sobota, 21 grudnia 2013

Timothy Zahn "Dziedzic Imperium", "Ostatni rozkaz" - oraz ogólnie o książkach z uniwersów rozmaitych

Czytałem kiedyś mnóstwo książek z fabułą osadzoną w uniwersum Gwiezdnych Wojen. "Dziedzic Imperium" był jedną z pierwszych książek fantasy (tak, Star Wars to na pewno nie jest science-fiction, a czy to jest science fantasy czy space fantasy - to już kwestia drugorzędna) jakie przeczytałem kiedykolwiek - było to jeszcze w czasach, jak chodziłem do podstawówki.
Pamiętam, byłem chory, leżałem kilka tygodni w łóżku i plułem wydzieliną z płuc dalej niż widziałem, wchłonąłem wtedy po raz pierwszy właśnie to, poza tym Lema (najprędzej nic z niego nie rozumiejąc), Verne'a i jakieś różne książki o trójkącie bermudzkim i kosmitach ("Goście z kosmosu", to się chyba nazywało, miało dwa tomy).
Na przestrzeni lat czytałem wiele innych książek z uniwersum Star Wars. Niektóre z nich były to bez wątpienia najgorsze książki jakie czytałem w życiu (zbiory opowiadań "Opowieści z imperium", "Opowieści łowców głów"), inne były żenująco słabe ("Opowieści z pałacu Jabby" - tylko główna myśl, by każdy z autorów pisał o tych samych wydarzeniach rozgrywających się w tytułowym pałacu Jabby w tym samym czasie z perspektywy innych bohaterów jest godna uwagi).
Czytałem kilkanaście tytułów z Nowej Ery Jedi, po inwazji Yuuzhan Vongów na galaktykę. Dylogie "Mroczny przypływ", "Linie wroga", "Ostrze zwycięstwa", także pojedyncze "Gwiazda po gwieździe", "Mroczna podróż". Te tytuły stoją sobie na jednej z kilkunastu półek z książkami w moim pokoju. W czasach licealnych z jednym ówczesnym moim dobrym kumplem pożyczaliśmy sobie sporo tych książek, przez co na przestrzeni kilku lat przeczytałem ich znacznie więcej, z różnych okresów historycznych uniwersum. Sam część tych książek rozdałem lub sprzedałem. Oprócz niekompletnej "Trylogii Thrawna" mam jeszcze "Zasadzkę na Korelii". Znów pierwszy tom czegoś większego.
Z perspektywy czasu, im więcej czytałem książek nie związanych z żadną marką, tym bardziej zdawałem sobie sprawę, że te związane z jakimś "zewnętrznym" światami zazwyczaj nie reprezentują sobą w miarę wysokiego poziomu. Tak, wiem, bardzo odkrywcze spostrzeżenie. Z całej gamy autorów tworzących seryjne czytadła jestem w stanie wymienić kilku, których twórczość osiągnęła poziom wyższy - na pewno można zaliczyć tu R. A. Salvatore'a, Timothy'ego Zahna czy Drewa Karpyshyna.
Co do tego ostatniego, to parę dni temu kupiłem sobie w Empiku przecenioną trylogię o Darth Bane'ie za niecałe 15zł, wydanie jakby kieszonkowe (w każdym razie mniejszy format). Kiedyś ją przeczytam, pewnie jeszcze w styczniu.
Część tych w.w. autorów pisze także książki w uniwersach innych gier komputerowych/filmów (kilka z nich nawet przedstawiłem jakiś czas temu tu na blogu). Zwłaszcza ciężko o dobrą książkę opartą na czymkolwiek z AD&D, która nie przypominałaby treścią zapisu sesji RPG. I znów - zbiór opowiadań o potworach głębin był kichą niemożebną, cykl o wojnach (albo wojnie, nie pamiętam) Pajęczej Królowej (Bogini? nie pamiętam, nie chce mi się góglać za każdą nie ważną w sumie pierdołą) dało się czytać.
"Trylogia Thrawna", w skład której wchodzi "Dziedzic Imperium", "Ciemna strona mocy" (nie czytałem lol) i "Ostatni rozkaz" rozgrywa się jakiś czas po "Powrocie Jedi". Imperium zostało złamane, Nowa Republika ukonstytuowała się, ale nie dość, że walka z Imperium jeszcze trwa i jest tym trudniejsza, że Wielki Admirał Thrawn to rewelacyjny dowódca, to sama raczkująca Nowa Republika jest narażona na walki frakcyjne i rozgrywki zakulisowe.
Akcja toczy się błyskawicznie, sytuacja zmienia się jak w kalejdoskopie, wątki nawarstwiają się jeden za drugim. Ofensywa Thrawna, polityczny rozpieprz w Nowej Republice, przygody Luke'a Skywalkera i spółki, gdzieś tam jeszcze jak nie Calrissian, to piraci, itd. Wszystko, rzecz jasna, kończy się dobrze, w charakterystycznym dla uniwersum, nieco infantylnym stylu. Wcześniej dokonuje się sporo szalenie interesujących wydarzeń dla przyszłej historii uniwersum - ot, Mara Jade wykonuje ostatni rozkaz Imperatora, Noghri zmieniają stronę konfliktu, infrastruktura do tworzenia klonów zostaje zniszczona (ta i wtedy), kolejny szalony mroczny Jedi idzie do piachu, Wielki Admirał Thrawn ginie, itd.
Kiedyś sobie ściągnę chociażby i z Chomika "Ciemną stronę mocy" i całą trylogię przeczytam od nowa. Ot, tak po prostu.

2 komentarze:

  1. Ja takoż, pożerałem Starwarsy (ba, zbierałem tazosy i do dziś gdzieś mam album chyba) aż do przejedzenia, że już na te książki patrzeć nie mogłem i odbiłem się tak, że dziś już po żadne nie sięgam.
    Oczywiście też była trylogia Zahna, podobała się i...poza postaciami guzik pamiętam, nawet 90% intrygi przepadło mi w umyśle, wiem że była Jade, C'Baoth, małe Hansolątka i oczywiscie Thrawn, a ten cały Palemo...tfu, Paleon czy jakoś tak gdzieś tam później wracał straszyć znowu. Wpisało się to w kanon, że nawet mówili, żeby z tego zrobić kolejne epizody.
    Czytałem wszystkie trzy, ale pamiętam mniej, niż Ty po dwóch.
    Ponadto wuchta innych starwarsów, większości to już nawet nie pamiętam tytułów, nie mówiąc o fabule...

    Zygfryd, Jedyny Czytelnik i Jego Komentarz

    OdpowiedzUsuń
  2. No właśnie ja takoż części nie pamiętam, co zaznaczyłem, ale może mało dokładnie.

    OdpowiedzUsuń

Komentarze są moderowane - to dobra ochrona przed spamem i trollami.