Książka ta inauguruje tutaj nową etykietę: Diaboły rogate. Pod tą etykietą przedstawiać będę książki (lub inne materiały) zahaczające o bardzo szeroko pojęty okultyzm, magyię, itd. Nie będzie tego wiele, ale może coś jeszcze się trafi.
Książkę na angielski przetłumaczył z włoskiego E.E.Rehmus. Została wydana przez Inner Traditions International (Rochester, Vermont) w 1995 roku.
Evola jest w Polsce kojarzony raczej z jego poglądami (około)politycznymi, niż ze swoim dorobkiem związanym z latami wędrówek po Ścieżce Lewej Ręki (link z wikipedii, ale to dla profanów zupełnych). Tymczasem jego poglądy polityczne nabierają pełnego sensu i znaczenia tylko gdy patrzy się na postać Evoli całościowo. Tzn. nadal są dosyć idiotyczne i przypominają czasem opowieści Howarda, Haggarda czy innego Wagnera (Karla E. Wagnera, gwoli ścisłości), ale wiadomo przynajmniej o co autorowi chodzi z tradycją pierwotną, czy też jak nazywał ten stan panujący w "Złotym wieku" ludzkości.
Bowiem z czego radykalna polska prawica czasem nie zdaje sobie sprawy, zajęta wzajemnym komentowaniem sobie bogoojczyźnianych obrazków na facebooku i wyzywaniem Tuska od "komunistów", Evola nigdy nie czcił żadnego bóstwa, nigdy się nie modlił a sferę sacrum pojmował na sposób zupełnie niezrozumiały dla kogoś wychowanego w tradycji chrześcijańskiej, myślącego w ukształtowanych przez chrześcijaństwo kategoriach. Na ile znam twórczość autora, podejrzewam, że wprost by gardził nastoletnimi prawicowymi trollami, znającymi go zazwyczaj tylko z wyrwanych z kontekstu wikicytatów.
Książka traktuje o hermetyzmie i o alchemii. Autor utożsamia ze sobą te pojęcia, co więcej, stają się one dla niego kompletnym i kompleksowym systemem, łączącym się z każdą tradycyjną tradycją ezoteryczną. Polemizowali z nim Rene Guenon (bardziej konserwatywny od Evoli, nie przestawił szyku "tradycyjnej" hierarchii stawiając kszatrijów nad braminów, jak uczynił to Evola) czy Jung, doceniając jednak doniosłość dzieła Evoli i przytakując mu w wielu miejscach. Grzebałem kiedyś w okultyzmie, pozostając w obrębie magyi chaosu, w porównaniu do alchemii to, co znałem wcześniej może być uznane co najwyżej za zabawę przedszkolaków. Akurat na hermetyzmie się nie znam na tyle, by móc autorytatywnie się opowiedzieć za którymś z polemicznych stanowisk. Najbliżej mi jednak do Junga. W przypadku Evoli, chociaż jego dziełu nie mogę odmówić wartości - nazwijmy to - religioznawczych to zastanawia mnie kompleksowość i komplementarność opisanego przez niego systemu. Z doświadczenia wyniesionego z zajmowania się teoriami spiskowymi wiem, że jeśli coś do siebie idealnie pasuje i wszystko wyjaśnia, to jest z tym coś nie w porządku. Z innej strony trzeba zaznaczyć, że Evola zainspirował też wielu okultystów "niepolitycznych", jak np. założyciela Dragon Rouge. Więc na dwoje babka wróżyła.
