Książka, która miała być sztuką teatralną. Nadal nosi wyraźne cechy dramatu, nie epiki, akcja jest z grubsza statyczna i rozgrywa się głównie przez dialogi.
Alternatywna historia, w której generał Wojciech Jaruzelski nie wprowadza stanu wojennego, a zamiast tego mieliśmy wojnę domową przerwaną przez interwencję Układu Warszawskiego (na prośbę zachodu zresztą). W 1982 roku w zamachu terrorystycznym wylatuje w powietrze Pałac Kultury i Nauki. Rok później zawarto pokój w Terespolu, Ziemie Zachodnie wracają do NRD, Warmia i Mazury do ZSRR. W bliżej nieokreślonej przyszłości sytuacja stabilizuje się, lecz Polska nie jest niepodległym krajem.
Trzeba autorowi przyznać, że przekonywająco wykreował całą alternatywną geopolitykę i spójną wizję świata po wojnie światowej, która wybuchła w międzyczasie. Udała mu się żonglerka postaciami historycznymi, które obsadził w innych rolach i kontekstach.
Zresztą, jego dramato-epika ma dwie płaszczyzny na jakich można ją rozpatrywać. Z jednej strony jest to dość kontrowersyjna jak na szeroko rozpowszechnioną obecnie topornie anty"komunistyczną" narrację opowieść o losach rodziny zmielonej w trybach historii, z drugiej - historia o historii w kontekście wieloświata i alternatywnych rzeczywistości, pojawiających się w momentach licznych i rozlicznych rozwidleń możliwości wyboru.
Jedna gałąź rodziny wraca ze Stanów, druga żyje w Polsce od lat, jeden gość właśnie wrócił z Syberii, gdzie zdarzyło mu się uciec z łagru w taki sposób, jak uciekano z Nazino (dwóch starszych stażem i jeden młodszy - tzw. "świnka" - tamtych dwóch go zjadało w czasie ucieczki). Jak w kalejdoskopie w rozmowach między bohaterami autor przedstawia mnogość postaw wobec zastanej rzeczywistości i historii Polski. Są spadkobiercy tradycji romantycznej, wychowywani w kulcie kolejnych (zazwyczaj niezbyt sensownych i mało roztropnych, o ile powstania można nazwać roztropnymi) powstań, w tym ostatniego z 1981 roku, "drugiego styczniowego", które zakończyło się tak samo jak większość poprzednich. Są wychowani w PRLu, którzy nie znają innej Polski, którzy wszystko osiągnęli w PRLu, którym PRL dał szanse na wyjście z biedy, opuszczenie wsi, otrzymanie wykształcenia i dorobienie się. Jest syn robotnika, który na antykomunizm przeszedł dla dizewczyny pochodzącej z przedwojennej "dobrej" rodziny. Są realiści polityczni, są zwolennicy takiej czy innej frakcji w wojsku. Są najróżniejsze motywacje, są czyny straszne i momenty refleksji. Są przypadki, które zapoczątkowały lawinę wydarzeń. Redliński w fascynujący sposób splótł ze sobą wydarzenia konstytuujące świat przedstawiony z historią przedstawionej w książce rodziny.
Autor sam zdaje się uznawać gen. Jaruzelskiego za patriotę i ewentualny stan wojenny za mniejsze zło wobec tragedii, którą uniemożliwił. Z ust jego bohaterów płyną czasem bardzo gorzkie słowa, np.: Tylko że Breżniew wcale nie wszedłby do Polski - gdybyśmy go nie sprowokowali. A kto go sprowokował? Janosikowie z Matką Boską w klapie! A kto tych Kmiciców i Ondraszków rozzuchwalił? Nie on? (...) On reanimował ten najgorszy patriotyzm. Dewocyjny! "Boże coś Polskę - przez tak liczne wieki - otaczał blaskiem potęgi i chwały". Nie otaczał! I nie przez liczne! Tylko przez trzy wieki - na dziesięć! (...) "Coś ją osłaniał tarczą swej opieki..."? Bujda! Nie osłaniał! Trzy wieki osłaniał, a siedem wieków gnębił! Poniewierał! Najeżdżał Tatarami, Krzyżakami, Szwedami, Turkami, Moskalami, Prusakami, Austriakami, bolszewikami, hitlerowcami! A ta ciemnota niewiedząca, gdzie Rzym, gdzie Krym, podniosła łby i zaryczała: Hajże na Moskala! Ruskim tak przyp...limy, że moskiewskie kuranty zagrają Mazurka Dąbrowskiego! Zwyciężymy! Matka Częstochowska i Ojciec Święty załatwią to nam u Pana Boga! Okazja! lub Że tak długo wierzyłem - pośrednikom. Nie przyszło mi do głowy, że to mogą być... fałszerze. Wierzyłem w... mądre miny. Siwe włosy. Zmarszczki na czole. Ściągnięte brwi. Uroczyste gesty. Eleganckie garnitury. Skąd mi się wzięło przekonanie, że pan w muszce [ahaha - dop. ja] na pewno jest szlachetny, a pani w garsonce musi być mądra? Wierzyłem w wysokie pokoje i w stylowe meble. I w stare pomniki. Stare nazwiska! Czcigodne przydomki! Mój ojciec ma rację: rechotałem z innymi durniami z Marksa - ale przecież ja nie przeczytałem ani jednego zdania Marksa. O Marksie wiedziałem tylko od pośredników. Rechotałem z Lenina, z Bieruta, Gomułki - ze ślepych kuchni, z trabanta, z pegeerów... bo wszyscy rechotali. I klękałem przed Piłsudskim, papieżem, Wałęsą - bo wszyscy klękali. Nabrałeś mnie, Ako, rację ma Zygmunt: wy, starzy, załatwialiście jakieś swoje stare porachunki z Rosją, z Bierutem - i wciągnęliście w to nas, młodych, głupich. Dość tego.
Mocne, ale coś w tym jest. Zdecydowanie coś w tym jest.
Książka do zastanowienia się nad sobą i nad światem. Wiwisekcja polskiego ducha i polskich mitów. Próba zdiagnozowania, co takiego siedzi w nas, mieszkających w tym smętnym kraju leżącym nad Wisłą, próba zderzenia ze sobą postaw i pozycji, polskie spory toczące się wciąż i wciąż i wciąż od wieków, polska gorączka, przekrzykiwanie się, kto jest lepszym patriotą a kto jest zdrajcą czego i dlaczego.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Komentarze są moderowane - to dobra ochrona przed spamem i trollami.