niedziela, 15 grudnia 2013

Fritz Leiber "Ciemności, przybywaj"

W pierwszej chwili, po przeczytaniu informacji zawartych na odwrocie tylnej okładki, moim skojarzeniem było - "o kurczę, anty-kantyczka!".
Rzecz jasna, było to skojarzenie bardzo na wyrost.
Leiberowi chodziło o coś innego, niż Millerowi. Powieść Millera, w gruncie rzeczy chrześcijańska, traktowała niejako o "wiecznym powrocie" w dosyć spłyconym, nie-metafizycznym ujęciu. "Cholera, ale z nas daremny gatunek, niczego się nie nauczyliśmy" - taka była moja pierwsza myśl po zakończeniu lektury "Kantyczki". Spoiler - "Kantyczka" kończy się powtórnym przyjściem. Ale nie Jezusa. I nie dosłownie.
Na pierwszy rzut oka faktycznie "Ciemności, przybywaj" Leibera wydaje się być satanistyczną wersją "Kantyczki". Mamy bowiem też post-apokaliptyczny świat, gdzie panuje feudalizm, a światem rządzi hierarchia kościelna Wielkiego Boga, przy użyciu zachowanej antycznej technologii (bardzo rozwiniętej i kojarzącej się z magią, dodajmy) tworząc cuda i utrzymując ubezwłasnowolnione masy plebejuszy w ścisłym posłuszeństwie.
Przeciwko Hierarchii występuje zakonspirowana grupa zwana Czarnoksięstwem, wyznająca Satanasa.
Oprócz umieszczenia fabuły w realiach post-apokaliptycznych i wykorzystania motywów religijnych "Kantyczkę" i "Ciemności" różni jednak wszystko.
Przede wszystkim, zarówno Hierarchia jak i Czarnoksięstwo tak na prawdę nie wierzą w nic. W żaden byt boski lub szatański. Jedni i drudzy wierzą w naukę - i jedni i drudzy wykorzystują ją dla własnych celów. Ci od Wielkiego Boga trzymają całe społeczeństwo w szachu, prymitywnych plebejuszy pracujących dla Hierarchii niemal niewolniczo, wzbudzają w nich strach i wymuszają na nich posłuszeństwo; ci od Satanasa to rewolucjoniści, chcący obalić Hierarchię. Nie jest sprecyzowane, co dokładnie proponują w zamian. Na pewno opowiadają się za upowszechnieniem technologii sprzed lat i jakąś formą demokracji. Wykorzystują symbolikę satanistyczną i odwołują się do czarnoksięstwa jako do określonego symbolu (i estetyki) - bo Satanas był przeciwnikiem Boga, a oni są przeciwnikami quasi-kościelnej Hierarchii (bo nie jest to po prostu chrześcijaństwo - raczej zabarwiony chrześcijańskim nazewnictwem [anioły, aureole, diakoni, itd.] "bez przymiotnikowy" monoteizm (chociaż rzecz jasna da się tę książkę zinterpretować jako antychrześcijańską).
Koniec starego świata też nie nadszedł nagle. Nie było żadnej zagłady atomowej ani niczego takiego, co by jednoznacznie i zdecydowanie odcięło więzi ze starym światem. Część świata została zniszczona, ale przejście do globalnej władzy Hierarchii i nawrotu do feudalizmu nastąpiło płynnie w końcowym stadium upadku dawnego świata. Władza Hierarchii rozwinęła się także na pozaziemskich koloniach Ziemi.
Treść tej powstałej w 1951 roku książki (Wydawnictwo Solaris zrobiło zabawny błąd i podało datę 2051) (a więc powstałej 8 lat przed "Kantyczką" - może więc to Miller się zainspirował w jakimś tam stopniu Leiberem, a nie na odwrót - kto tam wie) ma charakter uniwersalny. Autor porusza mnóstwo wątków, aktualnych także i teraz. Pokazuje hipokryzję zorganizowanych systemów religijnych, realizujących własne przyziemne interesy pod płaszczykiem czarów-marów, pokazuje tragedię manipulowanego od lat społeczeństwa, które w momencie przesilenia nie jest w stanie samo wziąć spraw we własne ręce ani odróżnić rzeczywistości od wizji rzeczywistości. Pokazuje problem rewolucjonistów, mających ograniczone środki i liczne problemy we własnych szeregach, rewolucjonistów, którzy w celu przeprowadzenia potężnych zmian muszą, czy tego chcą czy nie, oprzeć się na elementach starego systemu.
Wreszcie szalenie interesujący jest wątek gnuśnienia i postępującej degrengolady hierarchicznych struktur instytucji sprawujących władzę, gdzie napływa coraz więcej karierowiczów chcących stabilizacji, a nie rozwoju instytucji jako takiej. Gdy całą władzę w Hierarchii przejmuje jeden człowiek, nagle zdaje sobie sprawę, że oto nadszedł koniec Hierarchii, że ma pod sobą ubezwłasnowolnionych potakiwaczy, legiony potulnych wykonawców jego woli bez własnych poglądów i przekonań. Pozostaje więc kwestią otwartą, czy rewolucja zniesie Hierarchię, czy zastąpi Wielkiego Boga Satanasem - ale nie doprowadzi poza tym do żadnych społecznych zmian.
Równie ciekawy jest wątek postaci rozbitej między poczucie sprawiedliwości a dążenie do własnych korzyści. Akurat tutaj ten wątek jest wzbogacony o "pranie mózgu", jednak i tak pobudza do myślenia.
Za to szybko domyśliłem się, kim był naprawdę jeden z wysoko postawionych liderów Czarnoksięstwa, mający pseudonim Asmodeusz. Ot, również ciekawy wątek. Jakie ten człowiek (i cała frakcja) miał motywacje? Niebezpiecznie jest deklarować wiarę w cokolwiek, gdy tak na prawdę się w to nie wierzy.
Tak czy owak, "Ciemności, przybywaj" to świetna książka, do której będę wracał. Kopalnia najróżniejszych przemyśleń i rozważań o istocie władzy, hierarchii, relacji władzy i podporządkowania. Ba, postawiłbym to obok "Eumeswil" Ernsta Jüngera.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Komentarze są moderowane - to dobra ochrona przed spamem i trollami.