Zdaniem Evoli, alchemia/hermetyzm to kompleksowy system zaawansowanej magyi (czy jakby to nazwać), istniejący zarówno w Oriencie jak i Okcydencie, wywodzący się nie tylko od średniowiecznych mistyków, lecz przede wszystkim z tradycji znacznie wcześniejszych - odmian jogi, praktyk znanych w antycznej Helladzie, Egipcie, gnostyków, itd. Pod nazwami pierwiastków i opisów przywodzących na myśl prymitywną chemię kryły się tak naprawdę opisy rytuałów dotyczących ciała, duszy i ducha. "The Hermetic Tradition" to w sumie rodzaj podręcznika, który prowadzi poszukującego wiedzy przez arkana alchemii. Autor wyjaśnia setki symboli i metafor, opisuje kolejne kroki, które trzeba uczynić na drodze do przebóstwienia, do osiągnięcia nieśmiertelności (rozumianej jednak jako postawienie się ponad kosmicznymi cyklami - jak już wspominałem wcześniej, współczesny człowiek nie zrozumie, co właściwie autor miał na myśli; absolutnie nie chodzi tu o nieśmiertelność "Żyda wiecznego tułacza" [wybaczcie przykład, ale to było moje pierwsze skojarzenie] ani o nieśmiertelność duszy w rozumieniu chrześcijańskim). Autor ostrzega jednak czytelnika, że jak coś pójdzie nie tak, to nieostrożny lub nieprzygotowany adept może skończyć jako schizofrenik lub medium. Dla Evoli nie istnieje świat osobowych bóstw. Pozwolę sobie aż przytoczyć cytat, który zapadł mi w pamięć: (...)For now we shall confine ourselves to pointing out the connection between such ideas and the deepest understanding of the ancient traditions according to which gods, demons or heroes are the introducers to "physical reality" or to living consciousness, of the mysteries of nature. Hermetically "to know" a god is to realize a "creative state" that is at the same time a metaphysical significance, the "secret soul" and the occult power of a specific process of nature. The different references in the texts to "genii", gods, etc., which in dreams or visions have revealed to the "Sons of Hermes" the secrets of the Art, must be understood in the same sense (...). Jak już wspomniałem, autor dopatruje się w antycznych mitach zakamuflowanych opowieści o inicjacji. Jazon wypływający po Złote Runo, Herkules i złote Jabłka Hesperyd, Adam zrywający za namową Ewy jabłko z Drzewa Poznania Dobra i Zła, Jakub walczący nocą z aniołem, Mojżesz przekraczający Morze Czerwone, rozmawiający z płonącym krzakiem, wspinający się na górę po oświecenie, Jezus ukrzyżowany, zstąpił do piekieł, potem zmartwychwstał, obleczony wcześniej w purpurę a potem w biel, Prometeusz dający ludziom ogień, ale ponoszący klęskę, to wszystko miałby być opowieści odkrywające przed uważnym czytelnikiem głębszy, hermetyczny sens.
Hermetyzm to praktyka mówiąca o tym, jak wbić bogu na chatę, nastukać mu metaforycznie, zerwać jabłko z Drzewa Życia i samemu stać się bóstwem. Alchemik zaczyna od separacji (ciała i ducha), wprawia się w stan zbliżony do śmierci (ale zachowuje pełną świadomość - w końcu najpierw oddzielił duszę od ciała), potem zmartwychwstaje jako nowo narodzony (widać echa rytuałów inicjacyjnych opisanych np. przez Mirceę Eliadego w "Szamanizmie i archaicznych technikach ekstazy" czy w "Berserkir i ulfhednar w historii, mitach i legendach" Łukasza Malinowskiego). Łączy się z kosmiczną, pradawną hmm siłą (zapomnianą obecnie tradycją pierwotną, chociaż to określenie w książce nie pada), która może przepływać przez jego ciało w obie strony przez siedem czakr (tutaj dochodzi symbolika "siódmego nieba" czy żydowskiego, siedmioramiennego świecznika - liczba "7" jest bardzo ważna w alchemii; podobnie jak np. "40" [stąd 40 dni postu Jezusa na pustyni czy 40 lat szwendania się Mojżesza po pustyni). Wcześniej łączy się z pierwiastkiem żeńskim by stworzyć dopełnioną istotę. "Trzecie oko" i możliwość projekcji swojego ducha na dowolne odległości (telepatia) albo bilokacja to też rezultat praktyk hermetycznych. Każda "brama" (czy tam czakra) jest symbolizowana na dodatek przez odpowiednie ciało niebieskie. Wyjaśnia się, o co chodziło w wielu mitologiach z narodzinami z dziewicy lub historiami o synach mających potomstwo z własnymi matkami. Wewnętrzny płomień nie z tego świata również pojawiał się na kartach książek Eliadego. Dowiadujemy się, że bogowie i ludzie pochodzą od jednego, tyle, że jedni się wznieśli, a drudzy upadli. Ci, którzy widzą prawdziwy świat, są przebudzeni.
Alchemik potem łączy się na nowo w jedną całość. Nie musi od tego momentu jeść, spać, itd. Oczywiście cała metaforyka niebios, drzew, itd. to tylko metaforyka. Nie ma boga, któremu alchemik zabrałby cokolwiek. Także w trakcie jednego z rytuałów, pocąc się krwią, alchemik walczy z "bogiem" tylko w sensie metaforycznym. Walczy wtedy sam ze sobą. Gdy w trakcie rytuałów przeszkadzają mu demony, są to projekcje jego własnego ducha, niezdolnego do wzniesienia się lub nie wiedzącego, czego chce. Wpędzenie się w stany mediumiczne Evola uważa za nieudane wyjście z Hadesu, gdy jakaś cząstka nas samych przekazuje przez nas samych jakąś wiedzę. Podobnie utożsamienie się ze zwierzęciem czy też totemizm, łączenie się z duchami zwierząt (czy nawet święte małżeństwa ze zwierzętami), Evola uważa za zdegenerowane echa nieudanych praktyk alchemicznych. Przy okazji okazuje się, że ludy prymitywne nie są prymitywne, tylko w ostatnim stadium kosmicznego cyklu. Zgadzałoby się to z pewnymi twierdzeniami Eliadego, przytaczającego w "Szamanizmie i archaicznych technikach ekstazy" opowieści szamanów twierdzących że kiedyś szamani potrafili działać prawdziwe cuda, a teraz już się tak nie da. Gdzieś tam pojawia się jeszcze nawiązanie Evoli do historii o tytanach nauczających ludzkość lub nawet rozmnażających się z ludzkimi kobietami (Nefilim). Całe szczęście, akurat w tej książce Evola powstrzymał się od komentarzy politycznych na ten temat. Zasiał za to ziarno niepokoju we mnie odnośnie "filozofów" w "Państwie" Platona. Czy aby na pewno mieli to być zwykli filozofowie? Cóż.
