środa, 21 sierpnia 2013

Urodziny H.P.Lovecrafta

Co prawda były wczoraj, 123-cie a nie dzisiaj, ale co tam.
Cóż można powiedzieć o Samotniku z Providence. Chyba wszystko zostało już o nim powiedziane. Przypomnijmy więc oczywistą oczywistość - bez niego nie byłoby współczesnego horroru w tym miejscu, w którym gatunek znajduje się obecnie, ani fantasy w takiej formie, w jakiej sobie egzystuje. Panteon istot wymyślonych przez Lovecrafta mimo tego, że przeszedł praktycznie nie zauważony za życia autora, potem rozrósł się i zainspirował tysiące innych autorów (nie tylko pisarzy, lecz też muzyków, filmowców i wszelkich innych artystów grzebiących w popkulturze).
Twórczość Lovecrafta to w sumie wycieczka po fobiach autora. Mamy więc strach przed imigrantami nie-anglosaskimi (potem złagodzony znacznie, jednak zdarzało się Lovecraftowi pisać rzeczy wprost rasistowskie, cóż, takie były czasy), strach przed starością, starością plugawą, zdegenerowaną, odhumanizowaną, starością dotkniętą szaleństwem, strach przed wyrzutkami i outsiderami (przynajmniej w kilku opowiadaniach złe rzeczy zaczynają się rozwijać, gdy dotknięci nimi ludzie przestają chodzić do kościoła i uczestniczyć czynnie w życiu wspólnoty - Lovecraft przynależał do kultury purytańskiej, nawet jeśli nie manifestował żadnej religijności, to nasiąkł pewnymi schematami i stereotypami), wreszcie najbardziej oczywisty ze wszystkich strachów nawiedzających autora - strach przed Nieznanym. Strach przed tym, że nauka okaże się bezsilna w starciu z potwornościami spoza granicy poznania i zrozumienia ich przez człowieka. Poza tym autor fascynujący się nauką, techniką i rozwojem człowieka w gruncie rzeczy pozostał nieufny wobec wszystkich nowinek i nowości, pozostał dosyć konserwatywny i tęskniący za starymi czasami.
Twórczość Lovecrafta jest pesymistyczna (delikatnie mówiąc). Gdy głównemu bohaterowi, zazwyczaj młodemu naukowcowi/racjonaliście/scjentyście twardo stąpającemu po Ziemi rozpada się światopogląd w zetknięciu z prawdziwym światem mrocznych pradawnych bytów, bohater albo się zabija, albo popada w obłęd. A nawet jeśli nie, to poznana wiedza wypala na nim swoje piętno, ciążące na nim do końca życia. Nic już nie jest takie, jakie było wcześniej.
Z czasem zmieniła się optyka patrzenia na dzieła Lovecrafta. Na dalszy plan zeszły wątki okołopsychologiczne, które można było wczytać między wierszami, wszystkie ilustracje tezy o ograniczonym ludzkim poznaniu, wszystkie fobie prezentowane przez autora. Co pozostało? W gruncie rzeczy tylko sami Wielcy Przedwieczni czy inni Zewnętrzni Bogowie, no i złowrogi szum zimnego wiatru w koronach powykręcanych drzew rosnących gdzieś w Nowej Anglii, Maine czy Massachusetts.

W tym miejscu w sumie bez związku z powyższym polecam musical "Shoggoth on the roof".

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Komentarze są moderowane - to dobra ochrona przed spamem i trollami.