środa, 31 lipca 2013

Sylwia Błach "Bo śmierć to dopiero początek"


Wbrew nastawieniu, z jakim zacząłem czytać tę książkę, nie jest to horror. W sumie thriller też nie. Bardziej powieść psychologiczna o postępującym obłędzie. Autorka uderzyła w mój czuły punkt, bo w fabule jest mnóstwo o kreowaniu siebie od nowa, przewartościowywaniu pojęć, co prawda tutaj nieco wbrew woli głównej bohaterki, no ale zawsze.
Jest tu też coś innego, co bardzo lubię, czyli sztuczne kreowanie rzeczywistości przez media (rzeczywistości w sensie obecnych w dyskursie pojęć - w tym wypadku mocno zdekonstruowane wampiry - nie chodzi o namacalną płaszczyznę bytu, lecz - jakby to ujął Baudrillard [tak, wiem, mam na jego tle nerwicę natręctw] - precesja modelu nad rzeczywistością. Rzeczywistością wg jeszcze innej definicji, ale nie ważne w sumie).
Tak czy owak, niezależnie od tego, w jakich kategoriach przeinterpretuje się treść książki na tysiąc sposobów, o jakich autorce się zapewne nawet nie śniło, historia snuta przez Sylwię to opowieść o losach młodej pisarki Malwiny i jej matki Jadwigi. Po śmierci męża i ojca Malwiny parę lat przed wydarzeniami przedstawionymi w książce Jadwiga nadal nie może się psychicznie pozbierać, cały czas bierze leki uspokajające. Malwina utrzymuje siebie i matkę, marząc skrycie o tym, by zostać pisarką. Wysłała kilku wydawnictwom rękopis napisanej przez siebie powieści o wampirach, jednak nikt nie zechciał jej tego wydać. Dlatego kiedy przy pomocy (także finansowej) swojego chłopaka Rafała udaje się jej w końcu wydać książkę w wydawnictwie, które najpierw każe sobie za wydanie książki płacić, jej radość jest ogromna.
Sukces jednak nie przychodzi, zamiast niego nadciąga rozczarowanie i postępująca depresja, która kończy się samobójstwem głównej bohaterki. A w każdym razie tak to wygląda na samym początku, później historia się komplikuje, gdy okazuje się, że ktoś postanowił zarobić na rzekomej śmierci młodej pisarki i przekonaniu fanów, że powróciła ona z zaświatów jako wampirzyca. A także przekonaniu o tym jej samej. Problem w tym, że sama Malwina zaczyna w pewnym momencie w to wierzyć.
Książkę czytało mi się nieźle, przerobiłem ją w jakieś 2-3 godziny (czyli jak dla mnie standard jak na książkę o takiej grubości). Nigdy w sumie nie zwracałem uwagi na styl, jeśli nie był odpychający, więc pod tym względem nie mam się do czego przyczepić. Pod względem treści też nie mam się do czego przyczepić - mimo tego, że od pewnego momentu fabuła staje się nieco przewidywalna (oprócz zakończenia), a i opowieści z wątkami - nazwijmy to - o dobrych chęciach, którymi jest piekło wybrukowane oraz o zaborczych rodzicach, wiedzących najlepiej co będzie najlepsze dla ich dzieci było legion, wampirza otoczka nadaje książce Sylwii trochę świeżości na tle naszego gnijącego postmodernizmu, tym bardziej że same motywy, którymi kierują się postacie w swoich działaniach, są nieco rozmyte - zwłaszcza w przypadku dosyć biernej głównej bohaterki. Jak na mój gust część wydarzeń rozegrała się trochę za szybko, osobiście nie miałbym też nic przeciwko znaczniej większej ilości wnikania w psychikę postaci i tok ich myślenia (jeśli są dobrze przedstawione, to bardzo lubię wewnętrzne monologi postaci i inne strumienie świadomości ciągnące się przez 10 stron minimum), także część motywów "gotyckich" (jak pokój ukryty w bibliotece - za to plus za książkę, którą się go otwierało, uśmiechnąłem się promiennie przy tym) jest trochę kiczowata, no ale to taka konwencja, poza tym to odczucia czysto subiektywne.
Z życzliwym zainteresowaniem będę śledził dalszą (oraz - jakby to nie zabrzmiało - wcześniejszą) twórczość autorki.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Komentarze są moderowane - to dobra ochrona przed spamem i trollami.