(...) Finally, by certain rites known to ceremonial magic and theurgy, or by other techniques not ecludnig cases that seem to be in he category of spontaneous phenomena or "revelations", it is possible to arrive the the beginning of an experience that takes on the form of god and whereby one can be introduced into the "mysteries", either of the body or of designated metals. This can go so far as to be real and existing in it. This is, in any case, the foundation of ancient traditions within memory, according to which certain divinities taught men the sciences and arts, but kept the secrets of them to themselves (an echo of this is preserved in Christianity in the form of the "protector" saints of certain human activities). In the traditional world it is the aspect of that organic and unitarian conception of the universe by virtue of which every art and craft also had grades of initiation that conferred a sacred mystery upon it (...). O tym też wspominał Eliade, np. w "Sacrum i profanum". A także paru teologów politycznych.
Nie wiem, na ile sam wyniosłem cokolwiek z tej książki. Postanowiłem pomedytować nieco nad jej treścią, oswoić się z nią. Rezultat był taki, że kilka razy w nocy budziłem się przerażony, odczuwając zarazem uczucie wielkiej ulgi. Nie pamiętam, co mi się śniło. Nie mam dobrej pamięci do snów.
Nie przedstawiłem całej treści "The Hermetic Tradition", bo samemu nie wszystko zrozumiałem. Poza tym wyszedłby z tego dużo dłuższy esej. Autorowi nie można odmówić ogromnej wiedzy nt. poruszanych zagadnień. Wrzuca czytelnika w otchłań pojęć, symboli, sposobów pojmowania świata zupełnie innych niż cokolwiek, co znamy na co dzień. Słusznie zauważył autor wstępu (H.T.Hansen) że jest to książka do studiowania, nie do przeczytania i odłożenia na półkę. Sam Evola zaś ujął sprawę bardziej dosadnie, pisząc o rzucaniu pereł przed świnie. Cóż, w tym wypadku mimo wszystko padło na świnię, chrum, chrum.
Trzeba się zastanowić nad tym, czy ten "traditional world" rzeczywiście istniał, a jeśli nawet, to czy w takiej formie, jak uważa autor i czy rzeczywiście jest sens przejmować się tym, że kontakt z takim sacrum się urwał. Ja osobiście jakiś czas temu - parafrazując tytuł kultowego filmu - przestałem się bać i pokochałem postmodernizm, koncepcje Evoli (zwłaszcza polityczne) wywołują u mnie tylko uśmiech politowania. Tradycja wg. Evoli to coś tak obcego, że wręcz nieludzkiego.
Pod koniec życia polityczny Evola uderzył w inne tony - zresztą podobnie jak Jünger. Porzucił rojenia polityczne, skupiając się na jednostce, rozumianej nie w liberalnym sensie. Wpisał się tym samym w nurt autorów łączących nieliberalny indywidualizm ze swoiście rozumianym nihilizmem (ot, paradoks - świadoma jednostka otwiera się kosmiczne siły "tradycji pierwotnej", po czym traci tam swoją indywidualność).
Ziew, ziew, ziew.
OdpowiedzUsuńEvola-Davila. Nigdy nie czaiłem i nie czaję kultów tych postaci. Na szczęscie przesadzasz z prawakami - jaranie się tą postacią to jakaś nisza rewkonów, których na szczęscie niewiele (i czy w ogóle można tych radykałów uznać za prawaków pod jakimkolwiek względem ;p ). Mało osób go kojarzy i chyba to dobrze.
Bardzo dobrze. W sumie to działa w obie strony. Prochy Evoli się zresztą przewracają na tym lodowcu jakimś, jeśli widzi, jakich ma fanów. :D
OdpowiedzUsuńEvola-okultysta to postać znacznie ciekawsza od Evoli-polityka czy Evoli-filozofa. Chociaż jako "wierzący niepraktykujący" chaota/thelemita odrzucam przekonanie że "coś" było na początku i warto po to wrócić.
A Davila to inna jednak bajka zupełnie. Zestawienie go z Evolą to hmmm to ekscentryczne dosyć posunięcie.