Czytelnik, 1975.
Lemowi nie podobało się, że kazano mu z jego debiutanckiej powieści zrobić trylogię. Po jakimś czasie udało mu się przywrócić Szpital Przemienienia do wersji pierwotnej i opublikować tak, jak chciał. Omawiane wydane jest przynajmniej drugim tej książki w jej oryginalnym kształcie.
Swoją drogą, na bazie książki nakręcono pod koniec lat '70 film, aż go sobie na dniach odświeżę.
Lem stworzył niezwykle duszną, ciężką, naturalistyczną wręcz momentami opowieść rozgrywającą się w szpitalu psychiatrycznym. Rzecz się dzieje na polskiej prowincji w roku '39 lub '40, w zimę. Stefan Trzyniecki, którego poznajemy jak dociera na pogrzeb stryja, snując przy tym pesymistyczne i nihilizujące rozważania, na skutek w sumie szczęśliwego(?) zbiegu okoliczności znajduje zatrudnienie w tytułowym szpitalu.
Stefan jest wrażliwym młodzieńcem, szybko się uczy i jest bystrym obserwatorem. Kiepsko mu idzie w kontaktach międzyludzkich, ale potrafi dyskutować i wznosić się na wyżyny własnej śmiałości, jeśli sytuacja tego wymaga. Za to nie potrafi porozumieć się z rodziną, męczą - w zależności od kontekstu i konkretnej persony - pospołu wyrzuty sumienia, poczucie wyobcowania i pogarda.
Czytelnik poznaje realia pracy w ówczesnym szpitalu psychiatrycznym, jasne i ciemne strony pracowników. Ten obcy, odstręczający świat poznajemy najpierw razem z oszołomionym Stefanem, próbującym się tam odnaleźć.
W dalszej części książki odizolowana od horroru wojny społeczność styka się z nadciągającym w pełnej krasie koszmarem - pacjenci mają zostać wymordowani.
Książka napisana jest stylem charakterystycznym dla wczesnego Lema. Treść jest zrozumiała - nawet przy snutych przez sporą część książki rozważań etycznych, moralnych, filozoficznych o życiu, człowieku i świecie. Akcja jest dość nierówna - gdy Stefan odnajduje się w swoim miejscu pracy i życia, zwalnia - by znów przyśpieszyć, aż do tragicznego finału.
"Klimat" książki to największa zaleta - wręcz widziałem opisywane przez autora bardzo plastycznie i przejmująco wydarzenia, bohaterów, miejsca - wszystkie w brązach, szarości, czerni i bieli. Książka jest duszna, dołująca, autor potęguje nastrój niepewności, niestałości, upadku wartości, który otworzył drogę dla zimnej negacji, barbarzyńskiego, odhumanizowanego nihilizmu ubranego w naukowe szaty. W powszechnym odczuciu książka jest traktatem moralno-filozoficznym - to chyba jednak zbyt mocne określenie, ale fakt, wszystko się kręci wokół kondycji jednostki ludzkiej, wokół jej przemienienia - na płaszczyźnie jej człowieczeństwa. Lem nie zaprasza czytelnika gdzieś hen w nieznane skryte w gwiezdnych przestrzeniach (jak wiadomo, czasem ten kosmos był mu potrzebny do bardzo pragmatycznych celów krytyki tego, co widział i z czym się stykał na co dzień - i nie on jeden tak miał), tylko do przetrąconego ciężarem dekadencji, rozpadu i niewiary (w cokolwiek) makrokosmosu ludzkiego ducha. Nie wiem, na ile to tylko moje subiektywne odczucie, ale postrzegam tę książkę jako potężną krytykę nietzscheanizmu - lub raczej pewnej formy nietzscheanizmu opartej tylko i wyłącznie o negację. Albo inaczej - Lem doszedł do punktu, w którym nie majaczą na horyzoncie nowe wartości, a dekadencja zniszczyła już wszystkie stare; ich obrońcy podejmują rozpaczliwe próby ich zachowania, pojawiają się zwiastuny nadchodzących zmian, ale reprezentują tylko szał bezmyślnego niszczenia, radują się panującą zgnilizną.
Potężna rzecz. Ku refleksji. Pewien czas temu była wznowiona (wraz z dodatkowymi materiałami, w tym rozkminami jakiegoś księżula), więc nie powinno być trudności większych z dotarciem do niej.
Srogość, tytuł obił mi się o uszy, ale nie wiedziałem, że to o czymś takim. Nie wiedziałem też, że to debiut powieściowy takiego autora. Trzeba wrócić do Lema. Chciałem poczytać wreszcie Rymkiewicza, ale go wymietli z biblioteki polonusy pewnie...to so na pocieszenie wziąłem "Witaj Hameryko" Ballarda, ale jeszcze nie zacząłem.
OdpowiedzUsuńPruskie Żebro