiego, wiecie, uroborosowate, koniec i początek w jednym miejscu. Tutaj tylko troszkę inaczej.
Tak czy siak bardzo porządny kawał książki, tylko chudy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Komentarze są moderowane - to dobra ochrona przed spamem i trollami.