Wczoraj naskrobałem kilka nieskładnych zdań o najnowszym "Cosiu", dziś przypominam o jednym ze starszych numerów. Miałem już z rok temu o nim napisać, ale jakoś tak wyszło, że nie napisałem. Czasem sam się dziwie, że przegapiam coś, co świetnie nadaje się na temat notki.
Właściwie jest to zbiór opowiadań, więc zakwalifikował się spokojnie do kategorii książkowej.
Motywem przewodnim tegoż numeru było "weird fiction". Słowo-klucz, obejmujące klasyczne pulpowe fantasy, pierwsze s-f, opowieści przygodowe/awanturnicze i kryminały głównie z początku XX wieku (głównie - bo stylistyka istnieje nadal i ma się dobrze). Przewijają się autorzy tacy jak Lovecraft (twórca pojęcia), Howard, Leiber, Derleth. Ale także Stoker, Doyle czy - uwaga - Kafka. Mydło i powidło - od kosmicznych macek po umięśnione torsy barbarzyńskich wojowników przez speluny wielkiego miasta. "Weird", czyli dziwaczne (w pozytywnym sensie). Nawet jeśli dziś twórczość pisarzy tego nurtu (zwłaszcza mniej znanych od klasyków, którzy przedarli się do popkultury) budzi u czytelnika co najwyżej uśmiech politowania, to bez tego nie byłoby współczesnej fantastyki jako takiej, horroru w gruncie rzeczy też nie. A w każdym razie taka jest teza eseju "O weird fiction" autorstwa Ann i Jeffa Vandermeer (tłum. Jakub Wiśniewski). Wiedzą o czym piszą, więc pozostaje przytaknąć.
Opowiadań jest dziesięć, z czego dziewięć należy do tematu numeru. Zostały pogrupowane w działy: "Horror", "Opowieści niesamowite", "Science fiction" oraz "Kryminał".
Horror reprezentowany jest przez Roberta Howarda ("Czaszki wśród gwiazd"), Brama Stokera ("Gość Drakuli") i Augusta Derletha ("Gwiazda McIlvane'a").
Howarda nie trzeba przedstawiać. Jego opowiadanie traktuje o Salomonie Kane'ie, purytańskim herosie, bardzo męskim, twardym, aż patetycznym na swój poczciwy sposób. Przyjdzie mu się zmierzyć z tajemnicą zaległą na bagnie.
Stokera też nie trzeba przedstawiać. "Gość Drakuli" to albo fragment z "Drakuli", który nie trafił do książki, albo oddzielne opowiadanie. Tekst znaleziony już po śmierci autora.
Dereleth zaś zasłynął głównie jako popularyzator Lovecrafta. W tej antologii opowiada o pewnym astronomie-amatorze, któremu przytrafia się coś dziwnego. Czuć atmosferę zagrożenia nieco lovecraftową właśnie.
Opowieści niesamowite to dziwne dosyć określenie. To, co najbardziej przypomina fantasy lub jest weird sensu stricto, trafiło pod tę etykietę. Mamy tu Arthura Conana Doyle'a ("Maszyna dezintegrująca"; opowiadanko o przygodach prof. Chellengera, który natrafia na innego wynalazcę i jego koszmarny wynalazek; autora nie trzeba przedstawiać) oraz Fritza Leibera ("Zielony księżyc" - post-apokalipsa o zamkniętym schronie i mutantach "z zewnątrz"; autor to ten od Fafryda i Szarego Kocura czy "Ciemności, przybywaj!").
S-f reprezentowane jest przez Franka Herberta (tak, tego od "Diuny") ("Brakujące ogniwo" - historia o hmmm o brakującym ogniwie w rozwoju istot rozumnych znalezionych przez ludzi gdzieś tam, hen) oraz Roberta Sheckleya ("Koszt życia" - przejmująca opowieść o życiu w dobrobycie i przeżeraniu kredytów).
I wreszcie kryminały - "Podpalenie oraz..." Samuela Dashiella Hammetta (historia o wyłudzeniu) oraz "Przygody Sherlocka Holmesa i Nata Pinkertona w Rosji: Tajemnica Fontanki" Pawła Orłowca (tytuł mówi sam za siebie; bardzo poczciwy kawałek tekstu, bardzo rosyjski).
Resztę numeru stanowi opowiadanie kryminalne "Perfekcjonista" Pawła Pollaka (wydrukowane w "Cosiu" powtórnie), wywiad z Doyle'em z 1892 roku oraz komiks "Midnight City" Krzysztofa Chalika (aż się chce iść na lody).
To był bez wątpienia dobry numer "Cosia". Przekrojowo pokazujący weird fiction na przykładach. Wybrano opowieści albo bardzo klasyczne, albo po prostu dobre.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Komentarze są moderowane - to dobra ochrona przed spamem i trollami.