Lovecraft to jeden z tych autorów, których twórczość została szerzej poznana i uzyskała uznanie pośmiertnie. Wykreowane przez niego postacie, Wielcy Przedwieczni, Bogowie Zewnętrzni, cały porażający swoim bogactwem świat snów, czy też to, co bywa współcześnie nazwane wręcz mianem "mitologii Cthulhu" weszły współcześnie wręcz do jakieś formy kultury masowej - może nie do nurtu (ścieku) głównego, ale zainspirowały bardzo wielu artystów i głównonutrowych, np. Johna Carpentera, reżysera bardzo lovecraftowskiego horroru W paszczy szaleństwa (swoją drogą, polecam).
Mimo tego, że - oprócz kilku wyjątków - większość opowiadań Lovecrafta powiela jeden schemat, w którym główny bohater (narracja pierwszoosobowa), sceptyk, naukowiec, zostaje wciągnięty w koszmary z innego świata żyjące w naszym świecie, w mroczne tajemnice skrywane przed wzrokiem nieświadomych ludzi, a całość jest napisana językiem co najmniej pretensjonalnym, gdzie co chwila mamy tytaniczne siły, cyklopowe miasta, bezbrzeżne bluźnierstwa, najczarniejsze otchłanie koszmaru, itd, czyta się go z przyjemnością, chociaż ciężko się tym przestraszyć w dzisiejszych czasach. Co prawda nieco denerwujące mogą być czasem manifestowane poglądy autora, które jednak były odbiciem epoki i zanikły u niego z czasem (nie uznaje imigrantów nie-anglosaskich za ludzi; chociaż np. w takich Snach w domu wiedźmy mniejszość polską pokazał całkiem poczciwie i życzliwie; z drugiej strony jedno z jego opowiadań, Ulica wprost było rasistowskie).
Odświeżyłem sobie przeczytane kiedyś dwa zbiory opowiadań Lovecrafta, wydane przez Zysk i Spółkę. Oba to tłumaczenia zbiorów wydanych kiedyś przez Arkham House Publishers.
I tak, Opowieści o makabrze i koszmarze ze wstępem Roberta Blocha to coś w stylu "the best of", a Sny o terrorze i śmierci ze wstępem Neila Gaimana to zbiór tematyczny, gdzie pozbierano opowiadania autora dotyczące snów i świata snów.
O samych opowiadaniach ciężko coś napisać, gdyż na przestrzeni lat wszystko zostało już napisane, i nie dodałbym niczego sensownego od siebie. Przytoczę tylko fragment ze wstępu Gaimana, bo w sumie wydaje mi się najzdrowszym wyjaśnieniem, czemu mimo upływu lat Lovecraft jest nadal w pewnych kręgach popularny. "(...) potem zapytano ich [autorów zgromadzonych na konwencie - Briana Lumleya {np. seria Nekroskop}, Ramseya Campbella {różne horrory}, Karla Edwarda Wagnera {np. cykl o Kane'ie} - dop. ja], dlaczego lubią prozę Lovecrafta. I mówili o jego wielkiej wyobraźni, o tym, jak jego opowieści stanowiły metaforę wszystkiego, czego wówczas nie znano i bano się, od seksu aż po obcokrajowców. Opowiadali o tych wszystkich ważnych i głębokich rzeczach. Potem mikrofon dostał Dave Carson, ilustrator. "Pieprzyć to wszystko", powiedział radośnie, gdyż wypił wcześniej bardzo dużo alkoholu, i odrzucając tym samym wszystkie mądre psychologiczne teorie, przeszedł do rzeczy. "Kocham Lovecrafta, bo po prostu lubię rysować potwory."
I każdy z nich miał rację. Lovecrafta czyta się przyjemnie, bo w poukładanym, opisanym, skatalogowanym świecie człowiek potrzebuje czasem świadomości, że gdzieś nieopodal, skryte w wiecznym mroku przedwiecznych tajemnic, kryją się takie siły, że wystarczyłby tylko rzut oka na nie, żeby resztę życia spędzić w zakładzie zamkniętym. Lovecraft wyciąga wszystko, czego bali się nasi przodkowie sprzed tysięcy lat, gdy dzierżący dzidy i odziani w skóry nocami czuwali przy płonącym niespokojnym płomieniem ognisku, a obok żył dziki, nieznany, obcy i wrogi człowiekowi świat. A przy okazji przy plastycznej wyobraźni można zanurzyć się w świecie odrażającego Nieznanego, do którego ja osobiście zawsze czułem przeciąg, wyciąg i pociąg towarowy.
Mimo wszystko muszę się przyczepić do czegoś, a mianowicie do polskiego tłumaczenia opowiadań zebranych w tych dwóch zbiorach. Przede wszystkim zaszkodziło im to, że tłumaczy było kilku (jeden z nich ma idealne nazwisko/pseudonim do tłumaczenia Lovecrafta - Andrzej Ledwożyw), przez co czasem te same istoty są określane innymi nazwami (np. ghule nazywane są nieraz "widmami"), nie przetłumaczono nazw własnych "Hounds of Tindalos" i raz gdzieś czy dwa "Pnakotic Manuscripts". Także wychwycone przeze mnie "wiatr-tytan" czy "terror" nie przetłumaczony na "grozę" nie brzmią zbyt dobrze, zwłaszcza w swoich kontekstach. Poza tym, jako początkujący mistrz gry (Strażnik Tajemnic) w grze fabularnej Zew Cthulhu {jakby ktoś w Krk chciał pograć kiedyś, dajcie znać} przyzwyczaiłem się już do innego tłumaczenia pewnych nazw własnych i wyrażeń.
Specjalnie dla KZKG - U Lovecrafta nie ma raczej wątków antyreligijnych, często księża i
pastorzy są przedstawiani jako postacie pozytywne wspierające bohaterów w ich nierównej i z góry skazanej na porażkę
walce z przedwieczną grozą z bezbrzeżnych i bezdennych koszmarnych
kosmicznych przestrzeni bluźnierczego wszechświata, kilka prztyczków
antychrześcijańskich pojawia się tylko w jednym z opowiadań z tych
zbiorów - Przez bramy srebrnego klucza - trzeba jednak zaznaczyć, że Lovecraft był tylko współautorem akurat tego opowiadania, razem z E. Hoffmanem Price, pulpowym autorem horrorów i s-f.
Generalnie jednak nie ma co narzekać, w sumie to nie wiem, jakie są obecne dostępne na rynku opowiadania Lovecrafta i w jakich konfiguracjach, ale akurat te dwa nie są złe. Aha, kilka opowiadań się powtarza w jednym i drugim, ale to nic.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Komentarze są moderowane - to dobra ochrona przed spamem i trollami.